Sosenka Sosenka
103
BLOG

Pinus Ślężale, czyli we włoskim kurorcie

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 39

Basia zawsze mówi, że u nich jest jak na Południu. Podest z kamieni ułożonych starannie jak w starożytnym Rzymie. Stół, przy którym je się na dworze, jest oddzielony od świata kratą, z której zwieszają się łodygi o jaskrawych kwiatach. Od południowego zachodu wieje zwykle mocno wiatr. Basia nazywa go wiatrem od morza. I coś w tym jest. Kiedy leżę na leżaku, patrząc w stronę wieży katedry w Świdnicy i zamglonego za nią Chełmca, sama zaczynam wypatrywać fal. Białe fundamenty nowego domu w ostrym, dolnośląskim słońcu i na tle mocno niebieskiego nieba wyglądają jak mur domu jakichś Greków.

He, he. Wczoraj późnym popołudniem siedzieliśmy tam i zajadali czekoladki o nazwie "Owoce morza". Były już tak stopione, że trzeba je było wyskrobywać z plastyku łyżeczką. - Wiatr macie, słońce macie, a do owoców - morze w butelce... No, to jesteście nad Morzem Środziemnym - powiedziała Basia do W. i T., którzy przybyli do nich w odwiedziny, i goście zgodnie przytaknęli. Grecki albo włoski kurort!

- Ale Rysiek zrobił pizzę wczoraj. Żałuj, że cię nie było! - krzyknęła Basia. Ukorzyłam się przed autentycznym Półwłochem i grzecznie skonsumowałam pyszną sałatkę na bazie pomidorów i oliwek z sosem na bazie octu winnego. Tego dnia każdy słyszał, że ma żałować pizzy, i musiał podziwiać blachę wielkości młyńskiego kołą suszącą się koło chałupy. Rysiek piekł tę pizzę na ognisku. A mnie przy tym nie było. A niech to. Dołem przejechał wóz z panami robotnikami, z których każdy był już dokładnie urżnięty, i oni też usłyszeli, że mają żałować pizzy. Zadzwonił telefon Rysia: "Oooo, O. i J. pozdarawiają ze Śnieżnika!" - ucieszył się Rysiek. - To wiesz co? Pozdrów ich od nas i zapytaj, kto im wczoraj na tym Śnieżniku upiekł włoską pizzę? - zaproponowałam. Ale prawda jest taka, że tutaj w Barysiówce mogę nic nie jeść, a nie czuć głodu. Po prostu jemy to, co akurat jest. Jabłka, nektarynki, pomidory. A czasem to, co przyniesie w torbie inny gość. I niezależnie od tego, ile osób zbierze się przy stole Barysiówki, tę samą porcję dzieli się na wiele. Zajada się powoli, smakując każdy okruszek. Jak to u nich. Obiad z serc.

Wczoraj pół dnia przeleżeliśmy na leżakach, hamakach i w trawie. Rysiek i Basia odsypiali sobotnią imprezę, a ja poszłam sobie na spacer, by zza liści dębu obserwować pasącego się jelonka. Albo wypatrywać w ciemnozielonym zboczu Ślęży pierwszych żółtych liści. I nauczyć się znowu, hm, hm, piszę to ze wstydem, odróżniać Kalenicę od Wielkiej Sowy (tam wieża i tu wieża, ale nie byłam całe wieki). Dowiedziałam się po tym, że jestem porządnym gościem i przyjacielem. Dzień wcześniej już wiem, że przyjadę (ponoć rzadkość wśród gości Barysiówki), rano czekam do oporu na jakikolwiek autobus, w Sobótce łapię stopa w 3 (dosłownie!) minuty, a na miejscu nic nie robię, tylko leżę i odpoczywam.

Siedzieliśmy pod chatą do późna, i jeszcze zdążyliśmy w Sobótce na mszę. Bardzo lubię wracać z nimi wieczorem. Kiedy tylko samochód wjeżdża na wrocławską szosę, Rysiek nie pytając, włącza tę naszą ulubioną płytę Wolnej Grupy Bukowiny. Piosenki brzmią trochę jako kołysanka. A wczoraj nie włączył płyty ani lampki podróżnej. Siedzieliśmy w ciszy i sierpniowej ciemności, srebrzyło nas tylko czasem światełko mijanych latarni. Na przedniej szybie, w tzw. kotpicie, siedział cień Mańka, który gapił się stąd na uciekającą drogę. Ja też z lubością się gapiłam. Oparłam głowę o kocią klatkę obok. Sennie było mi i błogo. Myślałam, że ta droga z Przyjaciółmi mogłaby się za prędko nie skończyć. No, ale musiałam wrócić do domu. Bo pod domem musiałam złożyć ślubowanie, że następnym razem przyjadę na pizzę!

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Rozmaitości