Lech Wałęsa odebrał w Chicago nagrodę Fundacji Biblioteki Prezydenckiej Abrahama Lincolna.
Lech Wałęsa odebrał w Chicago nagrodę Fundacji Biblioteki Prezydenckiej Abrahama Lincolna.
Maciej Świrski Maciej Świrski
2161
BLOG

Wałęsa nasz i nie nasz, czyli legenda wsobna

Maciej Świrski Maciej Świrski Polityka Obserwuj notkę 59

Wczorajsza dyskusja pod moim tekstem o Wałęsie skłoniła mnie do zastanowienia się nad innym, a mam wrażenie, niedocenianym problemem – otóż na ile ludzie, którzy w historii Polski odegrali jakąś rolę są właścicielami swojego wizerunku i historii życia, a na ile są własnością wszystkich Polaków. Bo przecież ich czyny wpłynęły na losy Polaków, nierzadko w sposób tak mocny, że skutki tych działań (albo zaniechań) odczuwane są przez całe pokolenia.

Oczywiście można by w tym miejscu podać dziesiątki postaci (chociażby władców Polski), z którymi może być taki problem. Poganie ze stowarzyszenia Niklot (a jest takie, a jakże, popłuczyny po Zadrudze) mówią, że głównym winowajcą złego losu Polski jest Mieszko I, który przyjął chrześcijaństwo.

Ale, poważnie mówiąc – chodzi o nasze polskie zdrowie psychiczne.

Z jednej strony mamy człowieka powszechnie znanego, który odcisnął się na historii kraju. Istnieje paradygmat przekonań co do takiej osoby. Wszyscy Polacy rozpoznają tego człowieka i mają o nim swoja opinię – dobrą albo złą. I powstaje teraz pytanie – na ile człowiek ten może sobie rościć sobie prawo do wywierania wpływu na ten paradygmat?

Stosunek części Polaków do Wałęsy i jego „uwikłania”, jak to się ładnie nazywa w pewnych środowiskach, jest wprost klinicznym przykładem zjawiska, które w psychologii nazywa się „wypieranie”. Termin wprowadzony przez Freuda, lecz współcześnie potwierdzony obserwacyjnie: dzieci maltretowane nie pamiętały zdarzeń, w których oprawcą był bezpośredni opiekun, od którego nie mogły się uwolnić. Mechanizm wypierania powodował, że w ogóle mogły funkcjonować.

Z Polakami, przynajmniej z ich częścią jest podobnie. Wypierają informacje, które burzyły paradygmat „Wałęsy oswobodziciela”, a jeśli już się takie informacje przedostają na wierzch – następuje agresja. Oczywiście, oprócz tego jest jeszcze dość szeroka grupa, mająca na sumieniu współpracę z SB i tutaj reakcje są łatwo wytłumaczalne. Sama chęć ujawnienia informacji archiwalnych przyprawia tych ludzi o ataki strachu, kompensowanego wściekłością.

Wszyscy, którzy żyliśmy wtedy, którzy strajkowaliśmy w Sierpniu, albo jak ja, obserwujący z nadzieją na zmianę i chęcią włączenia się (stopem jechałem do Gdańska z Wrocławia, żeby na własne oczy zobaczyć co się dzieje, a wiadomość o zakończeniu strajku zastała mnie w Warszawie na ulicy Nowogrodzkiej, przy radiowozie milicyjnym, o czym pisałem wczoraj), wszyscy, powiadam, mamy w pamięci i tę nadzieję i tę postać, która wtedy uosabiała to co się wydarzyło. O doradcach mało kto wtedy słyszał, zresztą propaganda ze zbitki słów Kuroń/Michnik zrobiła wtedy w głowie przeciętnego oglądacza telewizji złowrogą nalepkę.

Suma pozytywnych emocji, która wtedy się wytworzyła skumulowała się na Wałęsie, takim jakim był i właśnie dlatego wzbudzał zachwyt – prosty robotnik, a jak umie rozmawiać z władzą. Samorodny talent, „zwierzę publiczne”, wyczuwanie słuchaczy – to było to co go niosło. I było wtedy potrzebne. Inaczej by Solidarności nie było. Inni działacze – oczywiście, Frasyniuk, Bujak, jasne, ale Wałęsa był przewodniczącym Związku. Wtedy my, Polacy, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że władza chce rozbić Związek, wobec czego (idące, swoją drogą, wprost z doświadczeń partii komunistycznej, znajome dla większej części społeczeństwa) wezwania do jedności i skupienia się wokół przewodniczącego.

Wałęsa jest problemem psychologicznym dla tej części z nas, którzy mamy 50 lat i więcej. Bo mamy w pamięci czas Solidarności z czasów młodości czy progu dorosłości, mamy w pamięci nadzieję która się wtedy obudziła. Bo wbrew temu co niektórzy piszą, to nie chodziło o michę ale o wolność. Ci z bardziej świadomych środowisk, potomkowie Akowców, Żołnierzy Wyklętych werbalizowali to wprost – chodzi o niepodległość. Inni mówili o godności, prawach człowieka czy związkowych, ale i tak podskórnie, niewymawialne w komunizmie słowo było obecne. I konfrontacja tamtych nadziei z czasem dzisiejszym dla tego pokolenia 50+ jest pełna goryczy.

Sprawa Wałęsy jest problemem politycznym najwyższej wagi z innego powodu niż jego dokonania i zaniechania.

Otóż jego przeszłość, która należy do Narodu, tak jak i przeszłość, historia każdego Polaka, a zwłaszcza Polaka wybitnego jest częścią historii narodowej, otóż ta przeszłość nie może być badana. Nie można badać źródeł historycznych, które dotyczą Wałęsy. Nie można stawiać hipotez badawczych, ponieważ jest to zagrożone procesem, utratą stanowiska albo zniknięciem z obiegu wydawniczego.

Z punktu widzenia cywilizacji zachodniej jest to zupełnie niesłychane. Godzi wprost w wolność badań naukowych, co w konsekwencji prowadzi do totalitaryzmu.

Tak więc, właśnie poprzez te działania Wałęsa obrócił się sam przeciwko swojej legendzie.

Wątpię, żeby nominujący go do rozmaitych nagród w USA znali ten aspekt jego aktywności.

 

Zachęcam wszystkich do subskrypcji mojego newslettera. Info o nowościach i tekstach.

 

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka