skrent skrent
24
BLOG

Przygody dobrego wojaka Kulbaki - fragment

skrent skrent Kultura Obserwuj notkę 0

88 -

- To, co ty mówisz, że to co napisałeś, to jest gówno nie poezja. – złościł się Trąbka – to jest  gówno?  Nic podobnego! Sam Słowacki, by lepiej tego nie napisał, gdyby mu dać jałowego kapuśniaku ze zgniłej brukwi i karpieli a potem kazać dupczyć dworskie panny, jako wyzwolicielowi spod kołchozowej urawniłowki bolszewików. Ty harcerz i szwoleżer Najjaśniejszej Rzeplitej miałeś dać chłopskim chamom patriotyzm i przywrócenie polskości na Kresach… i dawałeś jedno i drugie w ramach akcji Wachlarza. A Słowacki się bał damskiej pizdy, dlatego nie brał udziału w żadnym powstańczym wojowaniu. To, co napisałeś, a wypierasz się tego, a co ja recytowałem przed chwilą – to jest – owszem – prawdziwa polska poezja, godna piedestału – krzyczał z uniesionym w górę wskazującym palcem, jak jakiś Kordian na szczycie Mont Blanc. 
-  To wcale nie są jakieś głupoty, Michale – obruszywał się redaktor z lubością i nie mógł się przestać obruszywać na takie niesprawiedliwe traktowanie ich chlubnej partyzanckiej przeszłości – to są nasze najskrytsze poruszenia duszy! Odbicie, przyznaję, surrealistyczne, ale zawsze szczerych i dramatycznych naszych powstańczych losów. To jest psychoanaliza powstańczych lęków i pragnień, jak protokół „prawdy” spisany w automatycznym piśmie nadrealistów Andre Bretona.

- Więc nie wstydź się tego ani nie wypieraj – huknął na niego znienacka - bo nie ma w tym ujmy, a że żydowskie parchy od polskiej poezji, będą cię wyśmiewać, to pluń na ich gudłajskie kryteria płynące z podłoty podlizywania się polskiemu głuptactwu, żeby mu tym łatwiej robić koło dupy.

- Ja bym twoje pisanie, Michale, porównał nawet do interpretowania testów Rorschacha, w których każdy z badanych widzi kutasa, a każdy mówi co innego. Dla nic nie rozumiejącego głupka to tylko plamy atramentowe rozmazane na papierze, ale dla uczonego psychiatry, to są całe wewnętrzne światy osób badanych na okoliczność  wariactwa. I to jest chwalebne! W ogóle cała twoja (pożal się Boże) twórczość niesie z sobą ryzyko, że każdy czytelnik, w twoich wieloznacznych szyfrach odnajduje własne wariacje. Czytając ciebie, odczytuje i odkrywa samego siebie i swoją podłą naturę. Dlatego masz tylu wrogów i przeciwników, bo każdy z nich widzi siebie – czarno na białym - jako zboczeńca i onanistę.

     Mają gudłaje swojego Tuwima i jego „Kwiaty Polskie”, a my mamy gojowskie „chwasty i badyle” – zaśmiał się z ironią. Ale to nie pijak Tuwim jest odnowicielem polskiej mowy, bo Żyd do tego nie ma prawa, tylko ty jesteś nim, goj i antysemita!
W twoich przekleństwach, gdzie nie znajdziesz krztyny podlizywania żydowskim jęzorem polskiej dupy, jest odnowa i ratunek, lek dla chorej na niemotę i niezrozumicę polskiej duszy.
     Michale, na koniec powiem tak – rzekł do przyjaciela: Sam Johann Wolfgang von Goethe, w swoim Fauście by się nie wstydził umieścić twojego wiersza, jako profetycznej wizji ludzkiego losu. Ktoś kto nie zna w oryginale Nocy Walpurgii Goethego, z pierwszej części Fausta, ten nie potrafi ocenić głębi i piękna tego fragmentu z twojej „Ballady o partyzanckiej siekierze - czyli jak fizylier się przebrał  za kominiarza. A może za kasiarza? – wyraził nagle swoje wątpliwości – a może za occiarza, już nie pamiętam dobrze, ale to było mocne jak sam niemiecki spirytus. Tak go pocieszał i dalej zaczął deklamować – „bom sobie przypomniał, że jestem prawdziwym Polakiem”:     

A mnie się ciągle marzy, że jeszcze strzymam trochę
W zakonnicy habicie uciekając przed sotnią…
tylko w samym kornecie nad cerkiewnym porohem…
ukrywałem ją w życie… niczym lisicę kotną
pochwyciły ją w nawie ukraińskie brudasy…
 goniły „siostrę” Zochę niczym złowioną rybkę…
utopiły się w stawie… potem w stogu melasy… 
skurwysyny nad Bohem… dybały na jej cipkę
teraz wiszą na traku…  przy cmentarnej ulicy… 
a ja skoszę jej łączkę… wymiskuję jej brzuszek…
na snopku tataraku… w przykościelnej kaplicy…                                                  

ukradzioną obrączkę włożę na jej paluszek … … 

     Z całego tekstu, gdyby go słuchać uważnie, wynikało, że dowódcy dywizji kresowej, utrzymywali dywizyjny burdel, ale niestety dysponowali w nim jedyną (która nie chciała odejść od dywizji), starą, wysłużoną wojskową prostytutką. Trzymali ją bez jadła i wody w cmentarnej kostnicy zamienionej na wojskowy areszt i zarazem burdel.  Gdy oficer wyższej szarży kapitanów i majorów chciał sobie popieprzyć, to biegał do kostnicy, spuszczając spodnie i kiedy zrobił swoje, zapominał natychmiast o biednej nieszczęśnicy, siedzącej w głodzie i chłodzie, przywiązanej jak jakiś średniowieczny święty do kamiennego słupa, żeby nie uciekła.
    Pan Kulbaka słyszał na własne uszy, jak kapitan Oklejewicz, który po wojnie został  majorem w kontrwywiadzie Rokosowskiego, krzyczał na biedaczkę, gdy już sobie popieprzył: „Cicho posrana babo, bo cię zamknąć każę zamknąć do ciupy”. A przecież siedziała już w ciupie.
     Nie, takiej waszej, pierdolonej Polski, mówił pan Michał do Beniowskiego, ja nigdy nie zaakceptuję i nie chcę.
      O tak, pan Kulbaka wiele razy w swoim życiu miał wrażenie, że jest przymusowym lokatorem domu wariatów.
    O tak, tu nie można używać słów innych, niż oddających nagą, „prawdziwą” rzeczywistość, nazywając gówno gównem, dupę dupą itd. Tu nie można bawić się w eufemizmy nazywając pizdę pochwą albo chuja prąciem, bo to nie elegancko, skoro nazywając tak jak jest, już jest i tak elegancko – nie trzeba lepiej. Skoro Bóg jest skurwysynem!     

skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura