Staszek Wicher Staszek Wicher
1112
BLOG

Z DZIEJÓW PEDAGOGIKI WSTYDU: Te AKowskie bestie...

Staszek Wicher Staszek Wicher Polityka Obserwuj notkę 7

Angielski teoretyk polityki i historyk Michael Oakeshott w wydanym w 1983 r. zbiorze On History and Other Essays zawarł znamienną myśl, której sedno konstytuuje istnienie zbioru różnorodnych narracji, w tym naszych rodzimych "pedagogiki wstydu" i "narracji zwycięstwa". Oakeshott uważał bowiem, że [teraz będzie trochę metodologii historii]  prócz przeszłości jako całości oraz przeszłości historycznej (czyli jej wersji selektywnej) trzeba zwrócić uwagę na funkcjonowanie czegoś takiego, jak "przeszłość praktyczna". Haydn White opisując teorię Oakeshotta precyzuje, że jest to taka przeszłość, "którą jednostki i członkowie wspólnot posługują się w praktycznym działaniu i która pomaga im orientować się i podejmować decyzje zarówno w zwykłym, codziennym życiu, jak i w sytuacjach ekstremalnych".

 

Georg Hegel pisał, że historia uczy tylko jednego - mianowicie tego, że nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Powierzchownie rzecz ujmując i patrząc na ciągle wybuchające spory i wojny, dążenie jednych do retotalitaryzacji, drugich do hiperliberalizacji, nieprzemyślane działania dyplomatyczne małych państewek wobec większych i silniejszych sąsiadów... można się zgodzić z tą tezą. Skąd zatem potrzeba funkcjonowania takiej mnogości różnorodnych i nieraz wykluczających się narracji? Po co nam "przeszłość praktyczna"? I jaką ona ma wartość naukową, badawczą?

 

Sfera słowa i języka

Kontrowersyjny teoretyk historiografii, Frank Ankersmit, sądzi, że historia nie jest obrazem (owoc badań naukowych), mającym przypominać przedmioty, o których opowiada, co raczej "złożoną strukturą językową stworzoną specjalnie w celu ukazania wycinka przeszłości". Wszystko zatem pozostaje w sferze języka, a nie potrzeby odkrycia dziejów minionych. White wypowiada się w podobnym tonie, lecz zwraca uwagę na to, iż "profesjonalni historycy przyznają, że interesuje ich przeszłość historyczna sama w sobie [...] Opierają się oni wszelkim próbom wyciągania praktycznych wniosków z przeszłości na rzecz teraźniejszości", a ponadto często uważa się (choć na szczęście coraz rzadziej), że historyk, który wykorzystuje swoją wiedzę do "promocji jakiejś współczesnej mu instytucji czy władzy, gwałci zasadę obiektywizmu i bezstronności". Takie modernistyczne założenia odchodzą od jakiegoś czasu do lamusa i nikt już prawie nie zarzuca historykom narodowym różnych krajów promowania dokonań ich narodów w dziejach.

W tym miejscu trzeba pochylić się nad dwiema rzeczami - jedną ogólną, drugą rodzimą.

Po pierwsze: nic nie może przeszkodzić w praktycznym wykorzystaniu wiedzy historycznej w teraźniejszości, jeżeli ta wiedza historyczna oparta jest na rzetelnych badaniach. Gwałtem na historii nie jest samo jej wykorzystywanie (nawet polityczne), gwałtem jest jej naginanie (często pod politykę), tak aby ze zbioru faktów wykluczyć te, które nie pasują do obowiązującej narracji.

Po drugie - co w bardzo dużym stopni łączy się z pierwszym punktem: oprócz tych, którzy promują swój kraj, wykorzystując do tego wiedzę historyczną, są też ci, którzy honor i pamięć o chwale dyskredytują.

 

Bezprzykładne mordy, dokonane przez polskie podziemie niepodległościowe - jak się miewa pedagogika wstydu

Bloger Salonu24 Firmus Piett skonstatował niedawno na Twitterze: "Polska fałszuje historię tak samo jak nasi sąsiedzi. Jednak my jesteśmy jedynym państwem świata, którego elity robią to na jego niekorzyść". Trafna diagnoza pokazuje świadomość funkcjonowania narracji "naciągających fakty" na korzyść promocji państw trzecich oraz istnienie narracji wpajającej wstyd z dokonań naszych przodków w rodzimym głównym nurcie informacyjnym i publicystycznym.

Dwa konkretne przykłady z ostatnich kilku dni, zamieszczone na głównej platformie tzw. "pedagogiki wstydu", czyli w Gazecie Wyborczej. Nie chciałbym w tym miejscu prowadzić dyskursu z przedstawionymi dociekaniami, z tego również względu, że w samej istocie mogą opowiadać o rzeczach dokonanych. Wolałbym raczej pochylić się nad pewnymi konstrukcjami myślowymi i zbitkami słownymi, narzucającymi skojarzenia i tworzącymi mechanizmy pedagogiki wstydu.

 

1. A. Domanowska, Bili kosami i motykami. Żydówki się nie broniły, GW 15.06.2012

Żydówki w bestialski sposób zabite w Bzurach to nie jedyne kobiety z getta w Szczuczynie, które zginęły w sierpniu 1941. W trakcie śledztwa, które po 71 latach od zbrodni rozpoczął białostocki IPN, na jaw wyszła kolejna zbrodnia. Sprawcy prawdopodobnie ci sami. [...]

Żydówki, wypożyczone z getta w Szczuczynie do prac polowych, zostały zabrane z gospodarstwa i zamordowane - kosami, motykami, pałkami i zakopane na polu. [...]

Kto bił? Polacy, mieszkańcy Szczuczyna i okolic. Już wiadomo, że co najmniej trzech z sześciu (już nie żyją) to ci sami, którzy mają na sumieniu 20 kobiet z gospodarstwa w Bzurach.[...]

Żydzi byli darmową siłą roboczą. Właściciele majątków wypożyczyli kobiety z getta do pracy taka była wówczas praktyka. - Rolnik wpłacał Niemcom pewną kwotę za wynajęcie osób z getta do pomocy w gospodarstwie. Korzyść mieli z tego wszyscy - i Niemcy, którzy otrzymywali pieniądze, i Polacy, bo mieli tanią siłę roboczą.

Od początku - zamieszczenie w lidzie tekstu nazwy IPN jest oczywiście zabiegiem mającym na celu usankcjonowanie newsa, przez badania ogólnie uważanego za wiarygodny Instytutu Pamięci Narodowej. Dalej idzie już to, co White nazywa fabularyzacyjną i poetycką obróbką suchego materiału źródłowego: zabite w bestialski sposób, wypożyczane z getta, etc. Jaki obraz Polaków kształtuje się w umyśle masowego odbiorcy, czytającego bezkrytycznie tekst jako notkę informacyjną - dodajmy, odbioru ułatwionego przez uogólnienie - Polacy, oraz brak zamieszczenia chociażby jednego zdania o Polakach ratujących Żydów z zagłady: Polacy to naród, który w czasie wojny mordował Żydów w sposób zwierzęcy, bestialski - nie strzelał w tył głowy, lecz katorżył kosami i motykami. Wypożyczał od Niemców (z którymi praktycznie na równych prawach współpracował) biedne kobiety i wykorzystywał je jak zwierzęta pociągowe, męcząc i nie płacąc za wykonaną pracę. Cieszyli się Polacy-kolaboranci i Niemcy.

Jeszcze raz zaznaczmy - jednoznacznie negatywny odbiór ogółu-Polaków jest łatwiejszy przez brak zrównoważenia informacjami o bohaterskich czynach Polaków i zabójczym stosunku Niemców do ogółu-Polaków. Można odnieść wrażenie, że Polacy cieszyli się z obecności nazistów na ziemiach polskich, gdyż mieli z tego niewspółmierne korzyści.

Ktoś skomentował na portalu Wyborczej tekst pani Domanowskiej w taki sposób:

Droga Wyborczo,

Gdy do sądu trafia Jaruzelski, Kiszczak czy inny komunistyczny zbrodniarz, to powinniśmy zostawić w spokoju "starszych panów", "poczciwych dziadków", "schorowanych emerytów".

Gdy jednak znajdziecie "zbrodnie sprzed 71 lat", pojedyncze zdarzenie, wyjątek (mordowanie Żydów) od reguły (pomoc Żydom), to już nie ma "poczciwych dziadków", "schorowanych emerytów" (Ci akurat faktycznie są schorowanie, bo w przeciwieństwie do Jaruzelskiego czy Kiszczaka, nikt o nich nie pamięta i nie dostają wysokich, wojskowych emerytur) tylko chcecie się mścić i sądzić.

 

2. P. Smoleński, Panie Prezydencie, poproszę o order dla Dionizego Radonia, GW 24.06.2012

W sobotę podprzemyska wieś Pawłokoma pożegnała pana Dionizego Radonia. Pan Dionizy, po ojcu Polak i rzymski katolik, przez dziesięciolecia dbał o zbiorową mogiłę ofiar bezprzykładnego mordu, dokonanego przez polskie podziemie niepodległościowe z pomocą polskich mieszkańców wsi na ich ukraińskich sąsiadach.

Przez wiele lat był w tym osamotniony, często występował przeciwko większości. Żona pana Dionizego opowiadała mi, że niekiedy wioskowe kozaki biły go, upokarzały, nieznani sprawcy podpalili im stodołę. Pana Dionizego nie lubił wójt gminy Dynów i gminni oficjele. Był dla nich awanturnikiem i pijakiem.

A on robił swoje.

Aż czasy się zmieniły: w Pawłokomie doszło do symbolicznego aktu pojednania między prezydentami Polski i Ukrainy. Choć chwilę wcześniej cmentarz, gdzie leżą ofiary mordu, był areną awantur i przepychanek.

Pogrzeb Pana Dionizego odbył się w dwóch obrządkach: greckim i łacińskim. Za trumną szli Polacy i Ukraińcy. Że już za życia Pan Dionizy Radoń zapracował na pomnik, to pewne.

Lecz sprawił rzecz większą. Pokazał, że ludzie w Polsce mogą się zmieniać mimo dziesiątek lat uprzedzeń i fatalnej historii. Na lepsze, o co najtrudniej.

Czy prezydent Komorowski doceni Pana Dionizego, przyznając mu order, który Rzeczpospolita wręcza swoim największym obywatelom, choćby byli prostymi chłopami z malutkich wsi Pogórza Przemyskiego?

W tej wzruszającej do trzewi notce już nawet nie chodzi o postać pana Radonia, który z jakichś, być może szlachetnych, pobudek dbał o ciała zmarłych Ukraińców - choć i on jest tu ważny. Znów w lidzie mamy do czynienia z usankcjonowaniem newsa - Radoń był przecież po ojcu Polakiem i rzymskim katolikiem. Szkoda że Smoleński nie dodał kim była matka jego bohatera - mogłoby to nie pasować do narracji autora?

Ogólny zamysł notki jest słuszny - pojednanie Polaków z Ukraińcami to rzecz ważna dla obu narodów. Ale kompozycja tego pojednania szyta przez Pawła Smoleńskiego jest nie do przyjęcia. Znów mamy do czynienia z Polakami-bestiami i biednymi, niewinnymi Ukraińcami. Zdanie: "mord dokonany przez polskie podziemie niepodległościowe z pomocą polskich mieszkańców wsi" to fabularyzująca zbitka słowna, mająca na celu zaszczepienie odbiorcom skojarzenia: MORD - POLSKIE PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE. I znów ani słowa równoważącego ten chamski i niesprawiedliwy zabieg. Polacy ponownie jawią się jako mordercy, wykorzystujący każdą sytuację, by "dowalić" sąsiadom nie-Polakom. To wszystko przypieczętował autor jawnie stronniczym i totalnie ahistorycznym sformułowaniem, które powinno przejść do annałów "pedagogiki wstydu": Pokazał, że ludzie w Polsce mogą się zmieniać mimo dziesiątek lat uprzedzeń i fatalnej historii. Na lepsze, o co najtrudniej.

 

Potrójny grzech pedagogów wstydu

Narracja autorów GW piszących teksty związane z historią niesie za sobą trzy grzechy, ściśle wiążące się ze sobą: grzech oszczerstwa, grzech podwójnego standardu i grzech zaniechania.

Oszczerstwo. Fabularyzacja pisarstwa historycznego Domanowskiej, Smoleńskiego i wielu innych zwrócona jest ostrzem w polskość. Polska historia w ich ujęciu to nie są dzieje narodu z chwalebną i pełną bohaterskich czynów przeszłością. Polacy zatem to naród bestialski, mordujący z zimną krwią i barbarzyńskimi metodami Żydów, Ukraińców, Litwinów i wszystkich, którzy się tylko pod kosę nawiną. Historia nasza, podług ich narracji, to trudna historia, z którą zmierzyć się muszą wszyscy Polacy, aby zdać sobie sprawę, że nie ma nic, z czego mogliby być dumni. Wykorzystywanie wspomnianej na początku "przeszłości praktycznej" możliwe jest dzięki zabiegom stylistycznym - z historii robi się literaturę. Zbitki słowne, konstruowanie skojarzeń, jednostronny dobór faktów, metafory - dzięki temu możliwe jest budowanie wizji złego Polaka.

Podwójny standard. Odpowiedni dobór faktów może zabić zarówno ducha w narodzie, jak i wiarę w naukowe podłoże historii. Język pozwala, przy odpowiednich umiejętnościach, na skonstruowanie zdania o tym samym fakcie w dwóch wykluczających się brzmieniach. To działa w obie strony. Zacięta obrona komunistów i krucjata antylustracyjna kreowana jest językiem zupełnie odmiennym - językiem obrońców godności ludzkiej, językiem ciepłym wobec komunistów i ostrym wobec "zaprzaństwa". Odbiorca, który będzie chciał pochylić się nad tym, co piszą autorzy GW będzie miał mętlik w głowie - skoro Polacy są źli, bo to mordercy i złodzieje, to dlaczego można bronić zbrodniarzy komunistycznych? Dwójmyślenie będzie wtedy skuteczne, gdy odbiorcy nie będą analizowali tekstów, tylko przyjmą je takimi, jakie są- muszą zdawać sobie z tego sprawę autorzy środowiska GW.

Zaniechanie. Czymś, czym ci autorzy w ogóle się nie przejmują, to budowanie w Polakach dumy z narodu, historii, kultury i państwa. Czym to zaowocuje? Szerokimi masami, dla których Polska stanie się synonimem zła i które wstydzić się będą za czyny swoich ojców. Odbieranie ducha narodowi to proces idący prostą drogą do społeczeństwa bez tradycyjnych wartości, który nigdy nie stanie w obronie kraju. Będzie się go wstydziło.

W ujęciu Oakeshotta "przeszłość praktyczna" niosła za sobą ładunek pozytywny - nastawiony na obronę, promocję i pamięć. W rodzimym wydaniu takich praktyków (którzy nieraz praktykują selektywność faktów, niestety) równieżnie nie brakuje. Jednak główny nurt "przeszłość praktyczną" wykorzystuje do celów zupełnie odwrotnych. Kogoś, kto nie zna rodzimego kolorytu może zadziwiać i przerażać, że to właśnie główny nurt.

Na zakończenie jedno zdanie litewskiego publicysty Rimvydasa Valatki, będące reakcją na zniszczenie mauzoleum Józefa Piłsudskiego na cmentarzu Na Rossie:

Przestańmy strzelać do przeszłości.

 

SW

Na ten temat czytaj również:

Pedagogika wstydu a narracja zwyciestwa. GW vs. URze

Gnój i EURO2012. Z dziejów pedagogiki wstydu

I z innej beczki:

Rosja: Litwa odpowiedzialna za rozbiór Polski w 1939

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka