Odcinek 51 – kiedy był w Kedywie, kiedy był w Powstaniu, kiedy pił luksusowe wódki w majątku Tłoczyska pod Łodzią…
Również wtedy, kiedy był w Kedywie i w Powstaniu, kiedy patrzył na mordujących się ludzi, jakby byli krwiożerczymi bestiami nie potrafiącymi zrozumieć, że zabijają się dla interesu właścicieli kamienic, weksli i kapitałów, zamiast skierować broń przeciw własnym rządom i ogłosić pacyfistyczną, wszechświatową republikę Pokoju - udawał, że jest zachwycony tym wzajemnym zarzynaniem się. Uśmiechał się przymilnie do przedwojennych zupaków, jakby chciał powiedzieć: nie umiem robić butów ani upiec chleba, ale dajcie mi karabin to będę zabijał z zapałem!
Udawał z konieczności zarobienia paru marek na chleb z margaryną, że go cośkolwiek obchodzi ta walka o wolność, "za naszą i waszą" - żeby nie skończyć jako dezerter pod murem, z rąk rozwścieczonych ludzkich bestii. Zabijać, zabijać i jeszcze raz zabijać, ze strachu, że samo będzie zabite; oto co najlepiej potrafi ludzkie zwierzę. Nie potrafi odmówić panom prezydentom, spełnienia swego obywatelskiego obowiązku i to jest przerażające. Jakże nie być nihilistą?
Lecz gdy przyjrzysz się z bliska, to jest coś do rurki
Podobne osowiałej na miedzianym twierdzi
Coś… dwie… nie widać… dwoje w jednym… miniaturki…
Jak w domu wariatów fekaliami śmierdzi
Kurwa, jakież to jungowskie! Aż go samego zatkało (psychicznie, że aż nie mógł złapac tchu), z przestrachu?, że nieświadome tak w nim gada. Zawsze bał się nieświadomego, hipnozy itp. bo się bał, ze zwariuje.
Później, w stalinowskim więzieniu udawał, że go obchodzi własny los (i byt, w sensie, co będzie robił po wyjściu na wolnośc, skoro nie ma zawodu, tylko trochę przyuczenia do gazetowego pismactwa), tylko po to, żeby nie uchodzić za dekadenta, żeby mieć z kim zwyczajnie po ludzku, podczas przesłuchań, pogadać o byle czym. Żeby czas w celi się nie dłużył. Żeby nie myśleć o zbliżającym się biciu. Strach przed doznaniem bólu jest najgorszym, co może nas spotkać.
Kiedy dawali na śniadanie jakieś wieprzowe podroby, to wtedy bicie jakby mniej bolało. A najmniej bolało po pasztetówce. Może prawem skojarzeń, że nie może boleć coś, co mile łechtało w żołądku, a było również okrągłe, podłużne i miękkie?
- "Dlaczego mnie męczycie - pytał przesłuchujących go ubeków - skoro nie traktowałem swojego udziału w tej gównianej robocie poważnie? Za to, co robiłem w Kedywie nie czuję się odpowiedzialny. Odpowiedzialni są Sikorski, Grot-Rowecki Bór-Komorowski, "Niedźwiadek-Okulicki"... i Pan Bóg.
- Jesteś odpowiedzialny i odpowiesz za to, żeś się dał wciągnąć, żeś nie miał odwagi odmówić, żeś został terrorystą Kedywu - odpowiadali mu nie bez racji.
- To żeś wykonywał wyroki śmierci podziemnego sądu bez przekonania, to cię nie usprawiedliwia. To gorzej świadczy o tobie, niż byś się powoływał na miłość ojczyzny, bo to dowodzi, żeś wykonywał tę bandycka robotę dla korzyści, dla pieniędzy, bo ci się nie chciało robić w fabryce.
Na próżno im tłumaczył, że wtedy nie było fabryk i wobec wielkiego bezrobocia każdy szedł do Kedywu zarobić parę groszy. A gdy się nie załapał do konspiracji to dla paru fenigów zostawał konfidentem Gestapo.
Po jakimś czasie w tym głodnym niebycie
W którym przecież nic nie ma, prócz ciężaru woli
Miażdżącej swym ciśnieniem każde żywe Życie
Powstaje rana na prefiksach soli
Nie potrafił ich przekonać, tych ubowców, że niepotrzebnie męczą po nocach jego i siebie dla ulotnego widma, które za kilka, kilkanaście lat okaże się chybione i daremne jak wszystko co było dotąd w historii – że po latach będzie tylko wyblakłym w zetlałych papierach, ogniwem zbrodniczej przeszłości.
Miał wtedy proroczą wizję nadchodzących czasów, jakby przeczuł, że pod koniec dwudziestego wieku gówno zostanie z mitologii Powstania Warszawskiego i do diabła pójdzie budownictwo socjalizmu, gdy ulice zaroją się od tysięcy bezdomnych i milionów bezrobotnych, wołających „pracy i chleba”.
Nie wiedział, że przeżywa stan proroczego jasnowidzenia, jak Słowacki, gdy przy byle jakiej okazji, byle jak i byle gdzie bredził jakieś rymowane głupoty.
Jak chociażby teraz.
Nie ma ratunku dla naszego „Bycia”
Im jest go mniej, tym więcej pozorów istnienia
Nie można istnieć w celu dla ukrycia
Że jest jakieś zbawienie, którego już nie ma
sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości