STARY WROCEK STARY WROCEK
646
BLOG

Rzecz o prawie i sprawiedliwości

STARY WROCEK STARY WROCEK Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

A ściślej, o prawie do oceny i sprawiedliwości tej oceny. Nic o polityce ????


Zanim przejdę do rzeczy, słowo wyjaśnienia : to co opisuję w tej notce nie zostało wymyślone. Obie te historie są jak najbardziej prawdziwe. Po latach, mają dla mnie swój urok. Czuję potrzebę, żeby się nimi z Państwem podzielić.

W szkole podstawowej (108 we Wrocławiu) nie byłem może uczniem wybitnym, ale lubiłem się uczyć. Szczególnie nie miałem kłopotów z przedmiotami ścisłymi. Jedyny przedmiot z jakim miałem kłopoty to było „wychowanie plastyczne’. Nie mam talentu i już. Tak że początki – jak to zwykle bywa – były dobre. Później było już gorzej.

Fragment mojego świadectwa ukończenia 8 klasy szkoły podstawowej


Tak się złożyło, że do szkoły średniej (Technikum Elektroniczne) trafiłem z opóźnieniem. Wszystko przez to, że musiałem trochę czasu spędzić w jednym z krakowskich szpitali. Nawiasem pisząc, to że w ogóle jeszcze słyszę zawdzięczam lekarzom ze szpitala przy ulicy Kopernika. W Krakowie, rzecz jasna. To też miało konsekwencje później: wojsko nie było kompletnie zainteresowane moimi usługami. Trochę żałowałem …

Do opóźnienia rozpoczęcia nauki doszły jeszcze kontrole lekarskie, na które musiałem jeździć do Krakowa: najpierw co tydzień, potem co dwa. Gdzieś tak z miesiąc (dodatkowy) wypadł mi z nauki w pierwszej klasie szkoły średniej. Nietrudno się domyśleć, że zacząłem mieć kłopoty w nauce. Mało tego, tydzień po pojawieniu się w szkole zmarł mój Ojciec. Dla 15-latka to nie jest okoliczność, która sprzyjała nauce. Co tu dużo pisać, nie chciało mi się.

Nauczyciele jak to nauczyciele: tacy i owacy. Jednak pewnej „psorki” nie wspominam najlepiej po dziś dzień. To była matematyczka. Tak jak lubiłem matematykę w podstawówce tak tutaj nabrałem do niej obrzydzenia. A szczerze pisząc, pani „psorka” pomagała mi w tym jak mało kto. Mieliśmy do siebie stosunek wzajemny, mało przyjazny. I teraz przechodzę do pierwszej historii.

Zapowiedziano nam klasówkę z matematyki; miało być coś z przekształcania wielomianów. Już dokładnie nie pamiętam. W każdym bądź razie postanowiłem „powalczyć” o coś więcej niż „3 z dwoma”. W jakimś poradniku matematycznym znalazłem sposób na wykorzystanie macierzy – pani nas tego nie uczyła. Przed klasówką pokazałem mojemu koledze (a ten był dobry z matmy) jak się to robi. Powiedział do mnie: „dzięki, ja tak zrobię„. OK…

Na początku klasówki głośno zapytałem matematyczkę, czy mogę rozwiązać zadania inaczej niż było na lekcjach. Na co pani powiedziała (do dziś pamiętam!): „a czy ty Iksiński jesteś w ogóle w stanie coś wymyślić?„.

Na takie dictum stuliłem uszy, zrobiłem zadania wg metody lekcyjnej. Oczywiście się gdzieś się pomyliłem i dostałem pałę. Co matematyczka skomentowała „Iksiński, jak zwykle, dwója„. Natomiast pani zachwyciła się moim kolegą, który rozwiązał owe zadania z wykorzystaniem macierzy: „powiedz nam Zdzisiu, gdzie znalazłeś taką metodę?„. Na co on odpowiedział szczerze: „Iksiński mi pokazał ...”.

Babsztyl wstrętny …

To doświadczenie miało swoje konsekwencje na studiach, o czym za moment. Ale zanim opiszę drugą historię słowo komentarza o mojej szkole średniej. To było Technikum a więc nie miało na celu przygotowywać nas do studiów. Z mojej klasy (circa 30 osób) tylko 4 osoby skończyły studia techniczne, w tym elektronikę 2. Pozostałe osoby, jeśli szły na studia, uciekały na Akademię Ekonomiczną. Przyczyna? Poziom nauczania języka polskiego w moim technikum był na wyższym poziomie niż matematyki. Dochodziło do tego, że w ramach języka polskiego musieliśmy pisać np, recenzje z przedstawień teatralnym i przeprowadzać wywiady „ze znanymi ludźmi”. Pamiętam, że chciałem taki wywiad zrobić z ówczesnym trenem piłkarzy Śląska Wrocław ale … polonistka nie pozwoliła. Musiał być aktor …

To co się dziwić, że nie zdałem egzaminu na studia . Oblałem matematykę, oczywiście. No i wylądowałem w pracy, w ośrodku obliczeniowym. Stąd komputery, ODRA 1305 i jej peryferia. Po roku pracy poprosiłem, żeby zakład skierował mnie na studia wieczorowe ale się nie zgodzili.  No to przygotowałem się do najbliższych egzaminów wstępnych i … wylądowałem na Wydziale Elektroniki PWr. W grupie o specjalności „systemy informatyczne”.

I teraz zaczyna się druga historia: druga strona medalu tej klasówki z matematyki. Na pierwszym semestrze mieliśmy przedmiot zawodowy, którego językiem wykładowym był FORTRAN (był taki język programowania).  A ponieważ uczyłem się tego w szkole średniej no i 2 lata pracy w ośrodku obliczeniowym (i kursy zawodowe) swoje zrobiły – nie miałem najmniejszych problemów. Gdzieś tak po dwóch miesiącach nadeszło kolokwium: 45 minut na rozwiązanie jakichś problemów algorytmiczno-programistycznych.

Dla mnie było proste, ba, uważałem, że można te problemy rozwiązać stosując bardziej zaawansowane  metody niż były nam wykładane. Tym razem, nauczony doświadczeniem, nie pytałem prowadzącego o zgodę tylko zrobiłem po mojemu i po 15 minutach oddałem pracę. Widziałem już ten podziw w oczach kolegów, gdy nagle usłyszałem głos wykładowcy: „panie Iksiński, ma pan dwóję!„.

Sala w ryk. Tak, to nie był śmiech, to był ryk!

Ale dlaczego? Przecież jest dobrze! – odpowiedziałem prowadzącemu.

Na co usłyszałem takie coś:

Istotnie, jest dobrze. Ale niestety, panie Iksiński, zgodnie z programem nauczania pan tego jeszcze nie umie …

 

Ech….


Muzeum Tortur Intelektualnych

Jestem świadomy, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym człowiekiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tu bywam: https://twitter.com/starywrocek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości