- Ale, ale... - siostra Do. rozejrzała się niespokojnie wokół siebie. - A gdzie rower?! - padło pytanie. Za oknem zaspy i musiałam wybuchnąć śmiechem. Bo ona nie była jedna. Kiedy wyszłam z jadalni na korytarz, natknęłam się na siostrę Fi. I ona przywitała się serdecznie, ale też szukała czegoś pilnie wokół siebie. "Rower?" - podsunęłam grzecznie. "A, właśnie!" - ożywiła się. - "Bo pani tym razem na piechotę??"
Myślą w Sączu, Tarnowie, ale ciałem w Krakowie
Między 'Dziwiszem' i 'Skworcem', między dworcem a dworcem
Całą moją delegację na trasie Kraków - Nowy Sącz można określić jako cmentarno-klasztorną. Cmentarną, bo wybrałam się, by załatwić sprawę dwóch rodzinnych grobów. Klasztorną, bo zatrzymywałam się na noc w znajomych klasztorach (spokój, posprzątane i nikt się nie wtrąca w to, co robię). Regenerowałam siły i znowu leciałam w teren, by fotografować, nagrywać i negocjować. Nowy Sącz nocą - granatowy i srebrzysty. Światło i mgła w zaułkach przypominały mi trochę scenografię do spektaklu "Faust i Małgorzata", na którym byłam w latach 90.
Naajwięksi luzacy i najlepsi kumple mieszkają w Poznaniu. Ale uroczy mężczyźni w Małopolsce. Jako że od rana do nocy włóczyłam się głównie w swoim własnym i w męskim towarzystwie, siostry - jedne i drugie - widywały mnie wieczorami. Słuchając relacji z całego dnia, zwijały się ze śmiechu, a określenie: "szalona kobieta!" należało do najczęściej powtarzających się w rozmowie. Z wniosków negatywnych należy wymienić ten, że grobowiec na Rakowicach prawdopodobnie w końcu się zawali. Ale przecież nie dlatego, że ja tyle czasu przesiedziałam w knajpach?
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości