Kino lubiłem od zawsze. Ta magiczna chwila, gdy gasną światła i za chwilę będziemy gdzie indziej. W końcu ta "miłość" doprowadziła mnie do tego, że mam nawet oficjalne uprawnienia do prowadzenia DKF-u urzędowo, a jakże, potwierdzone przez ówczesne Ministerstwo Kultury i Sztuki. Tak były takie dziwne czasy, że papier wydawano nawet na to. Nie tak dawno temu to było - w roku 1990. Jak każda pasja także fascynacja kinem sprowadza często na ścieżki niespodziewane. Takimi są filmy są filmy najgorsze w rodzaju kultowych już produkcji jak np. "Plan 9 z kosmosu". pl.wikipedia.org/wiki/Plan_dziewi%C4%99%C4%87_z_kosmosu
Człowiek zaczyna szukać smaczków i nowych doznań. Do niektórych trzeba się przygotować solidnie. Bo mają rację Rosjanie, gdy mówią że czegoś na trzeźwo się nie zrozumie. Wczoraj więc podlany alkoholem zmierzyłem się z filmem, który jest określany jako tureckie Gwiezdne Wojny. I to jest błąd. Bo to jest pomieszanie wszystkiego. Są zrzynki z Gwiezdnych Wojen, Poszukiwaczy Zaginionej Arki, filmów karate, tanich horrorów i blockbusterów z wielu gatunków. Są "roboty" Daleków i przypominające Robbiego z "Zakazanej planety". Dla mnie wymiata scena, gdy facet w "orzeszku" (taki kask był motocyklowy) jest wmontowany w sceny z Gwiezdnych Wojen. Oczywiście z dialogów zrozumiałem może z 5%. Bo języka tureckiego nie znam a francuski w stylu "wulewu kusze awek mła" (oryginalna ścieżka dźwiękowa turecka plus francuskie napisy). Przyznam, że pomimo przygotowania i zagruntowania się napojami wyskokowymi nie dotrwałem do końca. Przerosło mnie to.
Panie i Panowie tylko dla prawdziwych twardzieli. W końcu to yutuba można przewinąć pooglądać wybrane sceny. Tylko uważajcie idziecie w zupełny kosmos.
Inne tematy w dziale Kultura
