Siukum Balala Siukum Balala
1325
BLOG

W swaneckiej czapce w świat

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

image

Podróżowanie po Gruzji środkami publicznej komunikacji dostarcza więcej wrażeń niż wizyta w jakimkolwiek europejskim lunaparku. Odwiedziłem kilka lat temu największy - do niedawna - brytyjski lunapark Alton Towers, więc wiem o czym piszę. Korzystałem ze słynnego Obliviona i największego w Wielkiej Brytanii rollercoastera, na którym można doznać przeciążeń do 5 g, ale to wszystko namiastka prawdziwych emocji. Nie żałuję, że zrezygnowałem z wynajmu auta na lotnisku, dzięki temu na tej podróży jestem do przodu jak nigdy wcześniej, zaoszczędziłem 309 funtów na samym wynajmie i uratowałem kaucję 450 funtów za udział własny w szkodzie. Nie sądzę, że będąc początkującym gruzińskim kierowcą wróciłbym na lotnisko w całości. Zrezygnowałem również z oferty przewodnika z autem w cenie 100 euro dziennie + wikt i noclegi... i dobrze zrobiłem.

Liczą się bowiem tylko marszrutki, bardzo specyficzny i pełen emocji sposób podróżowania po krajach byłego ZSRR. Nigdzie nie zauważyłem ujednoliconego rozkładu jazdu, nie zauważyłem jakiegoś wspólnego brandu na autobusach krążących po Gruzji, sądzę zatem, że nie istnieje tam jakaś duża kompania autobusowa utrzymująca regularne, planowe przejazdy międzymiastowe. Bolączka państw po rozpadzie komunistycznej wspólnoty, brak kapitału, zatem takie przedsiębiorstwo dopiero powstanie. Jednak ludzie żyją, muszą podróżować, muszą przemieszczać się z powodów życiowych, rodzinnych, biznesowych oraz wszystkich pozostałych i tu jak znalazł dla każdego potrzebującego, są marszrutki, czyli busiki ( 10 - 12 osobowe Mercedesy lub Fordy Transity ) jeżdżące w każdym dowolnym kierunku, na życzenie klienta, w cenie absolutnie przystępnej. Łatwość i szybkość podróżowania po Gruzji jest oszołamiająca, nie ma czekania na odjazd autobusu, nie ma studiowania rozkładów jazdy, nie ma czesania aplikacji w smartfonie i ustalania marszruty, odrzucamy te wszystkie współczesne gadżety i udogodnienia, bo mamy pod ręką marszrutkę, nie jedną, a kilka. Do wyboru do koloru i w różnej cenie. Nie zdarzyło mi się czekać na odjazd dłużej niż kwadrans, czas potrzebny do zebrania kompletu pasażerów w konkretnym kierunku. Jedyna rzecz, którą musimy ustalić to skąd odjeżdżają marszrutki, już na placu zostajemy przejęci przez 3 - 4 szoferów, i mamy prawo licytować cenę w dół i o to chodzi. Po trzech dniach zrobiło się nudno, za łatwe to wszystko i zbyt natarczywe. Wszyscy wychodzą z ofertą, łapią za rękaw, wyciągają zafoliowane zdjęcia

- Tu koniecznie musisz pojechać, tu cię zawiozę, to najważniejszy kościół w Gruzji, tu najważniejsza jaskinia, tu najlepsze wino, tu najpiękniejsze widoki.

Dość tego ! Jestem typem Zosi - samosi i sam wszystko organizuje, sam wybieram kierunki i miejsca. Schowałem aparat, by nie wyglądać na turystę - frajera i kupiłem czapkę swaneckich górali, najbitniejszych spośrod gruzińskich nacji.

image

Nagabywanie ustało, cóż z tego kiedy wszyscy w Adżarii zaczęli brać mnie za Turka.

image

Meczet w Batumi

Jedynie w Imretii rozpoznali we mnie Swanetczyka - mówiąc - wot eto nastojaszczyj Swanetczik.

image

To jest ta bolączka : zatracanie tożsamości poprzez czapkę. Żyd na parkingu w Tel Avivie bierze mnie za Rumuna, choć sam nie jest lepszy, bo choć Żyd to nos ma ruski, zadarty. Lico u niego całkowicie nie jewrejskie, choć mówi, o sobie że jest ruski Jewrej i nie podoba mu się w Izraelu, bo tu za dużo Jewrejew żyje. W Bukareszcie biorą mnie za Żyda, a w UK pytają jakie to narzecze, ten mój angielski. W Gruzji zaś, bez czapki swaneckiej brali mnie za Ukraińca lub Białorusina, w czapce za Turka. Niemcy dla odmiany wzięli mnie w tej czapce za przybysza z Kandaharu i zarządzili trzepanie bagażu na Schönefeld. Niemcy jak zauważyłem, boją się czapek. W 1933 roku, po przejęciu władzy przez Socjalistyczną Partię Niemieckich Narodowych Robotników ( NSDAP ) zaczęli bać się jarmułek. Kiedy do 1945 roku uporali się z tymi lękami, to zaczęli bać się czapek z czerwoną gwiazdą. Teraz boją się nakryć głowy z owczej, filcowanej wełny. A co ja jestem temu winien ? To już nie można wjechać do Unii w czapce ze Swanetii ? Gdzie się podziała tolerancja z której słynie Europa ? No, ale to tak na marginesie z tą czapką i Schönefeld. Dziś jest weekend i po tak morderczym spontanie należy mi się weekendowy odpoczynek w stylu angielskim, czyli wiadomo. Jak podróżuje się marszrutkami ? O tym może jutro ? Jeśli moc będzie ze mną. No i moc czapki ze Swanetii, zżyłem się z nią. Nie wiem czy nie kupię sobie 2 - 3 owiec do ogródka. Nie przypuszczałem, że drzemie we mnie natura kaukaskich górali. 

image




Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości