Natalia Bryżko Natalia Bryżko
65
BLOG

Ukraina-dzień bez polityków

Natalia Bryżko Natalia Bryżko Polityka Obserwuj notkę 4

Parę dni temu rozmawiałam ze znajomymi o pomysłach na projekt, adresowany do ukraińskich mediów.  Chodziło o to, żeby - jak to w takich projektach zwykle bywa - przenieść na grunt ukraiński nasze pozytywne doświadczeniem w sferze budowania czytelnej i jak najmniej upolitycznionej i odpornej na różnoraki lobbing  przestrzeni medialnej. Mówiąc inaczej, żeby dziennikarstwo było dziennikarstwem a nie politykierstwem, a misja misją, a  nie tylko sposobem na zarabianie. Na początku mieliśmy dużo zapału, ale ulotnił się szybko. Dlaczego? Dlatego, że doszliśmy wspólnie do nieoczekiwanego wniosku: nie mamy się czym przed światem pochwalić.
Równie niespodziewanie dla siebie odkryłam, przeglądając ukraińskie portale, że to Ukraińcy wymyślili coś, co jest warte uwagi. W obliczu kolejnego politycznego zamętu kilka ogólnoukraińskich i regionalnych kanałów telewizyjnych przeprowadziło w miniony piątek "Dzień bez polityków".  Organizatorzy zapowiedzieli, że to akcja ostrzegawcza.  Programy informacyjne relacjonowały wydarzenia, w tym także polityczne,  bez udziału polityków i cytowania ich wypowiedzi, po to, "by politycy - cytuje jednego z organizatorów - opamiętali się i przypomnieli sobie, że oprócz walki o władzę jest jeszcze kraj, który nie musi żyć wyłącznie ich szarpaniną (...) Dosyć powtarzanych od tygodni, wciąż tych samych oświadczeń, oskarżeń, takich samych wieców, i takich samych haseł".
"Opowiemy o wydarzeniach za pośrednictwem zwykłych ludzi i samych dziennikarzy, będzie prawdziwe życie prawdziwych ludzi a nie teatr kilku aktorów" - to inny cytat. Akcję zainicjował kanał z utrwaloną, wysoką pozycją w obsłudze informacyjnej i publicystycznej  wydarzeń politycznych.
Koledzy dziennikarze, co Wy na to? Czy nie warto byłoby choćby czasem dla własnego i odbiorców zdrowia psychicznego  wyłączyć kamery kręconego na okrągło politycznego Big Brothera i dać szansę jego uczestnikom - wybrańcom ludu - odzyskać kontakt z rzeczywistością, a widzom dowiedzieć się  czegoś innego o własnym kraju a może nawet i  o świecie... ( Eureka! Obserwując Sejm wreszcie zrozumiałam ideę twórców Big Brothera)
 
A teraz o Ukrainie. To niezwykle ciekawe miejsce na ziemi. Państwo, które ma zaledwie kilkanaście lat (trudny wiek dojrzewania). Kraj, którego realne przymiarki do własnej państwowości zaczęły się, a właściwie skończyły się wieki temu i miały małą szansę na przetrwanie w ciągu tych stuleci (pomijam ulotną szansę po 1918). A jednak przetrwały. Kraj, który - jak się okazało - przeniósł przez kilka setek lat wspomnienie doświadczenia dawnej Rzeczpospolitej. Po pomarańczowej rewolucji Ukraińcy odnotowali taką oto historyczną ciekawostkę: granica podziału między niepodległościowymi dążeniami a nostalgią poradziecką w społeczeństwie przesunęła się na Wschód i ukształtowała się równo wzdłuż granicy Rzeczpospolitej sprzed buntów kozackich. No właśnie. Odnotowali to Ukraińcy, a Polacy nie zauważyli.

Obecnie lansowany w naszych mediach (z których niestety niewiele można się dowiedzieć o świecie) na "prozachodnią opozycję' i "prorosyjską koalicję", a co za tym idzie - na taki sam podział społeczno-kulturowy współczesnej Ukrainy, jest uproszczeniem, graniczącym z przekłamaniem. Linii podziałów na Ukrainie jest  dużo, a ich układ jest dość skomplikowany. Dla przykładu: nawet zachodnia, choć nie we wszystkim prozachodnia część tego kraju jest podzielona na regiony, które znajdowały się pod wpływem Rosji od czasów carycy Katarzyny i takie które pod wpływ rosyjski, a właściwie już radziecki, trafiły dopiero po II Wojnie Światowej - na przykład te z granic CK monarchii - i nigdy się z tym nie pogodziły. Słowem, kraj jest duży i złożony. Przed kilkoma laty wyrwał się z apatii, zapewne ma przed sobą jeszcze nie jeden kryzys, ale i nie jeden sukces. Niewątpliwym osiągnięciem z ostatnich lat jest zdobyta po pomarańczowych wydarzeniach wolność słowa, przekazu, wypowiedzi. Coś, w czym Ukraina wyprzedziła znacznie Rosję i stała się liderem na obszarze byłego ZSRR w cywilizacyjnym marszu wolnościowym. Ma też Ukraina ambicje wybić się na pozycję lidera i pod innymi względami.
Nie ulegajmy więc histerii w obliczu obecnego kryzysu politycznego. Nie obawiałabym się, że spowoduje on jakąś katastrofę. Tym bardziej, że Rosja Putina, która na pewno zaangażowała w ostatnie wydarzenia w Kijowie wiele sił i środków, musi teraz je przekierować na własne podwórko, by przeciwdziałać rozprzestrzenieniu się protestów. Taka trochę - o ironio! - "ukraińska zaraza" przenosi się dalej, na Wschód.  
Inna rzecz, że szkoda, iż my jesteśmy tam nieobecni. Dwa lata temu, po "pomarańczowej rewolucji" Polska miała na Ukrainie ogromny handicap. Głównie za sprawą nie tyle politycznego, ile wielkiego, spontanicznego, społecznego poparcia dla protestującego Majdanu. Ale potem  nie zrobiliśmy nic (oczywiście są tacy, którzy robili, co mogli, ale na skalę potrzeb i istniejącego potencjału, to kropla w morzu). Mieliśmy przecież "ważniejsze sprawy", niż budowanie pozycji w regionie... A teraz? Teraz nikt już nas nie zaprasza. Bo i po co?     
Politycy są nieudolni, media niezainteresowane, etc. A żal, bo była taaaaka szansa. Wiem, o czym mówię, pracowałam tam 4 lata, byłam świadkiem i uczestnikiem tamtych wydarzeń. 

     

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka