… czyli o tym jak można wyrzucać co roku 7 – 9 mld zł do kosza oraz ignorować zagrożenie dla bezpieczeństwa łańcucha dostaw surowców energetycznych. Dlaczego? O tym kilka refleksji poniżej.
Państwo polskie nie posiada morskiej floty handlowej pod narodową banderą. Na przestrzeni ostatnich 35 lat, liczba morskich statków handlowych, systematycznie malała. W 1989 roku, Polska posiadała morską flotę handlową w wielkości ok. 500 jednostek, wszystkie pod polską banderą. Natomiast obecnie jest ich zaledwie 88 a w tym tylko 14 pod polską banderą, z których tylko dwa są pełnomorskimi statkami handlowymi (dane GUS za 2023 r.) a pozostałe to statki szkolne i administracji morskiej.
Brak morskiej floty handlowej pod narodową banderą powoduje wymierne straty dla gospodarki państwa oraz sektora finansów publicznych. Prawda jest taka (o której mało wiadomo), że z banderą statku uciekają pieniądze. Podatek tonażowy, opłaty rejestrowe, w dużej mierze opłaty inspekcyjne a także opłaty formalno-prawne z powodu eksploatowania statków polskich armatorów pod obcymi (wygodnymi) banderami, są płacone do budżetu państwa bandery a nie do budżetu państwa polskiego. Według szacunków prof. W. Modzelewskiego, utracone korzyści dla szeroko rozumianego sektora finansów publicznych, z powodu braku floty pod narodową banderą, sięgają sumy rzędu 7 – 9 mld zł. rocznie.
Oprócz utraconych korzyści finansowych i ekonomicznych jest również kwestia bezpieczeństwa łańcucha dostaw strategicznych surowców energetycznych. Od czasu wojny w Ukrainie takie surowce energetyczne jak węgiel, ropa i gaz dostarczane są do Polski drogą morską i statkami obcych bander. To powoduje, że w razie zagrożenia zewnętrznego, państwo polskie nie posiada skutecznej i efektywnej kontroli administracyjnej i formalno-prawnej nad statkami dostarczającymi te surowce. W razie zagrożenia zewnętrznego, państwo nie może przejąć statków obcych armatorów i pod obcymi banderami do wykonywania zadań państwowych.
Pozostaje wyłącznie kontrola handlowa. Jednak w sytuacji zagrożenia wojną, kontrola handlowa jest niewystarczająca. Klauzule wojenne, zawarte w umowach czarterowych na przewóz ładunków drogą morską, w sytuacji, gdy port docelowy znajduje się w strefie zagrożonej wojną, pozwalają armatorom na odstąpienie od wykonania umowy. A nasze porty morskie, Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Świnoujście, znajdują się na Bałtyku, który od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę jest bardzo blisko strefy zagrożenia. Toteż bez morskiej floty handlowej pod narodową banderą, w sytuacji zagrożenia wojną, możemy zostać bez ropy, węgla i gazu, gdyż obcy armatorzy odmówią wpływania do polskich portów.
Ktoś może zapytać, co ma piernik do wiatraka a ubezpieczenia społeczne marynarzy do tak poważnych spraw. Otóż ma i to dużo, gdyż obowiązujące w Polsce wysokie koszty ubezpieczeń społecznych marynarzy są jednym z głównych powodów ucieczki polskich armatorów pod wygodne bandery. Według danych rynkowych, m.in. Drewry, Moore Stephens, BIMCO, ICS, czy też raportów opartych na danych z OpCost, koszty załogowe stanowią średnio 40–60% kosztów operacyjnych (OPEX) armatora. Na statkach o polskiej przynależności wysokie koszty załogowe są jeszcze podwyższone przez wysokie ubezpieczeń społecznych. Natomiast na statkach pod wygodnymi można zatrudnić marynarza bez ubezpieczeń społecznych czyli kosztów ubezpieczeń społecznych praktycznie tam nie ma. A stawki frachtowe dyktuje rynek żeglugowy. W efekcie armator eksploatujący statki pod polską banderą (czyli mający wyższe koszty) nie jest w stanie na tym rynku sprostać konkurencji ze strony armatorów eksploatujących statki pod wygodnymi banderami (czyli o niższych kosztach). Skutek jest taki jakiego doświadczamy. Brak morskiej floty handlowej pod polską banderą, bo armatorzy przerejestrowali swoje statki pod wygodne bandery. Ale każdy kij ma dwa końce. Na takim rozwiązaniu traci państwo (jak wspomniałem na początku prof. W. Modzelewski szacuje utracone korzyści z powodu braku morskiej floty handlowej na 7 – 9 mld zł rocznie).
Po wielu latach, państwo w końcu przygotowało projekt ustawy mających na celu obniżenie kosztów ubezpieczeń społecznych marynarzy. Niestety, w projekcie ustawy brak jest jednoznacznych rozwiązań dotyczących obowiązywania nowego systemu na statkach o polskiej przynależności. A to powoduje, że na statkach pod obcymi (wygodnymi) banderami, będzie nadal tanio a na statkach pod polską banderą nadal będzie drogo. Skutek? Znowu oczywisty. Żaden armator nie będzie nadal zainteresowany rejestracją statków pod polską banderą.
W tej sytuacji klub parlamentarny Konfederacji zgłosił poprawki, które miały na celu m.in. usunięcie tej wady (i przy okazji kilku innych pomniejszych).
I te poprawki a następnie cały projekt był wczoraj wieczorem [w środę 24.06.b.r.] głosowany na sesji plenarnej Sejmu. I co zrobił Sejm? Odrzucił wszystkie poprawki. I przyjął ustawę w pierwotnej formie. Czyli takiej, która nie wprowadza jednoznacznych zachęt dla polskich armatorów do rejestrowania statków pod polską banderą.
Czyli co zrobił wczoraj Sejm? Ano wyrzucił do kosza szansę na stopniowe odzyskiwanie traconych przez państwo pieniędzy z powodu braku morskiej floty handlowej. I druga sprawa, równie ważna. Bezpieczeństwo łańcucha dostaw strategicznych surowców energetycznych. Jeżeli nie będzie morskiej floty pod polską banderą – nie będzie takiego bezpieczeństwa. Nad tą sprawą, odrzucając zgłoszone przez klub Konfederacji poprawki, posłowie rządzącej koalicji, również przemknęli się chyłkiem.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka