seaman seaman
6546
BLOG

Gadał Ziemkiewicz do obrazu

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 110

I na samym wstępie należy zaznaczyć, że dziennikarz "DO RZECZY" sam to malowidło stworzył. Jarosław Kaczyński na tym obrazie występuje jako mimowolny, chociaż najzupełniej świadomy sojusznik Putina, przez którego równie świadomie jest wspierany, gdyż ten ma swój interes w ewentualnym sukcesie wyborczym szefa PiS.

Kalkulacja Putina ma być taka, że przeciwko Polsce rządzonej przez Kaczyńskiego łatwiej będzie mu rozpętać nagonkę na Zachodzie, a wówczas ta smętna dziewica Europa, znużona rusofobicznym warcholstwem Polaków, pozwoli w końcu Rosji ponownie przygarnąć Polskę pod swoje skrzydła. W tym sensie spolegliwa aż do mdłości postawa Tuska wobec bliskiej i dalszej zagranicy jest dla Putina po prostu przeszkodą w tych rachunkach.

Natomiast w rachubach Kaczyńskiego mają się mieścić jego niezłomne moralne zobowiązania wobec smoleńskich ofiar, a po drugie liczy on, że „wygra rosyjskie przyzwolenie dla dobra państwa”, gdyż w polityce skutek jest „nieprzewidywalną wypadkową różnych starań oraz intencji”. Tak mniej więcej przedstawia się obraz namalowany przez Rafała Ziemkiewicza w ostatnim numerze "DO RZECZY".

Trzeba powiedzieć szczerze, że w imaginacji Ziemkiewicza obecna rosyjska władza jawi się jako skrzyżowanie makiawelizmu najwyższej próby z wizjonerstwem na miarę Lenina, a w części praktycznej konkuruje sprawnością z Mosadem przy determinacji rodem z dawnego KGB. Moim zdaniem Ziemkiewicz zbyt nonszalancko lawiruje pomiędzy swoimi rolami, w których na przemian występuje: publicysty, pisarza i chłodnego analityka sceny politycznej.

Nie jest  do końca prawdą, że „dla Rosji stworzenie wrażenia, iż całkowicie bezkarnie zamordowała próbującego jej się przeciwstawiać prezydenta Polski, jest szalenie korzystne”, a na dodatek korzystny jest obraz „Putina jako twardego władcy”, co ma być postrachem dla Europy . Polski także nie dyskredytuje w polityce międzynarodowej twarda polityka Putina, lecz koszmarnie uległa polityka Tuska i Komorowskiego. Gdyby bowiem polityka opierała się na takich inscenizowanych wrażeniach, to Putin już dawno rządziłby Europą, a Związek Sowiecki nigdy by nie upadł.

Za pomocą „sprawiania wrażenia” to można wygrać jakieś wybory, utrzymać się przy władzy drugą kadencję w kraju postkolonialnym, ale nie zmieni się rzeczywistości ani tym bardziej nie przekona możnych tego świata o swojej faktycznej sile. To jest drugorzędny czynnik. Nawet rządzona przez lewactwo Unia Europejska nie jest już taka głupia, żeby kierować się wrażeniem w ocenie potęgi jakiegoś państwa. Jeśli Unii imponuje putinowska Rosja, to wyłącznie zasobami, potencjałem i możliwościami – na przykład przeforsowaniem do spółki z Niemcami budowy gazociągu bałtyckiego oraz arsenałem nuklearnym. A gdyby Ronald Reagan i Margaret Thatcher kierowali się wrażeniami sowieckiej potęgi, to Donald Tusk byłby dzisiaj pierwszym sekretarzem KC, a nie premierem.

Jeśli chodzi o tragedię smoleńską, Rosji niewątpliwie zależy na skompromitowaniu wersji zamachu w celu podtrzymania swojej wersji, czyli raportu Anodiny. I to bez względu na to, czy zamach miał miejsce, czy go nie było. Rosji nade wszystko zależy na ukryciu swojej winy, lub też jak ktoś woli, swojego udziału w przyczynach katastrofy. To jest bowiem faktyczna kompromitacja państwa. Obraz podłego baraku-wieży kontrolnej na nieczynnym lotnisku smoleńskim nie jest tak kompromitujący, jak kontrolerzy lotów sterowani telefonicznie przez jakiegoś generała albo fałszowanie zapisów czarnych skrzynek.

Rosjanie stwarzają wrażenie, że coś jest na rzeczy z zamachem, podsycając w ten sposób żywioł polski, który z kolei podchwytując najbardziej fantastyczne i wręcz dzikie hipotezy (choćby tak zwana maskirowka), idealnie wpisuje się w kagiebowską akcję kompromitowania hipotezy zamachu. Przecież im więcej absurdalnych, niepotwierdzonych pogłosek i teorii na temat zamachu się pojawia, tym lepiej dla zamachowców. Także z tego powodu, że gdy pojawi się ślad autentyczny, łatwiej go będzie zdeprecjonować, zwłaszcza gdy ma się w ręku wszystkie dowody rzeczowe.

A że Putin piecze na tym ognisku dwie pieczenie, to nie dziwota, choćby ze względu na swój elektorat, a także – nie ma co ukrywać – na swoich ludzi w dawnych sowieckich bliskich zagranicach, jak Polska. Nic bowiem nie buduje bardziej przywiązania lokaja do pana niż widomy znak pańskiej potęgi. Mniej lub bardziej dyskretne podtrzymywanie przez Putina wizerunku bezwzględnego twardziela, który nawet w kiblu dopadnie wroga, leży jak najbardziej w interesie Putina. A że jest to działanie zakulisowe, więc można wyśmiać każdego, kto mu zarzuci pospolity bandytyzm. Metoda stara jak świat i ciągle działa.

W takim kontekście nie ma dla Rosji lepszej alternatywy niż Polska z Tuskiem albo kimś na jego podobieństwo u władzy i Kaczyński w opozycji, ale wciąż na chodzie, czyli mający realny wpływ na opinię publiczną. A w tle szydercza palikociarnia, pijąca za błędy pilotów. To jest gwarancja dla Putina, że jego błędy i winy pozostaną ukryte – spocony premier Tusk w pogoni za europejskimi splendorami oraz spętany strachem przed ujawnieniem swoich, czynionych w spółce z rosyjskim premierem machinacji w celu zmarginalizowania polskiego prezydenta. A naprzeciw Tuska twarda opozycja, o której on wie, że nie da się kupić ani zbyć splendorem, żyrandolem i kawiorem. To jest konfiguracja gwarantująca polską niemoc w sprawie Smoleńska. Taki stan rzeczy jest najkorzystniejszy dla Rosji, a nie Kaczyński przy władzy.

Owszem, Rosji zależy na ponownym zwasalizowaniu Polski, lecz w tym celu nie ma dla niej lepszego wariantu, jak prezydent Komorowski i premier Tusk u steru w Polsce, a biznesmedia z nimi w serdecznej i interesownej komitywie. Bo w tym wypadku nie trzeba czołgów, całej tej brutalnej mitręgi i obywa się bez protestów świata. Jakoś często mówimy, że Niemcy w sposób pokojowy zdominowały Europę i niejako spełniły sen III Rzeszy bez sięgania po przemoc militarną. Ale nie potrafimy wykrztusić wprost, że putinowska Rosja to już nie są chamscy Sowieci w walonkach i że ich także stać już na subtelniejsze metody.

A jeśli chodzi o Kaczyńskiego, cóż...mamy z nim do czynienia w polityce już 20 lat z solidną górą. Jasne, że swoich zobowiązań moralnych wobec smoleńskich ofiar dotrzyma, że ich nie przehandluje za stołek premiera. Jednego bowiem nie można o szefie PiS-u powiedzieć, a mianowicie nie można mu zarzucić Tuskowego ciągu na splendory władzy.

A co do reszty, to już dawno temu (po wyborach 2005) podsumował Kaczyńskiego pewien bystry publicysta, wrogi mu zresztą Jacek Żakowski. Przytaczam tę swoistą rekomendację, żeby mi żaden obwieś nie zarzucił, że uprawiam kult jednostki: „To nie jest ani gracz jak Miller, ani administrator jak Buzek, ani reformator jak Leszek Balcerowicz, ani dyplomata jak Aleksander Kwaśniewski. Zapewne jest tym wszystkim po trosze, ale przede wszystkim jest generatorem, nosicielem i egzekutorem politycznych wizji. W III Rzeczypospolitej jego sposób myślenia (ale już nie metody działania) można porównywać tylko ze stylem Adama Michnika. Jarosław Kaczyński nie uprawia polityki, a metapolitykę. Nie uprawia jej po to, aby zdobyć władzę, choć władza jest mu w jakiś sposób potrzebna. Nie zdobywa władzy, aby rządzić, chociaż możliwość rządzenia sprzyja jego celom… On chce zmieniać Polskę.”

A przecież o to nam wszystkim chodzi....

 

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka