11 grudnia zeszłego roku pod naciskiem ze strony przedstawicieli restauratorów, gubernator Nowego Jorku ujawnił oficjalne dane statystyczne
https://ny.eater.com/2020/12/11/22169841/restaurants-and-bars-coronavirus-spread-data-new-york
, zbierane przez stan, dotyczące źródeł zarażeń wirusem Covid-19. Według tych danych największy udział procentowy w zarażeniach mają :
1. Gospodarstwa domowe i prywatne spotkania towarzyskie – 74%
2. Służba zdrowia -7,8%
3. Studenci wyższych uczelni – 2%
4. Nauczyciele – 1,6%
5. Restauracje i bary -1,4%
Na dalszych miejscach znalazły się między innymi :
7. Uprawianie sportów -1 %
11. Uczestniczenie w praktykach religijnych -0,7%
15. Szkoły p0dstawowe -0,5%
20. Zakłady fryzjerskie i kosmetyczne -0,15 %
25. Fitness Cluby- 0,06%
Proste spojrzenie na w/w liczby wydaje się ujawniać, że największy wpływ na szerzenie się tzw „epidemii” ma siedzenie przez obywateli w domach i spotkania prywatne. Czyli odwracając, aby zahamować rozwój tzw „epidemii” wydaje się należałoby zrobić wszystko, aby „wygonić” ludzi z domów i spowodować, aby ludzie jak najmniej spotykali się prywatnie. Gdyby, przykładowo zamiast zamykać fitness cluby, zachęcić, żeby tam Polacy spędzali czas, a nie w domach czy na prywatkach, to liczba zakażeń mogłaby spać ponad 1200 razy i zamiast 10000 zakażeń dziennie byłoby ich w Polsce 8-9 (to nie pomyłka). Podobnie, natychmiastowe otwarcie restauracji i spowodowanie, aby Polacy tam spędzali czas zamiast w domach mogłoby dać nawet 50-krotny spadek zakażeń i zamiast 10 000 dziennie przypadków byłoby ich zaledwie 200.
Sumując - gdyby Polacy zamiast siedzieć w domach i spotykać się prywatnie mogli np :
a. chodzić do restauracji
b. chodzić do fitness clubów
c. chodzić do szkół
d. chodzić do fryzjera
czyli gdyby Polakom pozwolono normalnie żyć, to zgodnie ze statystykami, przedstawionymi przez gubernatora Nowego Jorku liczba zarażeń w Polsce mogłaby być prawdopodobnie nawet średnio 10 razy niższa jest.
