r.szklarz r.szklarz
951
BLOG

Na pomoc uchodźcom "na miejscu" już jest za późno

r.szklarz r.szklarz Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Ostatnio w debacie publicznej pojawił się nowy podział – jedni są zwolennikami przyjmowania uchodźców z terenów objętych wojną, a drudzy opowiadają się raczej za pomaganiem im na miejscu, czyli w obozach w Turcji, Jordanii i Libanie. Jak przy innych tego typu sporach, także i tutaj linia podziału jest bardzo łatwa do przewidzenia.

 

Generalnie zwolennicy pomagania uciekinierom z ogarniętej wojną Syrii i północno-zachodniego Iraku "na miejscu" mają rację. Taka pomoc jest z reguły tańsza. Za sześć tysięcy euro rocznie, które według Komisji Europejskiej ma kosztować utrzymanie uchodźcy w jednym z krajów Unii Europejskiej, ta sama osoba w Libanie mogłaby przeżyć 5-8 lat. Tak przynajmniej wynika z szacunków Wojciecha Wilka z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Inne szacunki wskazują, że koszty utrzymania uciekinierów w Europie są dziesięciokrotnie wyższe niż na Bliskim Wschodzie. W każdym razie, w Europie jest drożej.

Krótkie porównanie sugeruje, że faktycznie pomoc na miejscu jest bardziej opłacalna i to właśnie powinniśmy robić. Z tym tylko, że już jest na to troszeczkę za późno, bo kilkaset tysięcy osób z ogarniętych wojną Syrii, Iraku, Afganistanu i Erytrei, oraz dalsze tysiące z innych krajów, które się pod tę falę poczepiły, już się w Europie znalazło. Oznacza to, że aby pomagać im "na miejscu" musielibyśmy ich na to "miejsce" odesłać.

Problem polega na tym, że kraje będące owym "miejscem", czyli głównie Turcja, Liban i Jordania nie są chętne do przyjmowania tego kosztownego problemu, jakim są uchodźcy. W każdym razie nie za darmo. W zasadzie to właśnie ta niechęć jest jedną z głównych przyczyn europejskiego kryzysu migracyjnego. Sama tylko Turcja od momentu wybuchu wojny w Syrii na pomoc uciekinierom wydała 25 mld dolarów. Dla porównania Polski rząd przeznaczył w 2016 r. na "pomoc na miejscu" 4,5 mln euro.

Jest to więc kwota w której partycypacji społeczność międzynarodowa jej praktycznie nie pomogła. Trudno w tej sytuacji się dziwić, że prezydent tego kraju potraktował uchodźców, jak kartę polityczną i przymknął oko na działalność przemytników przewożących ich do Grecji. Trudno się także dziwić samym uchodźcom, którzy byli niechętni do przesiadywania latami w obozach, w których wielu dóbr po prostu brakowało, a liczba miejsc była ograniczona. 

Przez lata uważaliśmy, że wojna w Syrii to nie nasz problem, podobnie jak pomoc uchodźcom. Na pomoc "na miejscu" przeznaczaliśmy minimalne kwoty, które w żadnym wypadku nie były w stanie odciążyć krajów goszczących. No to teraz mamy ten problem u siebie. I na pomoc "na miejscu" jest już zwyczajnie za późno. Uchodźcy są już w Europie i teraz to jest nasz problem.

 

r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka