Sosenka Sosenka
57
BLOG

Zielony zeszyt Izy

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 24

Ostatnio Iza, która robi się teraz kulista jak pluszowy miś z wystawy, zawiesiła kursowanie na długich trasach. Nie daje już rady nosić dwóch plecaczków - tradycyjnego z tyłu i drugiego, nowego, z przodu (coś  w nim na okrągło stuka i  fika). Częściej spotykamy się przy herbacie niż przy fosie miejskiej. Siedzimy we trójkę w przytulnym pokoiku na dziesiątym piętrze, tym samym, gdzie w kącie znalazł się nagle worek tłuczonego szkła - straszliwa broń przeciwko wrogom rowerzystów... Każdy z nas kubkiem w ręce, i patrzymy przed siebie, marząc, kiedy znowu wycieczka z biegiem do pociągu, nocnym powrotem po zaśnieżonej szosie czy szwendaniem się o zmierzchu wśród trzcin.

Któregoś dnia Iza, nieustannie wzdychając nad swoim ciężkim losem (szlaban na rower, od początku ciąży), wyjęła spośród książek gruby zeszyt o płóciennej okładce. - Zobacz - powiedziała nieśmiało.  Przerzuciłam kilka kartek, sztywnych od czegoś-tam. Pracowita Iza wkleiła wszystkie bilety kolejowe, a nawet muzealne. - Jejku! - zawrzasnęłam.

"No, wreszcie! Paczka w komplecie, wszyscy zdrowi, pogoda jest, więc można pojechać na śnieżnik! Na całe 5 dni, z plecakami (jak przystało na prawdziwych turystów), ze śpiworami, maszynkam (na wszelki wyp.) i innymi mniej lub bardziej zbędnymi gratami. No i bez anioła stróża (chociaż później bardzo pragnęliśmy, żeby się taki zjawił w odpowiedzi na nasze mozolne jęki i poniósł nam plecaki!).

Komplet skaładał się ze mnie, Anety, Daniela i Sosenki. Nikogo więcej nie udało się zwerbować, ale to moze i lepiej, bo już by się zrobi tłok... W końcu przecież pozwolili nam nam jechać we czwórkę - tak, czy nie? Był Daniel (= wielbłąd juczny!) czyli OK!

Wyruszaliśmy pociągiem do Kłodzka 5.10, peron IV, po raz pierwszy oczywiście.  Jak wychodziliśmy z domu, nie obyło się bez całej litanii próśb, nakazów i zakazów oraz wszelakiego rodzaju przestróg i dobrych rad. Wszyscy ochoczo stawili się na zbiórkę...".

Potem szliśmy i szliśmy na Śnieżnik tak, jak śpiewa Słodki Całus od Buby : "Szliśmy tak już chyba szósty dzień(...)za oknami ciągle sterczy szczyt, a drogi jakoś wcale nie ubywa", w schronisku wiatr wył jak opętany,  gwoździe z butów przecięły mi stopę,  jagody były wielkie jak maliny, mleko miało zapach krowy, a potem spalenizny, bo się zwęgliło w garnku, a sklep wielobranżowy jeździł w Nysce...

Bo ja mam teraz w łapkach dziennik naszych pierwszych wspólnych wyryp, spisywany dokładnie, na bieżąco i ilustrowany owymi biletami, vstupenkami (po słowacku) i blankietami. Pamiętny obóz w Karkonoszach czeskich latem 1993, Śnieżnik (op. cit.) latem 1995, Wzgórza Strzelińskie tegoż lata... Obóz w Słowackim Krasie i Raju. - "Południowa Słowacja to very dziki zakątek" - ocenia zielony zeszyt Izy. Targanie namiotów i maszynek typu Breżniew, co wybuchały, osmalając kucharzowi brwi i rzęsy. Zupa pomidorowa, makaron z sosem pomidorowym i do tego sałatka pomidorowa, na okrągło. Ciekawe, że niektórzy bili się o kanapki z paprykarzem. Ja do dzisiaj omijam pomidory w menu.

Hej!

Ponieważ Iza oddała w moje ręce papierową wersję dziennika, a przepisywanie trochę trwa, od czasu do czasu wrzucę tu fragment, komentując odautorsko niektóre wybryki. Chociaż najlepsza jest w tym Iza, której mama za młodu tłukła się od gór aż do morza swoim trabantem, nabitym koleżankami. Miała więc wycieczki dosłownie we krwi. Potem zjawił się Adam i... Pomyśleć, co ma we krwi najmłodsze pokolenie, które wiosną zawita do malutkiego mieszkania na dziesiątym piętrze? 

"Potem było wielkie żarcie lodów, wysyłanie kartek, bardzo dziarski marsz na dworzec i napawanie się urokiem tej rudery, no i w końcu - do domu! Uff... skończyłam".

c.d.n.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Rozmaitości