Prochy
Odcinek 34-36 - potworne deja vie (ponieważ w czasie nieobecności na blogu w powieści dokonały się różne niemiłe rzeczy i nastąpił bałagan, odcinek 34 musi się skurczyć zamieniając jednocześnie w odcinek 36)
Pan Michał mając pamięć fotograficzną i słuch absolutny, nie mógł zapomnieć ostatniego fragmentu plugawego poematu redaktora Trąbki. Ciągle miał przed oczami i nie mógł się oderwać od tego widoku zaślinionego redaktora i słyszał wciąż od nowa, i jakby na raz wielogłos jakiegoś poematu, jakby jakiegoś piekielnego księdza Baki, którego autorstwo przypisywał mu, złośliwie Trąbka, twierdząc, że go Michał pisał w hipnozie na przesłuchaniu w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, żeby się zrehabilitować za swoją akowską działalność w Kedywie i w ten poetycki sposób sypał przełożonych, którzy utrzymywali gdzieś na Ukrainie, pod Stryjem, w cmentarnej kostnicy dywizyjny burdel, do podejmowania agentów, skoczków spadochronowych z Londynu, ale też najwyższych sowieckich i alianckich szarży, gdy takowe przybyły z gospodarką wizytą.
Michał w każdym razie nic takiego sobie nie przypomina, a jeśli już coś tam, że coś mu dawali do picia, jakieś wywary z maku, bredził, to chciałby jak najprędzej zapomnieć, niestety, pod wpływem odnowionego szoku, nie może się uwolnić od przywołanych upiorów przeszłości i ciągle szłyszy: chocby zatkał uszy...
A ja was, plemię wraże… na głos rozsądku głuchy…
o jej kurewskiej bladzi… w spokoju nie zostawię…
ale kto mi uwierzy… że doję jej cycuchy…
że już jest moja prawie… Cygan mi ją sprowadzi…
ksiądz z kurlandzkiej rubieży… przy ołtarzu okadzi…
jak masarz świeżą szynkę… stare srebra zastawię…
podpisze ciepłe kluchy… sufragan świętej raci…
zaślubienie jałówki… żeby nie było skuchy…
zastawię swą maszynkę… po ogonie mnie gładzi…
za kanister siwuchy, i w gaciach mi już mierzy…
pyta, kto mu zapłaci… krzynkę ona zabawi…
aż pizdką obłaskawi… tylko jeszcze zabieży…
żebym poczekał trochę… pod drzwiami prałatówki…
bo jej jegomość wsadzi… gdy złapie karaluchy…
w jakimś lirycznym skrócie… aż się cyckiem udławi…
stare przeklęte licho… sam prymas co włodarzy…
też by chciał na darmochę… i łechtaczką się bawi…
waląc pluskwy obuchem… sprzedając pióra pawie…
na jarmarku przy farze… i też jej coś zaradzi…
zrobi ślepe i głuche… tak mówią stare dziady…
młode toto i płoche… tylko koniuszek wsadzi…
albo powiedzmy, sparzy… kapłan sadzi dziewicę…
za bloczek czekolady… Kiedy w karczmie, w Sławucie…
kapustę kuci z grochem… Chociaż jak w dupie krzywo…
sto zakonnic się parzy… Z przeorem z Włosienicy…
Dupczenie wrze w kajucie… i zlewa się na brzuszek…
masażysta na saksy… Z cykami jak krzesiwo…
roją się baby stare… dziewy o smagłej twarzy…
w pociągu do Koluszek… jak stare fusy w kawie…
z pustelnikiem Tarasem… z oczami jak łuczywo…
co ma erem na Prucie… ciągle swojscy, ci sami…
i brzuchacą dziewuchy… W stanicy kajakarzy…
pobożni burdelnicy… robią cuda za baksy…
W świńskiej górce za lasem… poczciwi SSmani…
wyświęcają kiełbasy… i robią dziewkom „kucie”!
A mnie się ciągle marzy… „że jeszcze strzymam trochę… „
W zakonnicy w habicie… uciekając przed sotnią…
tylko w samym kornecie… pochwyciłem ją w nawie…
nad cerkiewnym porohem… ukraińskie brudasy…
goniły „siostrę” Lucię… ukrywałem ją w życie…
w bryczesach i kaszkiecie… niczym złowioną rybkę…
do więcierza przy ssaku… utopiły się w stawie…
skurwysyny nad Bohem… potem w stogu melasy…
pod kiecką na zalocie…trzymałem ją we fraku…
teraz wiszą na traku… albo raczej niebycie…
by udawała pana… Już jej nie trzeba świcy…
i kudły nie zostawię… W jednym tylko obrocie…
wytrynkuję jej cipkę… została wyjebana…
w przy kościelnej ulicy… jak grochy na przetaku…
i pacierza nie zbawię… przy tej śmiesznej robocie…
nachodzą mnie złe chucie… już mnie ubiegli dranie…
choć bym miał zdechnąć w błocie… na kozackiej ośnicy…
tak ją szybko obabię… to mi więcej nie stanie…
jakbyś smarował śmirą… pyciurę w kołowrocie…
Byle gdzie, na murawie… tak sobie planowałem…
aż dostanie wysypkę…za postronki parciane…
że czarownicy wsadzę… gdy ją dorwę w kaplicy…
niech mnie wezmą suchoty… że się sparzę z tą ździrą…
nie zważając na plucie… ani niewieścią chrypkę…
tak mi rozkosznie buczy…i święci burdelnicy…
jak anielski urynał… śpiewał rabin Szapiro…
nie pożyczą na Stypkę… choćbym rozwalił płoty…
i wytłukł samców krocie… na drodze do dziewicy,
że aż mi w jajach fuczy… co za kurewski finał…
co mi wyprawi psoty… z kozłem wielkiej urody…
A gdy kościół ograbię… i pozbawię ją cnoty…
Utopię wszystkie koty… W beczce święconej wody…
czarcie organy sprawię… w prezencie na Kwirynał…
Żeby w miłosnym szale… na udane zaloty…
Niech się w kerygmie ćwiczy… na przyszłe niepogody…
pół wsi zaraz podpalę… Niech szlag trafi w cierpocie…
takie chujowe gody… co stoją na pokucie…
kołkiem jak kozak w Siczy… zapewnie od duchoty…
robaczywe jagody… mają pod skórą guzy…
twarde jak knechcie piki…schowane w czarciej grocie…
na których łupież świeci… a w urynie coś kwiczy…
rybią łuską na czole… od żołędzi do brody…
oślmarczone śpiki… na szklące jajowody…
ciągną się jak meduzy… po okudlonej szczeci…
albo po łysej skale… ale ja to pierdolę…
takie wasze dobrocie… z dywizyjnej kostnicy…
w której dusicie dzieci… gdzie trzymacie bez celu…
bez jedzenia i wody… w tej piekielnej spiekocie…
Maryśkę w jednym bucie…wyłysiałej ze stresu…
i w wielkiej desperocie… starą kurwę z burdelu…
ale mam taką chcicę…na jej obwisłą mordę...
że wskoczę do jej piczy… między obwisłą skórę…
i utopię w zygocie… jak młody kangur w torbie…
aż zatkam wstrętną dziurę… i będzie po robocie...
- A może (powinno być)…, w „spiekucie” i w„zygucie”? W tej piekielnej „spiekucie” utopię się w „zygucie”? – Trąbka zwrócił się z pytaniem do Michała, domniemanego autora tego „wiersza”, ale „Kulbas” nie odpowiedział.
Nie raczył odpowiedzieć, zacięty w dumnym uporze.
- No co, no co.?. – nastawał na niego redaktor naczelny – O co się gniewasz, nie ma się o co gniewać? Niepotrzebnie się wypierasz… autorstwa! Chyba powinno być „zygucie”, żeby się rymowało z „w piekielnej spiekucie”. Nie mówiąc już o „bucie”.
sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości