(bez usprawiedliwień i komentarza)
87 - Och mamo… Kulbaczyno, jak boli!
Trąbka, chociaż wielce uczony, nie wiedział, czy Michał tak na poważnie, to pisał, czy z szyderstwa. Spojrzał na niego badawczo, spod oka, czy nie zobaczy na Michałowej twarzy jakiegoś odcienia kpiny. Ale nie zobaczył nic. Twarz Michała, stężała jak kamień, była blada i poważna, do tego stopnia, że Trąbce przeszła ochota z niego żartować. Rozumiał, że to jego intymne reminiscencje z partyzanckiej walki z hitlerowskim (a nawet sowieckim) najeźdźcą, o wolność i niepodległość naszej ojczyzny (biednej kuzynki – szydził), ale z drugiej strony… żeby zaraz taka grafomania? O to go nie podejrzewał. Już go miał spytać (Michała), po starej znajomości, czy to kpiny z kultury wysokiej, ale dał spokój. Niech mu tam! Grunt że się bawił grafomanią i miał z tego przyjemność. A to przecież najważniejsze, żeby sztuka dawała estetyczne rozkosze.
A ja was, plemię wraże… na głos rozsądku głuchy…
o jej kurewskiej bladzi… w spokoju nie zostawię…
ale kto mi uwierzy… że doję jej cycuchy…
że, już jest moja prawie… Cygan mi ją sprowadzi…
ksiądz z kurlandzkiej rubieży… przy ołtarzu okadzi…
jak masarz świeżą szynkę… stare srebra zastawię…
podpisze ciepłe kluchy… sufragan świętej raci…
zaślubienie jałówki… żeby nie było skuchy…
- Udławi…cyckiem… - bawił się słowami pan Trąbka, jak niegrzeczny dzieciak zapałkami, w stodole pełnej siana. Tańcowała Magdalena z Wickiem, zanucił na ludowo z wesołkowatą miną, wycinając obcasem hołupca. Zachowywał się jak głupkowaty. Cieszmy się byle czym, bo już jutro możemy pójść do piekła, mówił z jakaś diabelską uciechą.
zastawię swą „maszynkę”… po ogonie mnie gładzi…
za kanister siwuchy, i w gaciach mi już mierzy…
pyta, kto mu zapłaci… krzynkę ona zabawi…
aż pizdką obłaskawi… tylko jeszcze zabieży…
żebym poczekał trochę… pod drzwiami prałatówki…
bo jej jegomość wsadzi… gdy złapie karaluchy…
w jakimś lirycznym skrócie… aż się cyckiem udławi…
Tymczasem Kulbaka zaklinał się na wszystkie świętości, że to nie on napisał, te chamskie, obrażające dobry gust, warszawskiej, czytającej publiczności, głupoty - Ja tylko może kilka linijek, napisałem… a pan dodał wszystkie pozostałe, przekręcając złośliwie. I dodał pan tego kutasa, czy też chuja, też złośliwie, żeby mnie spostponować, bo ja bym sobie nigdy, na napisanie takiego chamstwa nie pozwolił!
- Jak Boga kocham, nic nie dodałem, chyba nawet ująłem! – sumitował się solenne redaktor Trąbka - Też tego chuja, czy też kutasa, nie wymyśliłem, bo on tam był zawsze, wzięty z naszej partyzanckiej głowy i… niedoli – która nie z roli ani z soli, tylko z tego że chuj boli – śmiał się. Przeżyliśmy, Michale, dzięki temu, że nam stały twardo kutasy. Dlatego chciało się żyć. Jeśli żyć nie było warto, to dupczyć się chciało i dla tego dupczenia, czy też tam pierdolenia, jak lubiłeś powtarzać… warto było nie umierać – Trąbka mówił to z jakąś szatańską uciechą, że wreszcie może się z kimś podzielić swoją pogardą do mieszczańskiego eunucha, który nigdy nie wąchał prochu.
stare przeklęte licho… sam prymas, co włodarzy…
też by chciał na darmochę… i łechtaczką się bawi…
waląc pluskwy obuchem… sprzedając pióra pawie…
na jarmarku przy farze… i też jej coś zaradzi…
zrobi ślepe i głuche… tak mówią stare dziady…
młode toto i płoche… tylko koniuszek wsadzi…
albo powiedzmy, sparzy… kapłan sadzi dziewicę…
…a mnie się ciągle marzy…
Mnie się marzy…
- co mi się do jasnej kurwy marzy? - zdenerwował się Trąbka, bo zapomniał tekstu…
- Ja tego nie wymyśliłem, nie napisałem – sumitował się Michał. Ja tylko napisałem…: nie wiem, czy pan pamięta: „starszy kapral Kocigant, do latryny cały wpadł, zgubił mapnik i saperki, rozbił garnki i jąderki.” To ja napisałem. A pan to wszystko z tym chujem zmyślił i dodał złośliwie, z tymi cipami i chujami, żeby mnie poniżyć i ośmieszyć w oczach intelektualnej publiczności. Acha, już wiem! - zawołał tryumfalnie redaktor, wykrzykując z uczuciem radośnie…
…Kapłan sadzi dziewicę…
za bloczek czekolady… Kiedy w karczmie, w Sławucie…
kapustę kuci z grochem… Chociaż jak w piździe krzywo…
pięć zakonnic się parzy… Z przeorem z Włosienicy…
poróbstwo wrze w kajucie… i całuje jej brzuszek…
masażysta na saksy… Z cykami jak krzesiwo…
roją się baby stare… dziewy o smagłej twarzy…
w pociągu do Koluszek… jak stare fusy w kawie…
z pustelnikiem Tarasem… z kutasem jak łuczywo…
co ma erem na Prucie… ciągle swojscy, ci sami…
i brzuchacą dziewuchy… W stanicy kajakarzy…
pobożni burdelnicy… robią cuda za baksy…
W świńskiej górce za lasem… poczciwi SSmani…
wyświęcają kiełbasy… i robią dziewkom kucie!
A mnie się ciągle marzy…
Nagle, nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Śmiał się do rozpuku.
- o kurwa, bo pęknę ze śmiechu! No, burdel był wtedy niemiłosierny!
- Gdyby nie Niemcy to sami byśmy się wzajemnie wyzabijali.