Poszłam dzisiaj do urzędu skarbowego, by wydębić jakieś dane potrzebne do złożenia tegorocznej e-deklaracji. Urzędniczka była w nastroju, który u mnie wywoływał agresję, ale zagryzłam wargi i muszę powiedzieć, że pani na koniec się rozchmurzyła. Kiedy odeszłam od tego okienka, pomyślałam, że skoro oni wszyscy tacy dyskretni i dokładni, powierzę im pewne wojenne dokumenty rodzinne do skserowania. Miałam je ze sobą.
Znalazłam punkt ksero. Nie lubię, kiedy oddaję takie rzeczy do kopiowania byle komu, a on gapi się i komentuje treść. Pani Kserografowa w urzędzie taka nie jest: umie kserować deklaracje, więc nie powie nic, gdy dostanie do skopiowania listy z 1943 roku. I nieco młodszą od nich klepsydrę. Pani była bardzo miła. Skopiowała mi bez szemrania wszystkie kartki, a w końcu wzięła w swe ręce nekrolog. To była płachta jak dwie kartki A4. - To pewnie pierwszy raz, gdy ktoś kseruje w urzędzie skarbowym nekrolog - spróbowałam wprowadzic pogodny nastrój. - Oj, chyba tak - odpowiedziała z uśmieszkiem Pani Kserografowa. - Ale nekrolog i urząd skarbowy - jakie symboliczne! - dodałam i popatrzyłam na Panią Kserografową. Za mną też ogonek petentów. He, he. Już zapomniałam, jak to jest mieć pracodawcę i nakaz lojalności. Następnym razem nie będę.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości