Ranek a właściwie jeszcze noc 10 kwietnia 2010 r. była jednak zimna. Płytę tzw. Okęcia Wojskowego oświetlały silne lampy. Jednak samolot Tu-154M o numerze bocznym 101 stał lekko w cieniu. Lech rozglądał się na wszystkie strony i ponaglał.
- Jarek, Tomek. Szybciej.
- No już idziemy. Ale ciężkie te spadochrony.
Mruczał pod nosem Jarek.
- Tomek zostaw w końcu ten kalkulator. Potem policzysz ile na tym zarobisz.
Głos Jarka zdradzał coraz większe zniecierpliwienie.
- Tak jest panie prezesie.
Trzech mężczyzn, dwóch dość niskich i bliźniaczo podobnych do siebie i jeden wyższy weszło szybko do samolotu po schodkach niepilnowanych chwilowo przez oficera BOR, ktory musiał się udać za potrzebą. Po wejściu do samolotu skierowali się na jego tył. Był tam mały luk do przedziału bagażowego.
- Schodzimy.
Zakomenderował Lech.
W luku bagażowym było ciasno i ciemno.
- Macie tu wszystko. Tu są ciepłe śpiwory bo luk jest nieogrzewany, latarki i termos z ciepłą herbatą. Wytrzymacie tę godzinę lotu. Do rana już niedaleko. Za dwie, trzy godziny startujemy. Powtórzmy wszystko.
- Jarek ?
- Kwadrans przed lądowaniem wychodzę i terroryzuję wszystkich swym małym pistolecikiem. Gdy będzie widać już pas w Smoleńsku każę pilotom ustawić autopilota i zabijam ich. Potem ty siadasz za sterami i jak wyskoczymy ze spadochronami wyłączasz autopilota i kierujesz samolot na ziemię.
- Dobrze.
Podsumowal Lech.
- Tomek ? A ty ? I zostaw do cholery ten kalkulator wreszcie.
- Tak jest panie prezydencie już zostawiam. Ja odbieram jednemu ze sterroryzowanych telefon komórkowy i robię nim panu ostatnie zdjęcie. Potem telefon zabezpieczam tak żeby przetrwał katastrofę. W blogosferze muszą mieć też o czym pisać. Ubezpieczam prezesa na pokładzie jak będzie w kabinie pilotów. Potem razem z nim skaczę ze spadochronem.
Głos Lecha był stanowczy.
- Dobrze. A teraz Tomek wyjdź musimy się pożegnać.
Wysoki mężczyzna wyszedł.
Bliźniaczo podobni do siebie mężczyźni patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu.
- Lech jesteś pewien ?
- Tak Jarek. To jedyny sposób. Mówiliśmy o tym przecież wiele razy. Niewiele mi zostało. Do wyborów prezydenckich nie dociągnę. Wiesz ten Palikot miał rację ja naprawdę piję. Nie zaczynam dnia bez małpki. Nie mówiłem wam tego żeby nie martwić ciebie i mamy. Poświęcę się. Ty potem wygrasz wybory po tej katastrofie kraj stanie przy nas. Nie wierzę żeby było inaczej. Zresztą Tomek ze swoją gazetą i ci z Torunia nam pomogą, zrobią swoje. Wygramy. Wygrasz !
- Ale ci wszyscy ludzie ....
Jarek zawiesił głos.
- Oni są nieważni. Będa zresztą mieli pomniki, ich rodziny odszkodowania. Ważna jest partia. I zwycięstwo. Dobra podsumujmy.
- Spadochrony są ?
- Są.
- Śpiwory są ?
- Są.
- Termos z herbatą jest ?
- Jest.
- Pistolecik masz ?
- Mam.
- Helikopter do szybkiego transportu do Polski jest ?
- Będzie czekał na nas.
- Czekaj !
Jarek zawiesił głos.
- Dzwoniłeś do tego generała ?
- Dzwoniłem. Kazałem mu trochę pogadać z pilotami przed startem i mocno przy tym machać rękami. Ma przy tym stanąć tak żeby go nagrała kamera monitoringu. W tej gazecie i telewizji będą mieli o czym gadać. Ich łatwo wpuścić w kanał. Nigdy nie domyślą się prawdy. Dobra muszę już iść. Żegnaj.
Mężczyźni uściskali się serdecznie. W ich oczach pojawiły się nawet łzy.
- Idę. Po drodze przyślę tu Tomka.
Lech wyszedł z luku .
- Wchodż tam. Ty znowu z tym kalkulatorem Tomek.
- Panie prezydencie jest pan wielki.
- Dobra, dobra.
Szybko uciszył go Lech.
- Złaź do przedziału bagażowego muszę zamknąć luk.
Lech zamknął luk. Wyszedł z samolotu na schodki i zamarł. U ich stóp stał oficer BOR. Na widok Lecha wyprężył się.
- Panie prezydencie. Melduje się ...
- Już bez tych salutów. Lubię zrobić osobiście inspekcję samolotu przed lotem. Ty lecisz z nami ?
- Lecę. Taka służba panie prezydencie. Ciężko jest. Ale potem mam tydzień wolnego.
- To bardzo dobrze. Lubię mieć najbardziej oddanych przy sobie.
- Dziękuję panie prezydencie.
- Do zobaczenia za parę godzin.
- Do zobaczenia panie prezydencie.
Oficer BOR wyprężył się w pozycji baczność.
Lech odchodził powoli od samolotu. Była godzina 5.27. Do startu samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 zostalo około dwóch godzin.
Tymczasem w przedziale bagażowym.
- Tomek jak zaraz nie zostawisz tego kalkulatora to ci go na głowie rozstrzaskam.
- Ale panie prezesie ja tylko małe symulacje robię.
- Ty ciągle o tej kasie, którą zgarniesz. A gdzie naród, patriotyzm, idea, Polska ?
- Panie prezesie jedno nie wyklucza drugiego.
Epilog. Niedaleko lotniska Siewiernyj. 10 kwietnia 2010 r., godz. 8.20.
- Ta cholerna mgła. Nic nie widać. Co robimy ?
Lech krzyczal już niemal.
- Nie zmieniamy planu. Zresztą piloci już i tak nie żyją. Ja z Tomkiem skaczę. Ty poczekaj potem z 15 minut, wyłącz autopilota i kieruj samolot na ziemię. Rozbijecie się i tak blisko lotniska.
Skok nawet nie był taki trudny. Bujając się na spadochronie Jarek spojrzał na Tomka zawieszonego też pod spadochronem.
Tomek znowu miał w ręku kalkulator.
wywczas.salon24.pl/369245,wreszcie-wiemy-co-sie-naprawde-stalo-w-smolensku
Inne tematy w dziale Polityka