Paweł był zbyt zdolny i zagrażał szwagrowi przełożonego.
Paweł był zbyt zdolny i zagrażał szwagrowi przełożonego.
Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski
2045
BLOG

Wyrzucony z Onetu - zagrażał układom

Rebeliant Szmarowski Rebeliant Szmarowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Paweł wierzył w etos dziennikarski. Marzył o tym, by napisać reportaż godny nagrody Pulitzera. Jedna nieostrożna wypowiedź złamała mu karierę. Teraz pracuje w hurtowni, jako kancelista. Na powrót do zawodu raczej nie ma szans, bo poprzedni pracodawca rozesłał za nim wilczy bilet.

Naprawdę ma na imię inaczej, prosił o anonimowość. Poznaliśmy się w końcówce lata zeszłego roku. Spędzałem właśnie urlop we Władysławowie. Było nawet słonecznie. Wszędzie pełno zadowolonych ludzi. Rodzin z dziećmi. Gwar, muzyka. Zasiadłem do piwka w smażalni. Czego trzeba więcej, by wypocząć? Wtem koło ogródka, tuż przy płotku, dostrzegłem celebrytkę Agatę M. Pomyślałem, że to ukryta kamera. Ale nie, to była ona. Stała i rozglądała się uważnie. Uderzył mnie jej grymas twarzy. Mieszanina pogardy, wstrętu i poczucia wyższości.

- Ja pier... – powiedziałem pod nosem.

- No, w d... się babie przewróciło.

Okazało się, że nie tylko ja zauważyłem celebrytkę, poszukującą spokoju i warunków do uprawiania jogi. Przy stoliku obok siedział on. Dwudziestokilkuletni facet w okularach. Rozpoczęliśmy luźną rozmowę. Po kilku piwach rozmowa zatraciła swój luźny charakter. Paweł zaczął się otwierać. Zaproponowałem, abyśmy wrócili do tematu za kilka dni. Uznałem, że temat zasługuje na podjęcie go w profesjonalny sposób. Zadzwoniłem do mojej asystentki, Janiny. Przyjechała z Warszawy w środę i już po południu we troje podjęliśmy przerwaną rozmowę.

I.

- Byłeś na rozmowie wstępnej?

- Tak. Wchodziłem jako jedenasty, albo dwunasty. Napięty do granic i już trochę zmęczony, bo wszystkich umówili na ósmą.

- Wynik pozytywny.

- Oczywiście. Reagowali entuzjastycznie. Przeszedłem jako jedyny.

II.

Na początku dostawał proste robótki. Asystował w redakcji starszym kolegom. Parzył im kawę, przynosił z kiosku papierosy. Z czasem zaczęto go wysyłać w teren. Prowadził krótkie wywiady, wklejane potem do obszerniejszych reportaży. Ale jego sygnaturka widniała już wśród autorów.

Aż wreszcie przyszedł ten moment. Paweł miał przygotować własny artykuł. Przedstawia nam wydruk. Janina po lekturze ściska Pawłowi dłoń. – Świetne pióro.

III.

Zadzwoniliśmy do Bogny, koleżanki redakcyjnej Pawła.

- Gdy przyniósł ten tekst i dał nam do przeczytania, połowa z nas, w tym ja, wpadła w zachwyt. Ale byli i tacy, którym miny nieco zrzedły.

Jak się potem okazało, w tej drugiej grupie był Marian, szwagier zastępcy kierownika działu.

IV.

Inny kolega Pawła, z drugiego zespołu, proszący o niepodawanie personaliów, potwierdził nam, że o tekście Pawła zrobiło się w redakcji głośno i Marian pokątnie obgadywał początkującego dziennikarza.

– Któregoś dnia powiedział w grupie zgromadzonej w pokoju socjalnym, że jeszcze kilka takich strzałów i coś z tym trzeba będzie zrobić.

Janina zdołała dyskretnie porozmawiać z panem Alojzym, który w tamtym czasie pracował w budynku redakcji, jako portier. – A co w tym dziwnego? – dziwi się. Oni zawsze tak traktowali młodych, którzy mieli więcej talentu. A już ten szwagierek był mistrzem intryg.

Próbowaliśmy skontaktować się z Wacławem G., ówczesnym zastępcą szefa działu, w którym pracował Paweł. Wacław G. co prawda odebrał telefon, ale nie zgodził się na rozmowę. Zażądał, żebyśmy przesłali mu pytania mailem. Nie odpowiedział na żadne z nich. Napisał tylko: „Wara od mojej rodziny!”

V.

- I za to cię zwolnili?

- Nie, nie są tak prymitywni.

Wiosną 2015 roku Paweł został wysłany do Poznania, żeby zrobić materiał o tamtejszych anarchistach. Miał spróbować do nich dotrzeć. Popytać policjantów. Porozmawiać z lokalnymi samorządowcami. Pobrał zaliczkę, sprzęt do rejestracji rozmów, laptopa. Przed wyjazdem został wezwany do zastępcy szefa działu. W gabinecie zastał trzy osoby. Oprócz zastępcy szefa była tam też księgowa i jakaś kobieta, około trzydziestki. Nie znał jej. Odtwarza tę rozmowę.

- Panie Pawle, zaprosiliśmy pana, bo ma pan jechać do Poznania, ale pojawił się pewien problem.

- Jaki problem, panie kierowniku?

- Panie Pawle, ja przez przypadek zauważyłam, że pana podpis na pokwitowaniu zaliczki, jest inny, niż na wniosku urlopowym. Jako księgowa, zaniepokoiłam się.

- Ale co w tym dziwnego, przecież nie ma dwóch takich samych podpisów. Wiem o tym dobrze, bo pisałem pracę magisterską z grafologii.

 - Pan studiował psychologię?

- Socjologię. A przepraszam, kim pani jest?

- Jestem psychologiem kłamstwa i bardzo uważnie się panu przyglądam.

Rozmowa w atmosferze podejrzeń i narastającego napięcia trwała około godziny. Pawłowi zarzucono, że na pokwitowaniu zaliczki widnieje nie jego podpis.

- O jaką kwotę chodziło?

- Siedem tysięcy złotych. Zarzucili mi, że chcę wyłudzić te pieniądze. W taki sposób, że wyprę się swojego podpisu na pokwitowaniu. Ta psycholożka, to podobno jakaś trenerka, której ogłoszenie znaleźli w Internecie.

VI.

Paweł dostał dyscyplinarne zwolnienie z pracy.

- To był dla mnie szok. Teraz już wiem, że intrygę zorganizował ten Marian, ten szwagier. Wiedziałem, że jest wredny, ale nie przypuszczałem, że posunie się do takiej podłości.

Paweł postanowił walczyć. Zażądał rozmowy z redaktorem naczelnym. Odsyłali mnie od pokoju do pokoju. Gdy już miało dojść do rozmowy, nagle okazywało się, że redaktor musiał pilnie wyjechać. Ale nie odpuściłem. Przez tydzień nie dawałem im spokoju. W końcu dostałem ostrego przeziębienia i któregoś dnia dotarłem do centrali, jak to się mówi, na ostatnich nogach. Oświadczyłem sekretarce, że albo naczelny mnie przyjmie, albo wyniosą stąd mojego trupa.

Poskutkowało. Godzinę później został dopuszczony przed oblicze redaktora naczelnego.

- Mam panu do zakomunikowania, że zwolnienie dyscyplinarne, to forma łaski wobec pana, bo rozważaliśmy wysłanie zawiadomienia do prokuratury. Życzę powodzenia.

Paweł poczuł się, jakby ktoś dał mu po twarzy.

VII.

- Nie myślałeś, żeby walczyć?

- Myślałem o tym. Wniosłem sprawę do sądu. Ale tam terminy są tak odległe...

W tym czasie odeszła od Pawła narzeczona. Mieli już wyznaczoną datę ślubu. Ale gdy jej rodzice, pryncypialne nauczycielskie małżeństwo, dowiedzieli się o jego perypetiach, dali wiarę pracodawcy Pawła.

- Z dnia na dzień stałem się dla nich powietrzem. Moje życie legło w gruzach.

- A co robiłeś we Władysławowie, gdy spotkaliśmy się przy piwie?

- Mieszkam nad Zatoką Pucką, mam blisko. Chciałem choć przez chwilę poczuć się, jak człowiek. Na moment odzyskać poczucie godności.

Przełykam twardo ślinę. Janinie trudno ukryć łzy.

- Czy gdybyś wygrał sprawę sądową, chciałbyś znowu pracować w Onecie?

- Chciałbym, ale nie w takim.

Posłowie

Szanowni państwo, to, co przeczytaliście powyżej jest fikcją. To prymitywna, bezczelna manipulacja. Mieszanina błahych detali, emocjonalnego szantażu i niedających się zweryfikować opowieści anonimowych świadków. Właśnie tak powstają artykuły Onetu o nadużyciach w Żandarmerii Wojskowej.

[]

Zostałeś poszkodowany przez Onet? Skontaktuj się z nami: Robert&Janina.

[]

Przeczytaj także:

Żandarmerio, twój honor na ostrzu twej szpady

[]

To jest kontynuacja bloga, dostępnego pod tym adresem: https://www.salon24.pl/u/mundurowi/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo