Mija dokładnie dwa i pół roku od straszliwej tragedii, jaka dotknęła nasz kraj i nas jako naród. Naród doświadczany przez wieki, przez lata walczący o wolność i suwerenność swojej Ojczyzny. Walczący o swój skrawek ziemi, o swój honor, godność i niezależność. Nasi rodacy ginęli za Polskę w powstaniach i wojnach, ginęli z rąk oprawców obcych i swoich. I giną nadal.
Piszę to wszystko z pozycji "oszołoma-mohera", który od początku nie wierzył w przypadkową katastrofę prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem. I uważam, że niebezpodstawnie. Chyba tylko ludzie złej woli albo niezbyt rozgarnięci mogą myśleć inaczej i wierzyć w to, co starają się im wcisnąć reżimowe media oraz władza, która ponosi odpowiedzialność za to co się wydarzyło i wszystko co jest z tym związane. W ciągu ostatniego miesiąca, pomimo, że oficjalne śledztwo nie posuwa się do przodu, doszło do ujawnienia nowych faktów, które tylko utwierdziły mnie w swoim przekonaniu. Najważniejsza w tym miesiącu była sprawa ekshumacji ciała Anny Walentynowicz, która jakby irracjonalnie to nie zabrzmiało w kontekście tego co się dzieje, toczy swoją walkę nawet z zaświatów. Pewnie taka już jej rola. Okazało się, że tak jak podejrzewała rodzina, ciało Anny Walentynowicz zostało zamienione z innym. Rodziny obu ofiar przeżyły po raz kolejny traumę związaną z ponowną identyfikacją zwłok oraz powtórnymi pogrzebami. Sprawa jest skandaliczna, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo zamiany zwłok również w innych przypadkach. Bezprecedensowa w tym wszystkim jest postawa naszych władz. W reakcji na zaistniałą sytuację premier przeprasza rodziny nie przepraszając, marszałek Kopacz organizuje konferencję prasową na której twierdzi, że nie mówiła tego, co wszyscy słyszeliśmy, że mówiła dwa i pół roku temu. Całe szczęście, że mamy dobrą pamięć oraz istnieją nagrania z wypowiedziami ówczesnej pani minister zdrowia. Czarę goryczy w tej sprawie przelewa prokurator generalny – Seremet, który publicznie zrzuca na rodziny winę za pomyłkę przy identyfikacji zwłok. Zachowanie przedstawicieli polskich władz jest absurdalne i niegodne. W każdym normalnym kraju, po takiej kompromitacji władze podałyby się do dymisji i to dawno. No ale my żyjemy w Polsce, a u nas póki co, obowiązują trochę inne standardy.
Paradoksalnie, chociaż może zabrzmi to dziwnie, w zaistniałej sytuacji stało się coś dobrego, doszło bowiem do „zwarcia” szeregów rodzin ofiar katastrofy. Ci którzy do tej pory byli jakby z boku, albo nawet wierzyli w oficjalną wersję katastrofy oraz przyjęte przez polskie władze procedury, tę wiarę stracili. Ludzie zaczynają otwierać oczy, szkoda że tak późno, ale dobre i to. Wdowa po oficerze BOR – Pawle Janeczku, Joanna Racewicz, w udzielonym ostatnio wywiadzie powiedziała, że poczuła się teraz jakby dostała ponownie smoleńskim błotem w twarz. Wydaje mi się, że to określenie doskonale oddaje to, co czujemy wszyscy i to od początku, od dnia katastrofy.
10 kwietnia 2010 roku, my Polacy, dostaliśmy w twarz smoleńskim błotem. To błoto się do nas przylepiło na tyle, że nie możemy go zmyć. I pewnie jeszcze długo go nie zmyjemy, albo wcale. Może to nawet i lepiej, bo cały czas czując go na sobie będziemy pamiętać o tym, o czym zapomnieć nigdy nie powinniśmy i nie możemy.
Pod Smoleńskiem zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach 96 naszych rodaków, tych najlepszych, z Prezydentem RP na czele.
Obrzucając nas smoleńskim błotem, podeptano tam naszą godność i napluto nam w twarz.
I zrobili to pospołu Rosjanie z polskimi władzami. Nie zapomnimy tego ani jednym, ani drugim.
Pamiętamy o tym po 30 miesiącach, będziemy pamiętać za miesiąc, za dwa, za 10 lat.
Zawsze.
Inne tematy w dziale Rozmaitości