No nie! Tego już za wiele. Nie dość, że do Klementyny wprowadziła się nowa baba, to jeszcze do mnie wprowadził się - zupełnie niespodziewanie - labik. Labik, jak to labik, jest cały biały i ma czerwone oczka (jak śp. Wacia, ale jest większy). Jak mi powiedział, mieszkał dotąd w laboratorium (brrrrr) i mieli go kłuć i ciąć. Okropieństwo.
Okropne jest też to, że labik ma na imię Wołodia, ale mi tłumaczył, że to nie jego wina, tylko Wujka Lenina, który się uparł, by mu nadać imię na swoją cześć. Ja bym zrozumiał, gdyby miał na imię Lonia... albo Siarżuk... albo Pietia... ale Wołodia? Skandal.
Do tego ten bezczelny albinos JE Z MOJEJ MICHY. Już rozumiem, czemu Klem się tak wściekała, gdy wprowadziła się do niej Niobe. RATUNKU! Ale na pocieszenie dostałem nowy hamaczek.
A propos Klem. Bąbel na twarzy jej wreszcie pękł i, jak mi powiedziała z jakąś masochistyczną satysfakcją, wyleciało jej z bąbla ze 2 nakrętki ropy.Pan Doktor jej wyciskał ropnia i kazał Ciotce założyć kołnierz (Klementynie, nie Ciotce). Ale Klem oświadczyła, że nie jest aż tak durna, by sobie drapać twarz, więc kołnierz był niepotrzebny. Słusznie.
Ciotka tymczasem leży w łóżku z anginąi odmawia przytulania mnie. (Dlaczego?)
Ta angina spowodowała, że ostatnią notkę na Salonie dyktowała przez telefon (była strasznie wkurzona, chyba chodziło o Białoruś).
A w ogóle Ciotka coś przebąkuje, że w październiku zawiezie mnie do Pani Doktor na jakąś operację. Nie wiem o co chodzi. Labik, to jest Wołodia, mówi że to boli tylko trochę, i że dobrze się kończy. Tylko że nie będę miał jajek.
RATUNKU!!!
