"...lecz zanucić mu było wstyd: nie ma, jak u mamy...".
Za PRL był dowcip o milicjancie, który przydybał opozycjonistę rozrzucającego ulotki. Spałował go, założył kajdanki, po czym sięgnął po leżącą na ziemi ulotkę. Z jednej strony była niezadrukowana, więc odwrócił ją... Strona była pusta.
Podniósł następną... i następną... i następną... Wszystkie wyglądały tak samo. Mężczyzna rozrzucał czyste kartki.
- Panie, tu nic nie ma! - zdenerwował się.
- A co ma być? Przecież wszystko jasne!
Proszę Państwa, tu miała być notka. Ale co tu pisać? Przecież wszystko jasne. "Nie ma jak u mamy. Kto nie wierzy - jego rzecz."
Inne tematy w dziale Kultura