szczypta szczypta
414
BLOG

Niewidzialna ręka... rewolucji

szczypta szczypta Gospodarka Obserwuj notkę 6

"W przyjętej przed tygodniem strategii mieszkaniowej na najbliższe dziesięć lat rząd zapowiedział, że już w przyszłym roku zliberalizuje przepisy dotyczące eksmisji" - doniosła kilka dni temu triumfalnie Gazeta Wyborcza, i dalej tłumaczy, że ma to skłonić nie tylko gminy, ale przede wszystkim prywatnych inwestorów do budowania mieszkań na wynajem. Genialnym określeniem "Obecnie nikt przy zdrowych zmysłach nie zainwestuje w czynszówkę, ponieważ lokatorzy w praktyce są nieusuwalni" kwituje sytuację, która jest już co najmniej kuriozalna, a nawet patologiczna.

Oto spora grupa ludzi, codziennie uczciwie pracując, nie ma środków żeby kupić lub wynająć mieszkanie i regularnie płacić czynsz. Gminy umyły ręce od budownictwa komunalnego, spółdzielnie mieszkaniowe przekształciły się w prywatne folwarki a TBSy to co najwyżej ozdobnik i margines. Trudno więc się dziwić, że na rynku na którym warunki dyktują seryjni właściciele nieruchomości mieszkalnych, większa część społeczeństwa sobie zwyczajnie nie radzi. Jak wynika ze statystyk, co drugie gospodarstwo domowe w Polsce nie płaci regularnie czynszu. Dodać warto, że osobie żyjącej z wynajmu mieszkań jako ostatnie przyjdzie do głowy, aby po prostu obniżyć czynsz. Bo przecież ona kieruje się zasadą maksymalizacji zysku, więc skoro może nie pracować a utrzymywać się z pracy innych - to czemu nie? Zwłaszcza że rząd jej w tym pomaga.

Zamiast więc tworzyć dach nad głową dla tych, którzy go potrzebują, zamiast motywować gminy do robienia tego, rząd wpadł na genialny pomysł. Pozwoli oto wywalać z mieszkań na zbity pysk kogo się tylko chce i jak się tylko chce, byle by tylko kamienicznicy (tzn. właściciele większej liczby mieszkań żyjący z ich wynajmu) byli do przodu! I byleby tylko gminy mogły również świetnie odnaleźć się w roli prywatnych przedsiębiorców mieszkaniowych. Zaraz zaraz? Jak to? Gminy - prywatnymi przedsiębiorstwami?

Czy kolejnym krokiem będzie legalizacja tzw. prywatnych eksmisji, czyli właścicielskiego prawa do wyrzucenia lokatora na bruk bez wyroku sądu oraz obecności komornika? Z pomocą ochroniarzy a może tylko zaprzyjaźnionych osiłków? W tym wszystkim zapomniano o jednym. Mieszkanie jest prawem a nie tylko towarem. Bo o ile nieruchomości można sobie sprzedawać i kupować, a bogaci sobie mogą pozwolić nawet na małą prywatną wysepkę na Hawajach, to jednak wciąż istnieje pewne minimum, które jest nieprzekraczalne. To prawo absolutnie każdego człowieka do dachu nad głową. Nawet wtedy, gdy jest on niepełnosprawny, obłożnie chory, jest w ciąży lub ma małe dziecko. Bo te właśnie kryteria uprawniające dotąd przynajmniej do lokalu socjalnego chce teraz zlikwidować rząd.

Co więc oferuje się tym, którzy mieli pecha i nie wpasowali się w system a teraz zostaną eksmitowani? Ładnie to się nazywa lokalem socjalnym i lokalem zastępczym. Lokale zastępcze (nie mieszkania) miałam okazję obejrzeć w Warszawie przy ul. Przeworskiej. Koń pociągowy u moich przyjaciół na podgdańskiej wiosce ma lepsze warunki, jeśli chodzi o metraż i grzanie! Bo oto proszę sobie wyobrazić pokoik 2 metry na 5, w którym są 4 łóżka i przejście między nimi - bo na nic innego nie starczyło miejsca! O kaloryferze nie ma co marzyć, bo to dawne magazyny w których wstawiono rigipsowe ścianki działowe. Zakłady karne mają lepsze warunki, bo jest choć szafka i telewizor - jednak w nich miejsce pobytu przewidziane jest dla przestępców. Czymże więc tak strasznym zawinili ci, których się eksmituje na taką Przeworską? Czym zawinili, prócz tego, że są biedni?

Lokale socjalne zaś to wogóle arcyciekawy temat, bo według rządowych propozycji teraz to nie ustawa, ale każdorazowo sąd ma decydować czy komuś będzie on przysługiwał czy nie. A zatem pełna dowolność i wolna amerykanka! Dotąd hamulcem w wyrzucaniu z mieszkań do pomieszczeń tymczasowych był brak tych drugich. Jednak i na rozwiązanie tego problemu już nasza władza wpadła! W Poznaniu czy Gdańsku, jak i wielu innych miastach, planuje się budować osiedla z kontenerów. W Bytomiu zeszłoroczna demonstracja lokatorów z tego miasta zablokowała taki pomysł, ale w Bytowie pod Gdańskiem w haniebnych warunkach, bo już nawet nie w nowych kontenerach ale w dawnych wagonach kolejowych gnieździ się kilkadziesiąt osób. A formalnie są to mieszkania socjalne.

Osiedle kontenerów chcą od przyszłego roku budować w odosobnieniu od miasta władze Gdańska. "W odosobnieniu" - tak to nazwał wiceprezydent i jednoznacznie dał do zrozumienia, że chodzi o odseparowanie "tego marginesu" od obywateli. Jedyną zaś winą owego "marginesu" jest to że nie bierze on udziału w wyścigu szczurów, bo nie ma ku temu predyspozycji...

System więc - sam pełen sprzeczności i trzymający się w kupie już tylko cudem, idzie dalej w zaparte, szukając kolejnych kozłów ofiarnych. Kiedyś byli to "lichwiarze robiący z dzieci macę", ostatnio wyznawcy islamu oraz "roszczeniowe" związki zawodowe, ale zawsze dobrym winnym jest po prostu osoba biedniejsza, mniej sprytna, słabsza. Bo taka nie ma jak się bronić.

Jak więc widać z powyższego przykładu system wolnorynkowy jest do tego stopnia niewydolny, że - mimo najwyższych starań ze strony jego piewców - nie jest w stanie nawet zapewnić dachu nad głową obywatelom i z trudem łata własne wewnętrzne sprzeczności. Równocześnie - odpowiedzialnością za własne błędy obarcza innych. Należy go więc - również w naszym własnym indywidualnym interesie - jak najszybciej wymienić na inny, póki ofiar w ludziach jest jeszcze stosunkowo niewiele.

Z drugiej strony patrząc, sytuację już prawie można nazwać rewolucyjną, bo oto system zapędził się w punkt, w której stał się niewydolny, wewnętrznymi mechanizmami nie potrafi się już uzdrowić, a nawet tego nie chce. Brnie jednak dalej, szuka tych na których można zwalić winę, byleby tylko nie przyznać się do błędu i konieczności fundamentalnych zmian. Spodziewać się teraz można więc tylko stopniowego nabrzmiewania tego bąbla, zwiększania się ilości krzywdy ludzkiej, a jedynym racjonalnym ratunkiem jest znana od starożytności metoda rozwiązywania węzła gordyjskiego.

Na koniec refleksja czysto teoretyczna. Gdy rodził się kapitalizm, bardzo szybko zdano sobie sprawę, że dawna, na wiele sposobów ograniczona, własność feudalna jest zwyczajnym przeżytkiem. Klasa tak zwana średnia (głównie mieszczaństwo, ale przecież też bogate chłopstwo) rozpoczęło więc walkę o oczynszowanie. Chodziło o to, by zamiast skomplikowanej feudalnej formy władania ziemią (środkiem produkcji), wprowadzić jasną i jednoznaczną zasadę - czynsz określony w pieniądzu, zależny od areału. Wszystkim tak było łatwiej i wygodniej.

I nie przeczę - kapitalizm wówczas był postępowy, a Adam Smith i inni teoretycy liberalizmu pchali świat do przodu. Nic jednak nie jest dane raz na zawsze, świat się zmienia, a "postępowość" i "reakcyjność" mierzy się w relacji do aktualnie zaistniałej sytuacji. Było to kilkaset lat temu, historii cofnąć się nie da, podobnie jak Wisły zawrócić ani kijem ani innymi narzędziami; zaś w międzyczasie system ten zdążył przejść wewnętrzną przemianę, skutkiem której się zwyczajnie zestarzał i zdegenerował. Dzisiaj przypomina bardziej nowotwór na ciele starego schorowanego człowieka, niż dający szanse rozwoju cywilizacji system gospodarowania dobrami.

Teraz stoimy przed podobnym wyzwaniem jak Anglicy w okresie tak zwanego grodzenia, jak francuscy, polscy i niemieccy włościanie walczący o czynszówkę. Teraz znów musimy przeformułować pojęcie "własności", "posiadania" i "władania rzeczą". Dziś chodzi o to, by własność z absolutnej - stała się funkcjonalną. Aby realizowała swoją społeczną i cywilizacyjną funkcję, a nie była bastionem permanentnie nadużywanym przez jej nielicznych obrońców. Bo podobnie jak wówczas - wszystkim wtedy będzie łatwiej i wygodniej.


 

szczypta
O mnie szczypta

Każda rzecz, którą robisz drugiemu nie z żądzy zysku, jest kamieniem w serce systemu, który z egoizmu uczynił prawo gospodarki. Cała władza w ręce lokalnych rad! Własność powinna być funkcjonalna, a nie absolutna. Wolność, równość, solidarność!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka