Rada

Kierowca i pasażerowie samochodu, który wziął udział w wypadku pozostają na miejscu zdarzenia do czasu kiedy policja zakończy czynności wymagające ich udziału. Tak stanowi prawo. Nie dotyczy ono jednak tych, którzy padają ofiarą zamachu dokonanego na ich życie. Ci muszą się ratować ucieczką. Szczególnie jak ich samochód został zablokowany przez pojazdy, symulujące oczekiwanie przed czerwonym światłem. Zwłaszcza, kiedy nie wiedzieć czemu nie korzystają z nieodległej autostrady. Przecież przypuszczenie, że chcą dojechać do pobliskich domów może być fałszywe.

Wedle wstępnych ustaleń to nie samochód, którym jechał minister spowodował wypadek. Został on uderzony z tyłu przez pojazd, który z powodu złych warunków drogowych stracił przyczepność. Dopiero po zderzeniu oba auta wytracając impet wpadły na samochody oczekujące przed skrzyżowaniem. W takim jednak wypadku mielibyśmy tu do czynienia z niedostosowaniem prędkości do warunków drogowych, czyli jednak z winą któregoś z kierowców. Dlaczego więc minister się zachował jak ofiara zamachu, trudno powiedzieć. Czyżby podejrzewał kierowcę jadącego z tyłu o niecną przynależność?

Wyjaśnienia czynników oficjalnych dotyczące wypadku pod Toruniem niczego nie tłumaczą. Więcej, daje wiele do myślenia sposób ich przekazywania opinii publicznej, za pomocą przecieku oficjalnej instrukcji partii, przeznaczonej dla swoich funkcjonariuszy. Mamy do czynienia z próbą wewnątrzpartyjnego puczu? Przecież teraz nieprzyjazne media podnoszą fakt ministerialnego oddalenia się z miejsca zdarzenia jako przejaw braku troski o los ofiar kraks. Byłby to już w ostatnich dniach drugi sygnał o podziale PiS-owskiego monolitu na radykałów i konserwatystów.

Może by jednak lepiej było prowadzić bardziej otwartą politykę, mniej nakierowaną na współzawodnictwo o poczesne miejsce w oficjalnych pokazuchach. Mniej by było sprzeczności, więcej rzeczowych wyjaśnień i przede wszystkim mniej znieczulicy wobec ludzi dotkniętych nieszczęściem.