Plaża w Czernicy Wrocławskiej przy + 2 C (most kolejowy w tle). By Sosenka
Plaża w Czernicy Wrocławskiej przy + 2 C (most kolejowy w tle). By Sosenka
Sosenka Sosenka
602
BLOG

Odcinek pilnie strzeżony

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 25

To była pierwsza wycieczka rowerowa Izy po 1,5 roku przerwy. Izowa mama zlitowała się nad córką i wzięła do siebie wnuczkę Zuzię na cały dzień. A myśmy w te pędy zorganizowali wyprawę i wyrwali za miasto, żeby tylko przypadkiem coś nie pokrzyżowało planów.

Siedząc w wagonie pociągu do Jelcza-Laskowic, doszłam do wniosku, że widzę film, który oglądałam już ileś razy. Przede wszystkim, znowu nie kupiliśmy biletów, bo znowu przyszliśmy na stację za późno. Poproszony grzecznie konduktor wdrukował nam kwitek o wyglądzie zwoju papirusa. Adam negocjował z nim twardo i dało to wymierny efekt.- Wypiszę wam bilet z Brochowa, a nie z Głównego. Wypiszę do Miłoszyc. Gdzie będziecie chcieli, tam wysiądziecie. Tak będzie taniej - powiedział kolejarz życzliwie. W trakcie jednak przemyślał sprawę.- Ale wiecie co... więcej was kosztują te rowery niż przejazd was samych. W Czernicy Wrocławskiej jeszcze pomógł nam wytarabanić się z trzema pojazdami na peron. Widząc kupę złomu i zataczających się pod jej ciężarem pasażerów, dodał z wahaniem: "Bo może lepiej, żebyście nie jechali już do tych Miłoszyc...?".

Na zewnątrz wiało jak nad morzem. Uuuu, co za wilgotny i mroźny wiatr od rzeki! Niewiele pamiętam z pierwszego odcinka trasy. Może to tylko, że nad Jeziorem Panieńskim znaleźliśmy żelazny żłób dla koni, który nadawał się jako stojak dla naszych rowerów. Poza tym kuliłam się z zimna, mimo kilku warstw fraków. Za to Iza była ubrana jak na Syberię. Miała nawet obszerny futrzany kaptur, tak że wyglądała jak Siemion Iwanowicz, przybrany ojciec Janka (chciałam powiedzieć - Szarika) w scenie polowania na tygrysa. Niebo było lazurowe, drzewa i konstrukcje mostów kolejowych odbijały się w wodzie, a po mostach na śluzie przechadzały się inne postacie zmartwione z powodu przenikliwego zimna. Krążyliśmy tak od bajora do bajora, co 10 metrów schodząc z roweru celem przyjrzenia się mapie.

Kondycja wyraźnie nam siadła, a kiedy już się na dobre rozpędziliśmy (ha, ha), zahamowaliśmy z piskiem opon przed sklepem.- Jest za trzy za piętnaście druga - wyjaśnił rzetelnie Adam - i musimy się pospieszyć. Przedarliśmy się przez coś, co przypominało okopy, a potem śmietnisko - a okazało się remontowanym wałem przeciwpowodziowym. Drogę zdobiła kolekcja zużytych dziecięcych pampersów, złożona tu przez zakłopotanego rodzica. Adam powiedział, że to porcja roczna, Iza fachowo oceniła, że to "phi, porcja dzienna". Stado dzików, cwałujących prze zagajnik, oderwało nas od tych rozważań. Grzęznąc w wilgotnej ziemi, dotelepaliśmy się do jakiegoś obiektu kajakowo-grillowego, skrytego w lesie, i zjedli drugie śniadanie. Na koniec zrobiliśmy sobie skrót pod budowanym właśnie mostem na AOW (Autostradowa Obwodnica Wrocławia): "A wy, k...wa, co tu robicie?" - powitał nas wrzask. Niestety, odcinek znany nam z wycieczki "Gdzie idziesz, powale?!", okazał się już teraz pilnie strzeżony. Dzikie pola i ostrowy burzanu idą na stracenie. Niedługo miejsca spacerów saren, dzików i kaczek będzie przecinała ohydna, ale niezbędna droga.

Spod mostu uciekliśmy w stronę wału, oznakowanego przyjaźnie żółtą muszelką Via Regia. W najbliższej wiosce będąc, nawet nie wiedziałam, że to już Wrocław. Tablicy z nazwą miasta nie zauważyłam. Była tylko dawna nazwa wioski Mokry Dwór (z czasów, kiedy to jeszcze była samodzielna osada). Następna zabytkowa tabliczka z rozkładem jazdy powiedziała, że autobus odjechał 25 minut temu, a następny za 2 godziny. Iza miała niewiele czasu, żeby dotrzeć do mamy na umówioną godzinę i odebrać Zuzię. Ale oczywiście w tym momencie musiało się coś zepsuć. Tym razem odkryła, że odpadł jej dzwonek od roweru (rower w sumie należy do taty). Operacja poszukiwania otarła się w sensie dosłownym o zsyp na śmieci. Adam podnosił go co chwilę w górę, Iza myszkowała pod spodem. Wytrzęsione przy tej okazji śmieci o mało nie wyleciały nam przez dolną klapę. Dzwonek - pęknięty - znalazł się koło kubła. Ruszyliśmy do miasta, słynną kładką o długości 1 700 m. Wiało sakramencko i wszyscy powoli sztywnieliśmy w nogach i rękach.  Ach, jaką ulgę sprawił mi widok pętli tramwajowej...!

 

Zobacz galerię zdjęć:

Żłób jako podpupnik i stojak na rowery. By Sosenka
Żłób jako podpupnik i stojak na rowery. By Sosenka "Czy to śmietnisko? Ależ nie. To zmiażdżone worki z piaskiem". Wał przeciwpowodziowy. By Sosenka Śluza na Odrze w Ratowicach. By Sosenka Już niedługo będą tu kumkać żaby! By Sosenka
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Rozmaitości