Wędrując wczoraj po tzw. lotnisku Okęcie z aparatem na szyi przekonałem się, że Polska jest krajem kuriozalnych przepisów! Zakaz po prostu WSZYSTKIEGO, jakby prawo i regulaminy pisał sam Krzysztof Kononowicz! Albo Bareja...
"Zlikwidować papierosy, alkohol i narkotyki dla młodzieży. Otworzyć zakłady pracy dla młodzież i dla ludzi... Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego!" - to słowa, które weszły do kanonu obietnic politycznych. Masarzem tzw. "kiełbasy wyborczej" Kononowicz okazał się kiepskim i prezydentem Białegostoku nie został. Jednak wydaje mi się, że niemało osób jemu podobnych piastuje wiele ważnych stanowisk, a jednocześnie, by pokazać, jak są ważni, możni i mądrzy, wymyślają kuriozalne przepisy. Np. całkowity zakaz fotografowania wszystkiego i wszędzie.
Odprawiając kilka tygodni temu na warszawskim Okęciu (lansowanym obecnie na Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina) ważną dla mnie pasażerkę, pragnąłem uwiecznić jej odlot zawieszonym na szyi aparatem. Robiłem zatem zdjęcia zarówno przed lotniskiem, jak i przed tablicą odlotów, w kolejce do odprawy bezpieczeństwa, a że lubię nadwyrężać cierpliwość obsługi, to długim teleobiektywem robiłem zdjęcia także i w strefie zakazanej, czyli tam, gdzie prześwietla się pasażerów i bagaże podręczne. Strefa jasno oznaczona symbolem z zakazem fotografowania, więc nie dziwiłem się, że chwilę później wyszedł do mnie pracownik Straży Granicznej i poprosił o wykasowanie tych ostatnich zdjęć. Miło, jasno, słusznie, więc bez stawiania oporu czynnego czy chociażby słownego wykasowałem sporne zdjęcia.
Szpiegom i terrorystom mówimy głośne NIE! Ale tylko po polsku…
Gdy kilka chwil później fotografowałem wiszący pod dachem terminala nr 2 szybowiec, pracownik znajdującego się tuż obok biura podróży ostrzegł mnie, że zaraz przyjdzie ktoś z obsługi lotniska i każą mi wszystko skasować, albo nawet zabiorą aparat do sprawdzenia. Ostatnio zrobili tak jednej z ekip telewizyjnych, która nie miała pozwolenia na filmowanie. Myślałem, że ten człowiek żartuje, ale przecież to Polska. To kraj bzdurnych przepisów, wszechobecnych zakazów, koncesji, pozwoleń, podań, druczków, papierków, pieczątek. Oj, nie oddałbym mojej ponadkilogramowej lustrzanki NIKOMU, więc doklikawszy resztę interesujących mnie ujęć lotniska odjechałem z tego przybytku nieporozumień. Bo totalnym nieporozumieniem jest dla mnie tam wiele rzeczy…
Absurdy warszawskiego portu lotniczego…
Czymś, czego nie widziałem NIGDZIE w świecie jest to, że nie można podjechać po przylatującego pasażera pod sam terminal. Moja pasażerka przyleciała z kraju, gdzie w marcu panują 35stopniowe upały. Ubrana w klapki, krótką spódniczkę, i letnią koszulkę chciała ubrać się adekwatnie do polskich warunków pogodowych (+6stC) dopiero w Warszawie. Bagaż główny, gdzie miała swoje ciepłe ubrania w midzyczasie zaginął, więc przy wtórze złośliwych spojrzeń rodaków, trzeba było w plażowym stroju przebyć 50metrów dzielących terminal przylotów do pierwszego miejsca, w które zgodnie z przepisami można podjechać samochodem. W zimowym chłodzie, po tygodniu w tropikach zakończyło się to długotrwałym przeziębieniem. A zatem pytam - dlaczego pod terminalem przylotów obowiązuje totalny zakaz wjazdu? Są cztery rzędy dróg dojazdowych, 1-szą okupują taksówkarze, 2-ga jest dla policji i służb wewnętrznych, 3-cia dla komunikacji miejskiej i dopiero 4-ty rząd jest dla pasażerów i ich kierowców. Tak nie ma nigdzie! Takie rzeczy tylko w Polsce…
Kolejnym dowodem tego, że RP jest krajem "innym" jest to, że każdy, nowoprzybyły do Polski pasażer jest od początku narażony na nieuprzejmość czy wręcz chamstwo obsługi. Gdy wracając kiedyś z USA zapytałem pracownika Straży Granicznej - czy nie orientuje się, czy to na tej taśmie wyjadą bagaże pasażerów z Chicago (system tablic informacyjnych miał awarię), ten burknął do mnie: "A co ja jestem, INFORMACJA?!". Tuż po odebraniu bagaży i po rozstąpieniu się drzwi, za którymi jest Polska, podchodzą łowcy jeleni z logiem TAXI wypisanymi na twarzach i za kurs byle gdzie żądają kilkakrotnie więcej, niż jest to warte. Czy naprawdę od dziesiątek lat nie da się tego uporządkować? Wysłać policjanta w cywilu czy urzędnika kontroli skarbowej i po problemie! Przecież za niespełna rok przyjedzie do Polski dziesiątki tysięcy Euro-turystów. Mają się "spłukać" do zera już po jednym kursie taksówką z Okęcia do hotelu lub na stadion, czy dopiero po kilku dniach przebywania w cholernie drogiej Polsce?
Zakaz Fotografowania - What does it mean?
Kilka lat temu nawet wojsko zniosło zakaz fotografowania swoich obiektów. Dobrze wiedzą, że wystarczy wejść na google.maps i można dokładnie obejrzeć, gdzie stoi każdy nasz zardzewiały czołg, gdzie obrastają mchem nasze pojazdy opancerzone, gdzie rozłożyła się haubica, gdzie pułkownik wyprowadził "koty" na ćwiczenia, a gdzie składamy nasze muszkiety. Dlatego wojsko, by nie wychodzić na zacofanych błaznów, pozdejmowało te wszechobecne zakazowe tabliczki rodem z epoki Układu Warszawskiego. Wojsko idzie z duchem czasów, na Okęciu straszą upiory niedalekiej przeszłości…
Będąc znów na Okęciu i znów wędrując, jak japoński turysta z wielkim aparatem na szyi spostrzegłem coś dziwnego. Każdy strażnik graniczny, prawie każdy pracownik służby celnej mieli na mnie swoje baczne baczenie. Nawet pochowane pod przyciemnianymi kloszami oczy kamer także wodziły za mną, jakbym miał na sobie, co najmniej arabskie szaty, a z wielkiego plecaka wystawały mi laski dynamitu i budzik… A ja tylko miałem na szyi aparat…
- Pan wie, że nie można tu robić zdjęć? - uprzedził mój zamiar człowiek z plakietką Straż Graniczna na piersi.
- Nie, nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Tu jest całkowity zakaz fotografowania! - ciągnął dalej swoje zakazy pan strażnik.
- A gdzie jest tak napisane, że jest zakaz?! – zapytałem.
- O tam, po schodkach, na górę, na lewo od WC, tuż obok gaśnicy wisi regulamin lotniska, a w nim jest opisany ten zakaz! - skwitował krótko dobrze zbudowany pan ze Straży Granicznej.
9) Zabrania się fotografowania lub filmowania infrastruktury lotniska, a także czynności rozpoznania pirotechnicznego i działań ratowniczych, stanowisk kontroli bezpieczeństwa oraz punktów kontroli paszportowej i kontroli dokumentów, bez stosownego zezwolenia wydanego przez zarządzającego lotniskiem i właściwego organu wykonującego wymienione zadania;
Na moje tłumaczenie, że jeśli pan strażnik myśli, że tysiące pasażerów dziennie nie ma, co robić, tylko czytać regulamin (dostępny tylko w języku polskim i angielskim)… Na moje "per analogizowanie", że na każdym małostrategicznym militarnie markecie w Polsce na każdych drzwiach wejściowych jest jasna wywieszka, i nawet małpa z idiotenkamerą na szyi wie, że przekreślony aparat znaczy zakaz fotografowania… Na moje pytania, czemu nie ma jasno opisanego piktograficznie owego zakazu na Okęciu… Panu Strażnikowi pozostało tylko porozumiewawczą miną przyznać mi rację i poprosił mnie, bym swoje pretensje miał do zarządu lotniska, a nie do niego. Jest zakaz i on mnie właśnie o nim poinformował.
Jeszcze tylko zadałem retoryczne pytanie, że jednak można było wykleić wszędzie, że panuje tu zakaz palenia, ale że zakaz fotografowania to już nie? Ciekawe, jak będą tłumaczyć ów zakaz tysiącom pasażerów, którzy tu przylecą na Euro 2012 i po polsku nie pojmują "ani w ząb"?
Na krakowskich Balicach, mimo mojego wyzywającego "terrorystycznie" stroju, nikomu nie przeszkadzały ani moje szaty, ani mój mały aparat fotograficzny. Na Okęciu, moja lustrzanka wydała się tak podejrzana, że cała ochrona nie spuszczała mnie z oka. Terroryści w tym czasie, mogliby zrobić wszystko, oby tylko żaden z nich nie miał przy sobie aparatu lub kamery...
Jak nie zabiorą ci aparatu, to chociaż okradną bagaż.
Są linie lotnicze, które w swoim zwyczaju mają gubienie bagażu wielokrotnie częściej, niż pozostałe. Tymi liniami jest m.in. Air France i KLM. Obsłudze paryskiego lotniska nie wystarczyło 1,5godz. na przepakowanie bagażu lecącego do Warszawy i musiałem 4godziny czekać aż przylecą one następnym samolotem. Naćpanej obsłudze lotniska w Amsterdamie nie wystarczyły 2godziny na przepakowanie bagażu mojej matki lecącej z USA do Warszawy. Byłem gotów znów czekać na nie 5godzin, by te przyleciały kolejnym rejsem, ale matka była zmęczona i chciała już do domu. Pracownik WAS (Warsaw Airport Services) uspokajał mnie, że bagaż na pewno następnego dnia na ich koszt zostanie dostarczony do domu.
- Ale to jest Polska i znam realia... - pytałem zaniepokojony.
- Ależ my mamy zaufanych pracowników, uczciwych kurierów, nie mają się państwo o co martwić - uspokajał mnie pracownik WAS.
Wcale nie uspokojony, jednak ze zmęczoną matką u boku pojechałem do domu, gdzie dobę później przyjechał... okradziony bagaż. Nie było m.in. dwóch butelek perfum, dwóch bluzek i cholera wie, czego jeszcze. Tak więc radzę wszystkim latającym do Polski czekać na zagubiony bagaż na lotnisku, bo do domu może on dojechać zdekompletowany. Polecam także kupić kieszonkową wagę bagażową, i ważyć bagaż tuż to spakowaniu, oraz ewentualnie przy kurierze, by wiedzieć, ile kilogramów czy dekagramów z naszego bagażu zajeee... ukradł, się znaczy.
Zanim wylądujesz w Polsce, jeszcze przed wylotem dokładnie zważ bagaże. Gdy zaginą i przywiezie Ci je kurier, najprawdopodobniej Twój bagaż będzie znacznie "odciążony"...
Bo to Polska właśnie! Na Euro2012 - polskie realia zawstydzą nas przed światem bardziej, niż nasi piłkarze…
Inne tematy w dziale Rozmaitości