Sierkovitz Sierkovitz
1658
BLOG

Antynauka rośnie w siłę?

Sierkovitz Sierkovitz Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Od dawna interesuję się tematyką związaną z pojmowaniem i postrzeganiem nauki przez opinię publiczną. Mówiąc o nauce mam na myśli szczególne tematy leżące na styku nauki i debaty społecznej. W różnych momentach swojego blogowania pisałem o teorii ewolucji, globalnym ociepleniu, szczepionkach, GMO. Zajmowałem się też tematyką pseudonaukową: homeopatia, alternatywne metody leczenia, kreacjonizm, denializm AIDS. W wypadku tych tematów świat nauki ma przeważnie wyrobioną opinię. Natomiast debata o każdym z wymienionych zagadnień w sferze publicznej jest zawsze burzliwa i pełna zwolenników różnych alternatyw do naukowego wytłumaczenia. Skąd taka dysproporcja między tym co akceptuje świat nauki a tym w co wierzy Kowalski (zakładając optymistycznie, że go to w ogóle obchodzi)?
 
Jest kilkaset powodów dlaczego istnieje taki rozdźwięk. Skoncentruje się zatem na kilku z nich, które intrygują mnie najbardziej. Z pewnością jednym z głównych winowajców jest świat nauki. Izolacja, nadmierna specjalizacja, brak popularno-naukowego wątku w pracy większości naukowców – te wszystkie procesy w połączeniu z tym, że wiemy coraz więcej jako populacja a coraz mniej jako jednostki powoduje, że między akademią a wiedzą ogólną wytworzyła się pewnego rodzaju przepaść. Naukowcy w znacznej części nie chcą dzielić się tym co robią z opinią publiczną. Albo uważają, że jest to poniżej ich godności albo, że nie ma to sensu bo i tak pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje. W tym drugim mają niewątpliwie częściową rację. To też po części efekt specjalizacji. Wielkie teorie: Darwina czy Einsteina były w stanie poruszyć wyobraźnię mas. Wielkie odkrycia i wynalazki, jak silnik parowy, rozszczepienie atomu, szczepienia, antybiotyki zmieniły naszą zachodnią cywilizację. Dzisiaj drobne poprawki czy małe erraty do dawnych teorii mimo tego, że posuwają nas do przodu znacznie szybciej, są niezauważalne i mniej spektakularne niż to drzewiej bywało.
 
Ale nie można zwalać całej winy na naukowców. Znaczy można, ale to byłoby bardzo nie fair. Winę ponosi też i każdy z nas. Moim zdaniem, głównym powodem popularności różnych pseudonaukowych koncepcji jest stereotypowe postrzeganie świata a także niechęć do poznawania odpowiedzi, które nie pasują do naszego światopoglądu. Przykładowo teoria ewolucji jest przez niektórych postrzegana jako antyreligijna i jako taka jest przez te osoby odrzucana na podstawie nikłych przesłanek. Tak samo z globalnym ociepleniem. Jest widziane jako lewicowe i osoby z prawa często chwycą byle jakie argumenty sceptyków, bo tak im psychologicznie wygodniej. Jeszcze ciekawsza jest sprawa szczepionek. Tu sceptycy należą do pełnego spektrum politycznego. Znajdą się wśród nich miłośnicy New Age, ekolodzy, religijni fundamentaliści, teoretycy spiskowi z obu stron sceny politycznej. Wszystkie wspomniane ruchy są dobrze zorganizowane i przystosowane do nowoczesnych środków przekazu. Na tyle dobrze, że wpisując w wyszukiwarkę globalne ocieplenie czy szczepionka, trudno znaleźć strony z rzetelnymi informacjami w natłoku klonów stron przeciwników.
 
Ta sytuacja częściowo wynika z niechęci do naukowców. Niechęci, która nie objawia się może w sondażach opinii publicznej. – tam naukowcy cieszą się zaufaniem. Ale wystarczy przyjrzeć się Hollywood. Trudno w kilka chwil znaleźć w głowie film, w którym bohaterem i to pozytywnym byłby naukowiec. Albo mamy megalomańskich wariatów próbujących opanować świat albo wyrzutków z mainstreamu, którzy ratują świat mimo tego, że akademicki establishment – opanowany przez układy – dawno postawił na nich krzyżyk. Naukowiec z instytutu czy uniwersytetu jest przeważnie na usługach jakiejś haniebnej korporacji, ewentualnie rzuca kłody pod nogi młodym obiecującym adeptom. Taki image z pewnością nie pomaga. Nie twierdzę, że Hollywood robi to celowo. Po prostu w sferze fabuły takie przedstawienie jest znacznie ciekawsze niż facet w średnim wieku czytający w swoim biurze artykuły, co byłoby znacznie bliższe rzeczywistości. Ale obraz idzie w świat. Można się też wsłuchać w różnego typu wypowiedzi jak: czego to ci naukowcy z nudów nie wymyślą, ile pieniędzy na to zmarnowano, zamiast to robić zwalczaliby głód w Afryce (to klasyczne wypowiedzi oznaczające – doświadczenia ani wyników nie zrozumiałem, ba średnio rozumiem jak działa nauka). Trudno zauważyć nawet teraz, że badania na meduzach przyczyniły się do wyleczenia kilku odmian raka. A co dopiero przed faktem? Teraz z kolei z nadzieją patrzy się na badania golców (nagich kretoszczurów) za które parę lat temu nikt nie dałby 5 groszy.
 
W niechęci do nauki nie można zapominać o podłożu religijnym. U nas raczej nie jest groźne bo KRK jest z wyjątkami raczej nauce przychylny, ale, szczególnie w USA konflikt nauka-religia jest bardzo powszechny na poziomie elektoratu. Na poziomie elektoratu, bo politycy, oprócz tego, że mówią to czego chcą ich wyborcy, po obu stronach sceny politycznej wprowadzają przyjazne nauce ustawodawstwo. W Polsce jest kilka grup, które podważają naukową wiedzę w imię swojej religijności ale to margines społeczeństwa. Inną stroną tego samego medalu jest podważanie naukowych osiągnięć bo są one niezgodne z naturą. Tu prym wiodą różnego rodzaju grupy proekologiczne i ezoteryczne spod znaku New Age. To im „zawdzięczamy”  chemofobię, naturalne leki, które może nie działają ale nie mają skutków ubocznych, dziwne i niesprawdzone terapie. A z tych grup podobne koncepcje upowszechniły się w świadomości ogólnej. I tak każdy wie, że pryskane to koniecznie niezdrowe, modyfikowane – jeszcze gorzej, a „chemia” stała się pejoratywnym określeniem.
No ale dosyć czarnowidztwa. Owszem, mamy do czynienia z całkiem pokaźną grupą antynaukową. Ale dzięki Bogu, większość albo niezbyt interesuje się nauką albo ma wobec takich rewelacji co najmniej ambiwalentne podejście. Co ważniejsze, w ostatnich latach presja na naukowców w sprawie komunikowania swoich odkryć i badań szerokiej publiczności zdecydowanie wzrosła. Nie ma w zasadzie europejskich grantów, w których ten punkt nie byłby zaadresowany. Internet oprócz ton śmieci zawiera też całkiem niezłe źródła informacji, z których coraz częściej korzystamy. O antynaukowych sentymentach warto pamiętać ale historia pokazuje, że koniec końców użyteczność danych technologii i przytłaczający materiał dowodowy bronią się same.
Sierkovitz
O mnie Sierkovitz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie