Polacy wydają się być wyjątkowo mocno wyczuleni na ściemę. Nic dziwnego – przecież większość z nas pamięta niby-suwerenność komunistycznej Polski, poczucie, że nie jesteśmy gospodarzami we własnym kraju. Ja również, co zapewne zdziwi tych, którzy sugerowali mi wiek niemalże nastoletni.
Co ciekawe, ta pamięć i to wyczulenie utrudniają nam teraz przyjęcie dobrej postawy gospodarskiej w kraju, który już do nas należy. Za który jesteśmy odpowiedzialni.
Na dzień dzisiejszy dobre gospodarzenie oznacza dojrzałe, uważne i odważne uczestnictwo w procesach politycznych związanych z ochroną klimatu. Nie bójmy się dużych słów – to początek potężnej energetycznej transformacji. Proces, który może przeorać stosunki ekonomiczne na świecie.
A tymczasem odium spada na każdego, kto jedynie użyje słowa „globalne ocieplenie”, czy „ochrona klimatu”. Bo przecież jest tyjący, zadowolony jak pączek w maśle Al Gore, bo przecież są potężne lobby, które w tym energetycznym przewrocie węszą znakomity interes.
Są. Były i będą. Nie zmienia to faktu, że potrzebujemy w tej nowej rzeczywistości znaleźć swoje miejsce. Mimo tych lobby. Mimo poczucia, że po stronie obrońców klimatu też nie wszyscy grają czysto.
Czy to oznacza, że wszyscy grają brudno? Czy to a priori oznacza, że ja gram brudno?
Nie boję się stwierdzić, jako osoba nieźle już w bojach klimatycznych zaprawiona, że hiper-wrażliwość na klimatyczne słowa-klucze uniemożliwia rozsądną komunikację. Źródeł tego stanu częściowo można szukać w nieufności wobec idei centralnego planowania, czy inżynierii dusz, znanej nam z poprzedniego systemu.
A obecna próba ograniczenia emisji gazów cieplarnianych tak się niektórym kojarzy. Niesprawiedliwie, bo czym innym jest zimna polityczna manipulacja służąca wąskiej grupie interesu, a czym innym – zapewne ułomna i podatna na naciski – próba zaradzenia potężnemu problemowi klimatycznemu. A problem jest. W wielu miejscach globu boleśnie namacalny.
Wróćmy jednak na nasze podwórko. Rzeszy Polaków ten świeżo rozpoczęty eksperyment transformacyjny źle się kojarzy. Sęk w tym, że nieufność skutkuje postawą reaktywną, wycofaną. Nie stać nas na taką postawę. Ekonomicznie i rozwojowo.
Kiedy spokojnie i na chłodno przyjrzymy się temu, co się właśnie wydarza, uderza co następuje:
1) Niezależnie od tego, czy za ochroną klimatu kryje się silne lobby wiatrowe i jak znakomicie dzięki ochronie klimatu prosperuje Al Gore, toczy się wielka partia polityczno-gospodarczych szachów. Wytrawni szachiści wiedzą, że rozgrywka wymaga zręczności, skupienia i wyciszenia emocji.
2) Nie zawrócimy kijem Wisły, Missouri ani Jangcy. Skoro istnieje globalny, polityczny konsensus odnośnie potrzeby ochrony klimatu, powinniśmy pilnie i szybko przyjąć rozsądną i proaktywną politykę dostosowawczą. Aktywnie szukać swojej niszy.
3) Diagnozowanie słabości samych negocjacji na rzecz ograniczenia emisji nie jest pragmatyczne.
Diagnozowanie problemów i słabości polskiej gospodarki (takich jak energetyka oparta na węglu, słabość struktur administracyjnych, słabe prawo) jest absolutnie konieczne.
Za diagnozą – podobnie jak w każdej chorobie – powinna iść recepta. Zapytuję częstokroć polityków, kiedy pojawi się diagnoza, w postaci rzetelnych, szeroko zakrojonych badań i analiz wskazujących, jak dotrzeć do celu – czyli ograniczenia emisji – przy zachowaniu dobrobytu. O receptach nie są jeszcze gotowi rozmawiać…
Usiłuję tutaj wskazać szanse związane z polityką klimatyczną. Dlaczego? Bo są. Nikt nas nie wcisnął do kąta i nie kopie po kostkach. Definiujemy swoją pozycję startową.
Powinniśmy więc wyciszyć emocje, a rozgrywkę o dobre miejsce w tym rozpędzającym się klimatycznym pociągu prowadzić w pełni władz umysłowych i emocjonalnych.
Inne tematy w dziale Polityka