Sosenka Sosenka
1373
BLOG

Mam dowód na istnienie Boga

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 44

Zdanie wklepałam machninalnie, gapiąc się w klawiaturę. A kiedy już podniosłam oczy, zobaczyłam je w ramce "tytuł". Taki wydaje się szumny, a ja tego nie lubię, ale widocznie ma zostać na górze, i już.

Dowód za to jest taki, że zawsze nam starcza paczki, woreczków, pudełka - co co sztuki. Mimo że źle podają mi liczbę pacjentek, ktoś nagle wychodzi na przepustkę, zmienia się liczba wolontariuszek, a przygotowując prezenty, nie liczę pielęgniarek. Mimo że zawsze wyskakuje "jeszcze jedna sala tam, na dole".

- Ale tam są panie z innego odziału. czy wystarczy Państwu? 

- Nie, chyba nie.

"Wszystkie? Wszystkie. Nie, jeszcze Tereska wróci z przepustki. Dajcie dla Tereski". A kiedy ostatnie pudełko ląduje na poduszczce czyjegoś łóżka, widać, że starcza.

"Proszę zamykać drzwiiii!"

Dzisiaj w południe kiedy wlokłam się przez zasypane śniegiem Opole, dochodząc już do dworca, myślałam: "Nie. Dzisiaj Ty jeszcze coś dla mnie masz. To jeszcze nie koniec". Mimo że już tyle za mną. Bo zdążyłam na pociąg, którego już nie powinno być na peronie, ba, którego w ogóle nie widziałam w internetowym rozkładzie, a w przedziale mój plecak powędrował na półkę sam, bo przecież nie prosiłam o pomoc. I że następnie dowlokłam sie z 13-kilogramowym plecakiem te kilka kilometrów od stacji do Opolskiego Centrum Onkologii.

Po południu stałam przed trzema wielkimi pudłami w domu i byłam zdołowana. Nie mam 50 zł na taksówkę, bo to przecież musi być bagażowa. Mój ojciec, człowiek genialny i niezastąpiony w sytuacjach kryzysowych (drugiego takiego mężczyzny dotąd nie widziałam), wyciągnął nagle skądś telefon do sąsiada, który trudni się transportem. Człowiek ten - nie dość, że dotarł do szpitala jakąś chińską metodą, jadąc pod prąd (bo wokoło remonty) - stwierdził, że on nie weźmie ode mnie ani grosza. Powiedział pod samym szpitalem. No i nie wziął.

"Mikołaje, Mikołaje!"

Cieszę się, że tu, w Dolnośląskim Centrum Onkologicznym nie chodziła za nami Telewizja Wrocław (a ta się zapowiedziała). Im się opłaca tylko o 16, bo wtedy nadają niusy. Ale co oni by pokazali na ekranie? Ceremonię. A myśmy dzisiaj były u pani, którą od dzisiaj nazywam swoja babcią. "To jest babcia Tosia", ta, która miała łzy w oczach, bo ona czeka na operację, i teraz wszystkie mówimy do niej babciu. Na końcu korytarza leżała inna babcia, której musiałyśmy się wszystkie przedstawić, a ona zgadywała, ile kto ma lat. W drugim pokoju obok pani, której matka pracowała z moim dziadkiem u Weigla, ukrywała Żydów i znała dobrze Mosinga. Umówiłyśmy się za tydzień na zdjęcia i wspomnienia. Ogólnopolska Organizacja Kwiat Kobiecości przekazała dla nich kosmetyki, a nasze dziewczyny z Fundacji Dobrze, że Jesteś dały im aniołki w srebrzystej folii, które same wyrzeźbiły z gipsu. A one dały nam dobre słowo, i to jeszcze, czego nie usłyszałam, bo one to mówiły bezgłośnie, tylko poruszając ustami.

"Mówią, że młodzież jest straszna. Ale ja nie wierzę!!!"

Już nie wiem, ile razy przemierzyłyśmy trasę szatnia w piwnicy - oddziały na górze, ale tajniacząc się z tymi papierami, czułyśmy się jak przemytnicy na dnie okrętu. Żadna nie ma paznokci, dawaj, otwieramy pudła kluczem do roweru. Hop, klucz sam przeciął taśmę. Kurtki, których było o połowę za dużo, zmieściły się w przepełnionym boksie. Czapek dziada mroza było aż za dużo. I były akurat jedne silne męskie ramiona, które tak zgrabnie uniosły ciężkie pudło z paczuszkami i zaniosły na górę. Do tej pani, która miała policzek jak jabłko, przysłaniający jedno oko, i mówiła, że trzeba walczyć, i już.

"Chcemy zdjęcia z Mikołajem!"

Nasza fotografka zrobiła zdjęcia z paczkami, bez paczek, z pańmi, bez pań, przy kolumnie w pozie triumfalnej i płaczki na grobie. Pacjentki pstrykały z komórek, pielęgniarki otrząsnęły się z nocnego dyżuru i też wyległy na korytarz. Zaczął się lać z nas pot. Sara w którejś sali stanęła, przyłożyła sobie dłoń do czoła i zaczęła bredzić: "Jja nie wiem, gdzie ja jestem". Ja nie wiedziałam, jak to możliwe, że niczego nie zabrakło. Kierowniczka, z którą po wszystkim, zziajane poszłyśmy na red bulla, nie wiedziała, jak otworzyć moją puszkę, w której zepsułam zatrzask. Co zrobić ze stosem pustych kartonów? Taksówkarz natomiast nie wiedział, gdzie ma wysadzić mnie po drodze.

Ale On wiedział.

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (44)

Inne tematy w dziale Rozmaitości