Odcinek 67 – rozpoznanie sumienia
Wprawdzie już był u niej raz jeden, żeby sprzedać złoty pierścionek z tandetnym kamykiem, który nabył gdzieś w lepszych czasach, pokątnie od jakiegoś złodzieja-kieszonkowca, w pociągu jadącym do Gdyni, ale ten pierwszy „raz: potraktował jako transakcję handlową, a nie „zakup”, jaki robi policja bądź przestępca, tzw. „zakup kontrolowany”, dla rozpoznania pola – (no, dobrze myślicie!; dla zabójstwa jakiejś lichwiarki z lombardu, mającego mu przynieść zdobycie pieniędzy na zakładowy kapitał, na rozruch przedsiębiorstwa).
To wtenczas - gdy się dowiedział, że jest niedaleko stara lichwiarka, która ma na imię Ilona i mieszka samotnie ze swą krewną, starą panną - nabrał podejrzeń, że jest sobowtórem Raskolnikowa, na którym ślepy los, życiowe fatum (zmuszające ludzi do odgrywania ról, niczym kukły w teatrze), chce wymusić na nim powtórzenie tej samej „roli”, tej samej zbrodni, żeby „życie” miało pozór przyczynowo-skutkowej ciągłości. Zbrodnia jest lepiszczem nadającym sens ciągłości, nieciągłemu, poszatkowanemu na fragmenty, wylękłemu życiu. Dzięki zbrodni życie nabiera gęstości, nie jest już dokładaniem pustej chwili do nudy, do mdłej chwili, dokładaniem czekania do niespełnienia, nie wiadomo na co i po co. Aż do absurdu.
Jakże ma być inaczej, a zresztą i po co
Mrzonki jakieś rozwijać, że dobrym być warto
Skoro nikt nie zobaczy, jak się ludzie kocą
Kokon nędzy rozbijać, skoro są poczwarką
Żeby dziś było podobne do wczoraj, żeby nasze życie psychiczne zachowało ciągłość między wtorkiem a czwartkiem, między wiekiem XIX a wiekiem XX… to we środę musi popełnić zbrodnię planowaną już od poniedziałku! Musi? Kto musi? Właśnie często nie wiadomo, kto jest podmiotem zbrodni, bo często sprawca nie rozpoznaje się w swoim czynie, jakby zło robiło się samo.
A czy ofiara jest również podmiotem zbrodni? Jest nim również, i to najważniejszym! To ze względu na nią zbrodniarz porywa się na ów heroiczny czyn! To konieczność zabicia ofiary wyrywa zbrodniarza, sprawcę heroicznego czynu z gnuśności! Zbrodnia jest jedynym sensownych ludzkim sprawstwem, w którym zarówno zbrodniarz jak i ofiara są jednako podmiotem i przedmiotem aktu ludzkiej woli i tego metafizycznego bytu zbrodni.
Często jest tak, gdy nasze „ja” odkleja się od egzystencji reszty organizmu, nasze głodne ciało zabija dla kawałka chleba bez wiedzy i akceptacji naszych wyższych czynności psychicznych. Ale nie o takiej (biologicznej) zbrodni tu mówimy, bo zbrodnia humanistyczna, dla wyższych celów, nie dokonuje się pod przymusem okoliczności zewnętrznych, głodu, strachu, przymusu, przygnębienia. Prawdziwa zbrodnia bierze się z radości życia! Z afirmacji istnienia, z poczucia sensu homeostazy. Zbrodniarz zabija, bo pragnie pogłębić radość swojego bycia, odświeżyć czucie wrażeń, poczuć się jak nowonarodzony, bowiem dokonanie zabójstwa nie prowadzi do duchowej śmierci ale do odrodzenia. Człowiek od nowa jest zdolny do akceptacji i umiłowania świata. Jest znów zdolny do wielkiej miłości. I z reguły odzyskuje wiarę w sens życia i wiarę w Boga.
Prawdziwy zbrodniarz odczuwa ulgę i radość, gdy zdobywa przy tym środki do życia i powodzenie w biznesie, uznanie w społeczeństwie i podziw kobiet, natomiast jest wściekły, gdy odchodzi od trupa z pustymi rękami. Chyba, że zabija z nienawiści, to jego żądanie sprawiedliwości jest zaspokojone i znów czuje się szczęśliwy.
W spóźnionych obietnicach już zabrakło czasu
Przyjrzeć się tym starociom, iście po kupiecku, podczas tworzenia kramów, tej nowej idylli
Wśród jasnych główek z afrykańskich lasów
Z wakacyjnych pocztówek, jak małemu dziecku
wyśnionych na zapiecku z bajdurzeń Sybilli.
I sprzedać tę kłamliwość, sprawnie po zdradziecku
Dlatego Kulbaka nabrał podejrzenia, że `elan vital, życiowa siła świata, która ożywia wszystko, wypożyczając jego ciało, jak szatę w teatrze, chce jego rękami powtórzyć wielkie zbrodnie i szaleństwa ludzkości, dzięki którym "Życie" nabiera podobieństwa do samego siebie, bo cóż nas czyni ludźmi, jeśli nie udział w tragediach podobnych do opisanych przez starożytnych Greków. To przecież dzięki Iliadzie i Orestei wiemy o naszej przynależności do gatunku ludzkiego, to dzięki Odysei zdajemy sobie sprawę z historyczności czasu.Stąd, zabójstwo staruszki jest oznaką człowieczeństwa, natomiast dłubanie w nosie, nie.
Słusznie, bo cóż nas czyni ludźmi, jeśli nie podobieństwo do naszych nieszczęsnych dziadków rąbiących siekierą po ciemieniu bogate staruszki? Tylko dzięki temu jesteśmy podobni do ludzi poprzednich epok, dzieląc z nimi te same problemy, reagując tymi samymi odruchami, używając tych samych argumentów, żeby mogło się toczyć życie podobne do życia poprzednich pokoleń; żeby nie zapomniano życiowych rytuałów. Bo cóż czyni „Życie” podobnym do życia, jeśli nie nasze wady, przyzwyczajenia i wariacje, słowem wszystko to, co pospolite, ale jeszcze bardziej niepospolite i niezwykłe. Wielkie tragedie i zbrodnie są potrzebne, bo do historii gatunku przechodzi tylko nadzwyczajne - bowiem zwyczajne i liche powoduje powolne zatracanie się personalistycznego, indywidualnego wyrazu ludzkiej egzystencji, tak, że po pewnym czasie społeczeństwa ludzkiego nie można by odróżnić od roju pszczół lub mrowiska.
Pospolite formy ludzkiej egzystencji są tak niegodne istnienia (same przez się), że samo "Życie" wypiera się ich ze wstrętem. SS-manom nie ma się za złe tego, że wygubili ileś tam milionów pospolitych Polaków, natomiast ubolewa się na każdym kroku, że "hitlerowcy wygubili nieliczne polskie elity (w tym również pochodzenia żydowskiego) i „kwiat inteligencji”. Owszem, przedewszytkim mówi się o Żydach, bo wiadomo, że każdy Żtyd wobec Polaka był niebotycznie bardrziej cenny i niepospolity.
I nie bez racji, bo niezwykła barwność arystokracji zapewnia to, co nazywamy bogactwem osobowości, po której rozpoznajemy indywidualne i arcy-ludzkie!
sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości