seafarer seafarer
1499
BLOG

Niedziela, szósta rano, głucho wszędzie, ciemno wszędzie...

seafarer seafarer Hobby Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

image

Go!  Tak mówi Endomondo po włączeniu.  No, więc ruszam, Miętową w lewo i w dół w głąb osiedla. W lecie jak rano jest jasno, skręcam w prawo w kierunku okolicznych lasów. Tam skąd przychodzą dziki i na osiedlowych trawnikach zostawiają znaki swojej bytności.  Czyli, trawniki kompletnie zdewastowane. Czego dziki tak ryją te trawniki? Ostatnio gdzieś słyszałem, że dżdżownice są przyczyną. Podobno to przysmak dzików.  Teraz, jak o szóstej jeszcze jest ciemno, to w lesie byłoby jakoś tak nieswojo … No i te dziki tam w lesie.  Na osiedlu jak się je spotka to jakoś inaczej. Człowiek czuje się pewniej. Ostatecznie jest u siebie. W lesie odwrotnie, dziki są u siebie. No, więc po ciemku lepiej nie ryzykować.

Te dziki są udręką mieszkańców dzielnic na obrzeżach Gdyni. Kiedyś zdarzyło mi się, że wręcz ‘własnym ciałem’ zasłaniałem kobietę z trójką małych dzieci przed biegnącym dzikiem. Na szczęście machaniem rąk i krzykiem udało mi się skierować dzika w inną stronę. Te dzieci już są większe, ale chyba tamto spotkanie z dzikiem mocno przeżyły. Bo jak mnie widzą, to do dziś dnia, z daleka mówią mi dzień dobry. Nie powiem miło to słyszeć. Dla mnie tamto spotkanie z dzikiem też nie było błahą sprawą. Toteż nie odpuściłem sprawy. I zgłosiłem ten przypadek do straży miejskiej. Pani ze znudzeniem wysłuchała mojej interwencji. I odesłała mnie do leśniczego. Leśniczy z kolei, tłumaczył się tym, że nie mają zapadni, żeby łapać dziki. To było już dobre kilka lat temu. I nic się nie zmieniło. Dziki nadal buszują po naszej dzielnicy. Nasz Prezydent (miasta Gdyni) chyba ma jakąś szczególną sympatię do dzików. Bo nic nie robi w sprawie, aby się pozbyć dzików z miasta.  Wystarczyłoby kupić kilka zapadni, na których brak narzekał leśniczy.  Myślę, że koszt zapadni nie jest tak wielki, aby zrujnować budżet miasta. Gdyby leśniczy miał sprawne zapadnie, to wtedy może by te dziki wyłapał i wywiózł do prawdziwego lasu. Daleko od miasta. 

Dziki dzikami a ja nadal biegnę. Zwykle na skrzyżowaniu skręcam w prawo w Wiczlińską. Tym razem jednak pobiegłem prosto, Koperkową.  Bo biegnąc w prawo wychodzi tylko cztery kilometry, a tym razem chciałem zrobić całe pięć.  Z daleka, na końcu ulicy widać światła stojącego samochodu. Ciekawe gdzie i kto w niedzielę tak wcześnie rano w się wybiera. Zanim odjechał, dobiegłem i zobaczyłem.  Na samochodzie był napis – Świeże Dania. Przywiózł komuś śniadanie? No, proszę, człowiek sobie wstaje, dzwoni i przywożą mu świeże śniadanie.  Fajnie mają teraz ludzie. No, nie wszyscy. Bo ten, co przywiózł to śniadanie to pewnie całą noc nie spał, tylko pracował.

Z daleka widać już Nowowiczlińską, to główna ulica, która potem przechodzi w Wiczlińską, którą wcześniej ominąłem.  Na tej głównej więcej ruchu, przeważnie autobusy. Jadą puste, zatrzymują się na pustych przystankach. Zawsze mnie to zastanawiało. Jak się czuje kierowca takiego pustego autobusu. Gdy tak jedzie bezużytecznie.  Ale nie, nie wszędzie pusto. Akurat mijam przystanek po przeciwnej stronie ulicy.  A na nim jest kilka osób, wśród nich dziewczyna z walizką, taką na kółkach. Pewnie wybiera się w dalszą podróż. Może do Warszawy? Pomiędzy Gdynią i Warszawą jest jakaś szczególna więź i sympatia. Co się przejawia między innymi tym, że w lecie dużo ludzi z Warszawy przyjeżdża do Gdyni. Ale teraz jest już prawie zima a nie lato. Może ta dziewczyna jedzie do pracy? Ta walizka była podręczna, mała.

Mijam skrzyżowanie, tam gdzie jest krzyż i zaczyna się ulica Rdestowa, która prowadzi w kierunku Chwaszczyna.  Na skrzyżowaniu zielone światła dla pieszych. I słychać ter – ter - ter , sygnał dźwiękowy. Dla niewidomych, że można przechodzić. W ciągu dnia, gdy dużo ludzi i duży ruch to ter – ter, jakoś nie zwraca uwagi. Teraz, gdy cicho i nie ma żadnego ruchu, ani pieszych, ani też samochodów, to terkotanie świateł na skrzyżowaniu słychać wyjątkowo donośnie. 

Na Rdestowej przy dawnej hali targowej skręciłem w prawo, przez osiedle w kierunku domu. Po drodze mijam kościół. Nowy, ale ładny mamy kościół. Nie taki nowoczesny, w kształcie namiotu, udziwniony, jakich wiele można spotkać na nowych osiedlach. Nasz jest tradycyjny, w stylu neogotyckim. Jedyne, co razi to hełm wieży. Jest czterograniasty i przez to taki trochę wątły i nieproporcjonalny w stosunku do samej wieży. Gdyby był ośmiograniasty byłby pełniejszy i ładniejszy.  Pewnie z finansami było krucho u kssiędza proboszcza i pieniędzy na ośmiograniasty nie wystarczyło. Na wieży jest witraż przedstawiający Trójcę Świętą, bo pod takim wezwaniem jest nasz kościół. Witraż jest już rozświetlony. Kościelny zapalił światła, zaraz zacznie się poranna msza.

Niedziela, szósta rano. Na ulicach pusto, ludzi nie ma. A chodnikiem biegnie człowiek. Dokąd biegnie? Po co biegnie? Oto jest pytanie ...

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości