Rzepka
Rzepka
Janusz Szostak Janusz Szostak
326
BLOG

Kopulacja to demokracja

Janusz Szostak Janusz Szostak Kultura Obserwuj notkę 2

Teatr Polski we Wrocławiu od lat ma kolosalne zadłużenie. Dostaje co roku 10 milionów państwowej dotacji, a nie starcza na pensje. Dyrektor wyraźnie nie radzi sobie z zarządzaniem tą placówką. Zatem, aby mieć więcej obowiązków, którym nie podoła, został posłem z tzw. Nowoczesnej. A to obliguje do postępowych działań – politycznych i artystycznych.

Wśród pseudoartystycznych pojebusów modne jest profanowanie krzyża lub innych relikwii. Zawsze ktoś się temu przeciwstawi, a to zapewnia sławę. Dziennikarze, i tak zwane „elity intelektualne”, będą miesiącami bronić prześladowanego artysty, odważnie walczącego z ciemnotą, zabobonem i religijnym obskurantyzmem.

Nowoczesny poseł wybrał nieco inną drogę do sławy i pieniędzy. Zapowiedział pikantną premierę spektaklu zawierającego sceny seksu na żywo z udziałem aktorów porno. Było pewne, że pojawią się protesty. Scenariusz zadziałał. Sprawę nagłośniono, media zadbały, aby zapowiedź odbiła się szerokim echem. Nawet Facebook zbanował plakat przedstawienia. Były petycje, listy otwarte i inne formy sprzeciwu. W tej sytuacji  minister kultury musiał zająć jakieś stanowisko. Zatem z astrzegł, że publiczne pieniądze nie będą przekazywane na promowanie publicznego uprawiania seksu. Z czym się tu nie zgadzać? Decyzja jest oczywista. Nie dla wszystkich. Według Ryszarda Petru: „To przypomina czasy PRL-u, jak ściągali „Dziady", bo Gomułka kazał”.

Samo porównywanie dzieła Adama Mickiewicza do porno spektaklu, jest przejawem braku szacunku dla sztuki i poważnych luk w wykształceniu ogólnym. Nie tylko Petru ma z tym problem. W sukurs artystom - pojebusom ruszyły media i inne „autorytety”.

Także Karolina Lewicka z TVP Info postanowiła - w czasie telewizyjnej rozmowy - rozprawić się z ministrem kultury. Wyszło jej to mocno niefachowo. Jeżeli dziennikarka sześć razy pyta o to samo, i nie potrafi tak sformułować pytania, aby uzyskać na nie odpowiedź, to powinna sama siebie zdjąć z anteny. Wziąć torebkę i po prostu wyjść ze studia. Wstydu oszczędzić telewidzom! Ale nie, została, i starała się wykazać, że jest prawdziwym fighterem w „walce o demokrację”, która jej kojarzy się z kopulacją na scenie.

Wzorcem takiego „dziennikarstwa” jest niejaki Piotr Gembarowski. Ale jego, środowisko dziennikarskie bojkotowało przez lata, po niesławnym wywiadzie z Marianem Krzaklewskiem, którego – jak to się teraz wśród dziennikarskich trolli mówi - starał się „zgrilować”. Po tym telewizyjnym „wywiadzie”, tygodnik Wprost namawiał do podawania Gembarowskiemu w restauracjach ciepłej wódki. Widać już wtedy mieli chody u kelnerów! Wówczas bowiem, uznano popis Gembarowskiego za wzorcowy przykład nierzetelności dziennikarskiej.

Dokładnie tak samo zachowała się Lewicka względem Glińskiego. Jednak tym razem więdnący kwiat dziennikarstwa stanął za nią murem. Wmawiając, że chamstwo to dziennikarska dociekliwość, a elementarny brak kultury to zaleta. Medialne autorytety powołują się przy okazji na rzekome standardy brytyjskiego dziennikarstwa, gdzie ich zdaniem rozmówców traktuje się jak śmieci i nie ma tematów tabu.

Jak to jest w brytyjskich mediach, pokazuje przykład z dziennika „Financial Times”, który kilka dni temu ocenzurował słynny akt kobiecy autorstwa Modiglianiego sprzed 100 lat. Obraz został sprzedany na aukcji za 170 milionów dolarów. Akt młodej kobiety w papierowym wydaniu FT ma dwa czarne paski w „newralgicznych miejscach”.

Podobna sytuacja wydarzyła się na początku październiku w Polsce. Kiedy to Mazowiecki Urząd Wojewódzki – kierowany wówczas przez Jacka Kozłowskiego (PO) - ocenzurował wystawę Łukasza Rudeckiego. Artyście nakazano usunąć z ekspozycji 12 aktów, bowiem były na nich... nagie kobiety! A co miało być, kossakowskie konie? Skoro facet specjalizuje się w aktach, to były gołe baby! Wtedy jednak nikt nie zaprotestował w obronie wolności sztuki. Żaden Lis, Michnik, Olejnik, Kuźniar czy Lewicka. Nikt nie wieścił, że to ciemnogród i zacofanie. Nikt też nie wpinał sobie w klapę opornika z napisem KOD (Komitet Obrony Dupy).

Gdyż strach o własne tyłki pojawił się po 25 października.

Lubię ludzi, lecz sam bywam nieznośny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura