O międzynarodowych negocjacjach ONZ w sprawie ochrony klimatu mówi się u nas niewiele (zdumiewające!). Jeżeli jednak się mówi, na główny plan wysuwa się obawa, że prężnie rozwijające się Chiny zniweczą wysiłki redukcyjne świata zachodniego i jeszcze odsadzą nas daleko, daleko w gospodarczym wyścigu.
Nie jest aż tak źle. Naprawdę.
Przypomnę, grudniowa konferencja ONZ w Kopenhadze ma doprowadzić do podpisania nowego porozumienia na rzecz ograniczenia gazów cieplarnianych, które zastąpi tzw. protokół z Kioto, wygasający w 2012. Porozumienie musi zawierać:
- konkretne deklaracje redukcyjne (kto ogranicza emisje i o ile?)
- strukturę finansową (kto płaci za redukcję, wg jakiego klucza?)
- mechanizmy inwestycyjne (jak sprawić, by w Chinach, zamiast elektrowni na węgiel zbudowano wiatraki i by Brazylia przestała wycinać Puszczę Amazońską?)
Negocjacje są jak szalenie skomplikowany dyplomatyczny patchwork – każdy przecież siada do stołu z twardym postanowieniem, by na tym porozumieniu zyskać, a nie stracić. Nawet eksporterzy ropy, tacy jak Arabia Saudyjska, która bezczelnie domaga się rekompensaty za zyski utracone w związku z odchodzeniem od ropy na rzecz odnawialnych źródeł energii (!).
Porozumienie, które ma pogodzić ogień i wodę, Rwandę z Kuwejtem i Chiny z USA, będzie wadliwe. Sęk w tym, że jakieś powstać musi. Nie tylko dlatego, że zmiany klimatu następują szybciej, niż zakładali naukowcy. Również dlatego, że z uwagi na wyczerpujące się zasoby ropy, musimy poszukać dla niej alternatywy. I to szybko. Najlepiej natychmiast. Jak powiedział niedawno główny ekonomista Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA), dr Fatih Birol: „Któregoś dnia ropa się wyczerpie (…), musimy porzucić ropę, zanim ona porzuci nas i musimy się na ten dzień przygotować. Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej, bo cały nasz system ekonomiczny i społeczny opiera się na ropie, zmiana będzie więc czasochłonna i bardzo kosztowna. Powinniśmy podejść do tego naprawdę poważnie.”
Chiński syndrom
Sceptycy często podnoszą zarzut, że nasze wysiłki nie mają sensu, bo Chiny i tak będą emitować bez opamiętania, rozwijając się bez krępacji w postaci sztywnych limitów emisji. Rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana.
To prawda, nie powinniśmy się spodziewać, że Chiny podejmą teraz wiążące i egzekwowalne międzynarodowo zobowiązania. Zrobią to dopiero w latach 20-ch naszego wieku. Nie jest jednak prawdą, że nic nie robią.
Chiny są żywo zainteresowane ograniczeniem emisji gazów cieplarnianych. Zmiany klimatu mają u nich gwałtowny przebieg. Topnieją lodowce płaskowyżu tybetańskiego, dające źródło największym azjatyckim rzekom zasilającym Chiny, Indie, Kambodżę, Laos, Bangladesz, Tajlandię i Wietnam.Chiny, które stawiają czoła poważnym suszom na północy kraju, rozpoczynają właśnie inwestycje w iście gargantuicznym stylu, mające na celu przeoranie kraju kanałami i skierowanie wód rzek wypływających z Tybetu z południa na suchą północ. To kosztuje. Potwornie. Spektakularna porażka z Tamą Trzech Przełomów to pestka w stosunku do kosztów, które zaserwuje Chinom globalne ocieplenie.
Chiny przyjęły niezłą krajową politykę pro-klimatyczną. Cele są ambitniejsze, niż w wielu krajach zachodnich:
- ograniczenie intensywności węglowej gospodarki (czyli ilości CO2 wyemitowanego na jednostkę PKB) o 20% do roku 2010,
- wzrost udziału odnawialnych źródeł energii o 15% do roku 2020,
- 100 tys. samochodów elektrycznych na drogach do roku 2010,
- standardy efektywności energetycznej AGD i budynków.
Cel intensywności węglowej Chiny realizują z nawiązką. Stały się liderem w produkcji komponentów dla energetyki solarnej i wiatrowej.
Paradoksalnie, obserwując chiński model rozwoju można przypuszczać, że Państwo Środka z nawiązką zrealizuje konieczne cele redukcyjne, nawet bez międzynarodowych zobowiązań.
Porozumienie klimatyczne jako wyścig ku nowoczesności
“(…) jeżeli nie będziemy ostrożni, spędzimy następne kilka lat popychając Chiny, by robiły więcej, by potem już zawsze je gonić, kiedy wykorzystają swoje szanse na niskoemisyjną transformację”
Oto słowa głównego negocjatora Obamy, Todda Sterna, który słusznie wskazuje, że ochrona klimatu jest wielką szansą technologiczną. Sęk w tym, kto tą szansę wykorzysta. Negocjacje to twarda gra interesów i wyścig ku nowoczesności, dziwi więc, że polski rząd, a za rządem media i społeczeństwo, tak niewiele uwagi poświęca temu tematowi.
Chiny – konkurent czy sojusznik?
No właśnie. Skoro Chiny borykają się z problemami podobnymi do naszych, dlaczego nie budować na tym stosunków handlowych?
Jakie to problemy?
- Nasze gospodarki, jako jedne z niewielu na świecie, są tak silnie oparte na węglu: chińska w 69%, polska – w 58 %. Średnia światowa to niecałe 28%. W związku z tym odchodzenie od węgla i u nas, i w Chinach będzie wymagało potężnej i inteligentnej transformacji.
- Obie gospodarki dysponują świetnym potencjałem efektywności energetycznej
- Obie gospodarki mogą na to przeznaczyć ograniczone środki finansowe.
Jeżeli dobrze wykonamy ćwiczenie z transformacji, inwestując w badania i rozwój, skupiając się na nowych technologiach, dostosowanych do naszych specyficznych warunków, możemy stać się klimatycznym eksporterem. Eksporterem know-how i technologii. Choćby paru, ale naprawdę użytecznych.
Chiny przecież dramatycznie potrzebują nowoczesnych technologii. Może tak naszych?
Ogłoszenia parafialne:
Dziękuję za konkretne, nieemocjonalne komentarze pod ostatnimi wpisami. Są niezwykle przydatne - jeżeli mamy wyjść z tej nieuchronnej transformacji energetycznej obronną ręką, musimy zdiagnozować punkty słabe i sporne.
Komentatorów, którzy umieścili uwagi pod wpisem "Lewactwo, prawactwo" informuję, że odpowiedziałam na część dzisiaj rano. Znów na część, bo niektóre z tych odpowiedzi mają rozmiar artykułu...
Inne tematy w dziale Polityka