Ja wiem, że zajmowanie się Tuskiem to zwyczajna strata czasu. Wszystko co ważne, zostało już o nim powiedziane. I to nie jeden raz. Ale czasem trzeba, tak dla jasności, dopowiedzieć rzecz do końca. Otóż wczoraj, Tusk opowiadał coś w Brukseli o pojednaniu. Sens był tego taki, że on, to znaczy Tusk czegoś oczekuje. A mianowicie: "to czego oczekujemy 11 listopada, to prawdziwego gestu pojednania, a nie takich pomysłów trochę PR-owych". Otóż, panie Tusk, przyjmij pan do wiadomości, że ja się z panem pojednywać nie mam najmniejszego zamiaru. Mało tego, nie tylko nie wykonam żadnego gestu pojednania w pana stronę, ale też zignoruję całkowicie pańskie gesty tego rodzaju. Gdyby kiedykolwiek nastąpiły.
Powodów ku temu jest wiele i należą do kategorii zasadniczych. Pojednanie oznacza bowiem wygaszenie sporu, wybaczenie win i pogodzenie się stron. To w przypadku Tuska jest całkowicie niemożliwe. Kogo to Tusk miałby reprezentować swym uczestnictwem w Marszu 11-go Listopada? Rząd niemiecki czy kanclerz Merkel? A może te siły polityczne w EU, które dążą ( wspólnie z Niemcami ) do maksymalnego ograniczenia naszej suwerenności i podporządkowania nas interesom Berlina i obecnych władz EU? A może jako symbol zmarnowanych ośmiu lat jego urzędowania i korowodu afer z tym rządem związanych? Czy też chamstwa, brutalności, pogardy i nienawiści wprowadzonych pod jego patronatem do naszego życia publicznego? Czy też ma reprezentować pasmo sukcesów EU? Takich jak Brexit,. kryzys emigracyjny, szkodliwa polityka klimatyczna, energetyczna i Nord Steam 1 i 2 ? Wystarczy. Lista jest niepełna, ale wystarczająca!
W żadnej z tych spraw nie może być mowy ani o zapomnieniu, ani przebaczeniu ani o zgodzie. Nie ma dla Tuska miejsca wśród uczestników Marszu 11-go Listopada. Jego obecność stanowiłaby bowiem jaskrawy przejaw profanacji naszego święta.
Komentarze