Odcinek 84 – zabijając, czuł się podniośle
Jeden Kulbaka, jeden na stu, czuł się poważnie, na swoim miejscu, na barykadzie, jako powstaniec i poeta. Poeta i zabójca! Ba, jako morderca-poeta! Wtedy jasno zdał sobie sprawę, że poezja i morderstwo to jedno i to samo. Mordować i pisać wiersze, to ludzkie i zarazem męskie powołanie. Pisanie i zabijanie – to jest piękne! Im więcej napiszesz – tym więcej zabijesz! To twój artystyczny obowiązek. Nie ma różnicy, czy piszesz wiersze czy zabijasz – robisz jedno i to samo. Robisz śmiercionośną robotę! Zabicie fizyczne z kulomiotu jest natychmiastowe, zabicie za pomocą wiersza jest rozciągnięte w czasie - natomiast zabijanie ludzi, jako poezja, jest to najwyższy rodzaj emanacji ludzkiej godności i powołania! Człowiek jest powołany, żeby zabijać! W tym odnajduje są godność i sens istnienia! To mówił Hitler Niemcom, papież gdy dywizje włoskie błogosławił, w ostatnim dwudziestoleciu XX w. mówił to samo Amerykanom prezydent Buch i prezydent Regan! Wielcy artyści ludobójczych zbrodni! Wartość artystyczna jest ściśle związana z zabijaniem! Kto tego nie rozumie, nie rozumie istoty poezji. Kto nie rozumie, że poezja pisana w dniach wojny i Powstania Warszawskiego, pisana karabinem i piórem, związana ściśle z zabijaniem i będąca sama w sobie zabijaniem, że ta poezja przez następne lata powojenne wyznaczała ramy tego, co jest artystyczne i uzasadniała i usprawiedliwiała istnienie wszystkich innych utworów poetyckich napisanych po wojnie – ten nic nie rozumie! Gdyby nie było zbrodniczej poezji podczas wojny, jej artyzmu w ostrzu siekiery i w huku wystrzału, w skowycie umierania i w gniciu trupa, to by poezja drugiej połowy XX wieku była pozbawiona wartości artystycznej i sensu. Nic by nie uzasadniało potrzeby jej istnienia.
Wartość artystyczna to jest coś, co jest niemożliwe dla zrozumienia i rozszyfrowania dla prostaka, jak muzyka sfer niebieskich. Bo również zabójstwo jest muzyką sfer i wyzwala jej nowe interwały. Poeta posługuje się logiką wyższą i paradoksalną, taką, jaką posługiwał się Bóg podczas stwarzania Adama i Ewy, dając im wolną wolę i ryzykując, że z jego ukochanych dzieci staną się, na własne życzenie, brudnymi świniami – które będzie musiał zabić!. A jednak postąpił jak postąpił, jak głupiec i geniusz!
W jego rozumieniu, Kulbaki, te owe kilka strof wiersza, składających się z ułożonych w następujących po sobie króciutkich haiku, powinno się tak połamać, pogruchotać młotkiem boskiej, eschatologicznej logiki tworzenia świata, żeby nie były podobne do niczego istniejącego na tym świecie i dopiero wtedy poskładać je według logiki paradoksalnej, czyli logiki śmierci. Dopiero taki wiersz może koić nasze lęki i rozpacze życiowe, wobec niezrozumienia przyczyn i ogromu bezsensu żądania przywrócenia jedności widzialnemu światu. Sens świata jest sensowny dla tych, którzy tworzą ten świat. Jest on bezsensowny dla nas, którzy żyjemy poza światem, nie mają wpływu na jego kształt i sens. Dla nas, którzy żyjemy w „żywej śmierci”. Bo oprócz „żywego życia”, tak sławionego przez Fiodora Dostojewskiego, trzeba jeszcze podnosić wielką wartość „żywej śmierci”, w której egzystuje, żyjąc na umarciu, jako żywe trupy, dziewięć dziesiątych ludzkości.
Cóż w tego, że kobieta deklaruje mężczyźnie miłość i rodzi mu żywe dzieci, zamieniane szybko w małe trupiątka, skoro jest to miłość trupianki? Ten stan jest niewykrywalny niewidoczny na zewnątrz psychicznego życia, bo mąż nie dysponuje wykrywaczem kłamstw, wykrywaczem trupich, kłamliwych myśli, ale gdyby takowy posiadał, to by się prędko powiesił z przerażania, że mieszka z trupami na jakimś cmentarzu, gdzie robaki zgryzają powoli jego meble, niczym deski trumien i naśmiewają się z głupich ludzkich łez, wysychających wśród więdnących kwiatów. I to jest piękne, ale dopiero wtedy, gdy spojrzymy na to okiem robaka, nie człowieka. Bo tylko robak widzi więdnięcie i ma świadomy udział w uczcie gnicia i rozpadu. Człowiek też ucztuje na śmierci i gniciu zwierząt, ale bez tego robaczego cudnego, wzmacniającego naszą odporność przeciwko rozkładowi, weryzmu, który pozwala robactwu prócz zaspokojenia smaków fizjologicznych, zaspokajać smaki intelektualne i potrzeby duchowe. Natomiast wśród ludzi, gdzie żona na zgniłe, obce „żywemu życiu” myśli, a dzieci nijak nie przystają do rozwoju na jakość, a przyrastają tylko jak kamienie, obrastające mchem, na ilość, żona (niczym Sonia Marmieładow) myśli jedynie z kategoriach trupiego świata, czyli, jeśli mamy za mały wobec sąsiada i jego firmy zysk, to nie mamy w ogóle zysku i jego sklepik handlujący żelaznymi łańcuchami, wydaje brzęk piekielnego łańcucha, w którym nie dochodzą do naszych uszu żadne nie zniekształcone słowa. Natomiast w brzęku piekielnych łańcuchów i przekleństw potępieńców pozytywny sens mają tylko biblijne napomnienia, żeby szanować wartość własności prywatnej, (bo w piekle siedzą przeważnie rewolucjoniści – których potępieńcy-kapitaliści się brzydzą) i pomnażać zyski z dachówek na kościele. Jeśli Jezus w swym logionie: „Nie będziecie służyć Bogu i mamonie) użył arameńskiego słowa „mammon” w znaczeniu literalnym, to powiedział: „Nie będziecie służyć Bogu rozpusty, Mamonowi, złotemu cielcu, który sankcjonuje wśród Żydów kultową rozwiązłość i prostytucję i jednocześnie służyć Jahwe prawowitemu Bogu”. Pierwotnie wśród Żydów służenie mamonie nie miało nic wspólnego z posiadaniem pieniędzy, tylko służyło zaspokojeniu chuci. Związek mamony z pieniędzmi jest pośredni, że za usługi seksualne trzeba płacić i mieć na to pieniądze.
Kiedy Kulbaka uszedł jakichś dwieście metrów, nagle przystanął zaniepokojony, bo mu się zdawało, że usłyszał kukanie kukułki. To niemożliwe – pomyślał, jest koniec października i kukułki dawno odleciały. Często słyszał nagle jakieś głosy, których pochodzenia nie potrafił sobie wyjaśnić. Czyżby początek starczej schizofrenii? Poza tym, coraz częściej nawiedzały go strofy jakiegoś wiersza, w dziadowskim balladowym stylu o kukułce, kukaczce, kukusi, i tu go zdejmował złowrogi dreszcz, jakby dotkniecie z drugiego świata, bo przecież, „Kukusią” nazywał swoje nienarodzone dziecko, które w głupi sposób utracił, a teraz objawia mu się w snach, jako jedyna prawdziwa córka, która by go nigdy nie zawiodła w miłości, nigdy nie opuściła w potrzebie, kochała go i rozumiała psychicznie. Co było zapewne projekcją jego obaw przed niepewną starością, w której rodzice liczą na wdzięczną pomoc dzieci. Bo on nie mógł liczyć na nikogo.
Kiedy dzisiaj rano wstałem, kukułka mi wykukała
Że cię we śnie nie widziałem, boś podwórze zamiatała
A ja doję jakieś raki, po klatkach schodowych błądzę
Ślizgam się o krwawe flaki, i pytam gdzie są pieniądze?
Wykukała, że nie trzeba, bić obuchem starą w ciemię
Bo mnie połknie jak ameba, zamieniając w śliskie brzemię
Kuknęła, że dziecko wyje, za mną jak pies do księżyca
A matka wciąż krocze myje, bo ją toczy robaczyca
Tramwaj kwili w starej strzesze, żebym szybko stawiał glajchę
Matka wąsy w kroczu czesze, opierając się o wajchę,
Rozgadała Kukułczyna, że odszedłem spod drzwi z niczym
Że się stara Kulbaczyna, wydupczyła z motorniczym.
Takie tam głupoty ptasie… wykrzykuje wśród buczyny
Woła do mnie: ty golasie! Kiedy zrobisz zrękowiny?
Przecież to jest śmiechu warte, tęsknić za nieurodzoną
Kiedy piekło jest otwarte, z moją córką oślepioną.
Przeplecione dzisiaj z wczoraj, nadal jeździ nur fur deutsche
Zaczepia mnie krwawa zmora, która mówi do mnie „ojcze”
W getcie będziesz wisiał smoku, poronisz z ludzkiego mydła
Pokrakę o jednym oku, wspólnym na dwa straszydła
Doktor od spędzania płodu, gra na kobzie dzieciom w raju
A Zuza spuchnięta z głodu, znów rozbiera się w tramwaju
sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości