marcinw2 marcinw2
1181
BLOG

O zbiórce Zosi na studia, kowbojach i dwóch wygranych w IT (opinia)

marcinw2 marcinw2 Charytatywność Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Przyglądam się właśnie komentarzom do mojej przedwczorajszej notki „Też jestem geniuszem i też zbieram pieniądze… o internetowym żebractwie krótka opinia” - w kilku miejscach poniekąd zostałem przywołany do tablicy, a to spowodowało, że chciałbym przeprowadzić pewną krótką polemikę.

Zacznijmy od „niezawodnej polskiej zawiści”. Jestem w stanie zrozumieć, że częstym standardem w dzisiejszych czasach jest unikanie dyskusji (żeby, broń Boże, nie urazić kogoś złym wyrazem, zaimkiem czy, cytując klasyka, popierdółką) i podążanie jedyną słuszną ścieżką wyznaczoną przez „gadające głowy” z mainstreamu, ale na TechRacji chciałbym również poruszać tematy trudne czy drażliwe.

Proszę mi powiedzieć, jak mógłbym zazdrościć komuś, o kim wczoraj pojęcia nie miałem? Po co miałbym zatruwać swoje życie czymś, na co nie mam wpływu?

Z ciekawości spojrzałem sobie na stronę zrzutka.pl. Jako zawodowy informatyk muszę powiedzieć, że wygląda całkiem nieźle. Nie korzystałem z niej, i opieram się tylko na tym, co widzę. Jest poprawny certyfikat, a domena została zarejestrowana w 2008. W przypadku zrzutek prywatnych powyżej 20 000 PLN / 50 000 PLN (zależy od pewnych czynników) konieczne jest potwierdzenie celu zrzutki. Istnieje jeszcze coś takiego jak kontrola tożsamości osobistym przelewem bankowym i dokumentem, a na deser jest PayU i licencja Krajowej Instytucji Płatniczej, jak również nadzór Komisji Nadzoru Finansowego (cokolwiek to nie znaczy).

We wpisie whois nie ma informacji o tym, ile razy domena zmieniała właściciela. Przynajmniej w jednym miejscu znalazłem informację, że w 2019 strona miała nieważny certyfikat SSL (choć zdarza się to najlepszym, to włącza u mnie pomarańczowe światełko ostrzegawcze). Mimo tych dwóch drobiazgów wygląda na to, że miejsce jest znane i w porządku.

To, co napiszę za chwilę, będzie czysto hipotetyczne. Załóżmy, że ktoś chciałby zrobić zrzutkę w czyimś imieniu (podszywając się pod kogoś). Potrzebne jest konto z odpowiednim imieniem i nazwiskiem, skan dokumentu tożsamości, a w przypadku większej sumy potwierdzenie, że pieniądze zostaną wydane na konkretny cel. Powiedziałbym, że jest raczej mało prawdopodobne, żeby ktoś to wszystko idealnie przygotował, choć z drugiej strony nie jest to niemożliwe.

Jeżeli chodzi o samą treść, to bardzo nie spodobał mi się brak linków online albo chociaż wideo na YouTube. Czy w 2021 ktoś robi wszystko offline? Czy nie oznacza to słabości i zacofania? Innym tematem jest harmonogram - o Brexicie wiadomo było dawna, nastąpił jakoś tak pod koniec stycznia, a Zofia potrzebuje pieniędzy do końca lipca. Czy potrzeba szybkiego działania nie jest charakterystyczna dla wszystkich wymuszeń? (ofiara lub darczyńca ma mniej czasu do namysłu, i po dokonaniu przelewu ma większe zadowolenie i poczucie dobrze spełnionego obowiązku). I czy nie można było w zamian za największą kwotę postarać się o nazwanie jakiejś planetoidy ksywką dobroczyńcy? (tu oczywiście wymyślam, ale w przeszłości, gdy wsparłem film, to moje imię mogło znaleźć się w napisach końcowych).

Należy zauważyć, że na początku poprzedniej notki napisałem wyraźnie w dwóch miejscach „załóżmy, że” (tutaj ważne było czytanie ze zrozumieniem). Nie opowiadałem się się za którąś wersją (zrzutka jest prawdziwa / fałszywa), chciałem tylko zwrócić uwagę na pewne kwestie związane z żebractwem.

Mam takie mocne wrażenie, że w wielu wypadkach ludzie praktycznie w całej Europie przyzwyczaili się, że im się należy. Należy się matce wychowującej samotnie dziecko, należy się artystom, należy się mniejszościom, większościom, i wszystkim innym. Fundacje rosną jak grzyby po deszczu, a wszelkiego rodzaju dotacje, przywileje, ulgi i dodatki bywają dla niektórych całym budżetem.

Skoro dają, to czemu nie brać? A jak dadzą raz, to czemu nie wziąć drugi, trzeci, czwarty raz?

Dla pana spod sklepu złotówka to majątek, dla matki tysiąc złotych to szansa na zakup lepszego jedzenia, dla artysty sto tysięcy to drobne do parkomatu, a dla młodej dziewczyny dwie stówy są szansą dla studia. Każda z tych osób może powiedzieć, że się stara na miarę swoich możliwości, i pewnie będzie mieć rację. Niektóre z ich celów są szczytne, niektóre nie. W prostych przypadkach można to wykryć. Jeżeli ktoś żebrze pod sklepem, często wystarczy się zapytać, czy kupić jedzenie (jeżeli odpowiedź brzmi „kierowniku… no co pan?”, to chyba wszystko jest jasne)

Może więc w ogóle nie pomagać?

Oczywiście, że nie, moim jednak zdaniem, gdzie to tylko możliwe, ludziom należy dawać wędkę, a nie rybę (ciekawe, że różne nowoczesne trendy zakładają, że wszyscy są idealnie równi, a w tej sytuacji pan spod sklepu teoretycznie powinien dostać tyle, co celebryci). Możni tego świata już mówili, żeby jeść ciastka, jak się nie ma chleba (ewentualnie szczaw z nasypów i mirabelki), i trzeba się wspierać, gdy nie można na nich liczyć (proszę zauważyć, ilu z nich lata samolotami, a mówi o ochronie klimatu, rezygnacji z mięsa, samochodów, etc.).

Mimo wszystko zastanawia mnie też to, na ile talent Zofii to talent, a na ile marketing. Jak ktoś zauważył w komentarzach (dziękuję za głos rozsądku), starzy wyjadacze z wielu krajów sami proponują studia za darmo, jeżeli ktoś ma naprawdę oryginalne umiejętności. W tym momencie dochodzę chyba do pewnego wniosku – jeżeli wspierana jest osoba bardzo zdolna i inteligentna, to jak to się dzieje, że nie zdołała zebrać żądanych pieniędzy? Nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, lenistwo czy brak talentu?

Jak napisałem, jestem trochę rozdarty widząc podobne historie. Ci, którzy najbardziej potrzebują, najczęściej nie żebrzą. Studia to poniekąd nobilitacja, ale tylko dodatek do życia (nie są niezbędne, a u nas w Polsce jakoś się utarło, że dosłownie wszyscy muszą mieć wyższe wykształcenie).

Chciałem pisać w TechRacji o technologii. Kiedyś świętością było to, co powiedziano w radiu, potem to, co w telewizji, teraz wielu ciągle bezgranicznie wierzy w to, co widać w internecie. Przekręty będą na pewno coraz bardziej skomplikowane. Mieliśmy maile z phishingiem, strony typu „wygrałeś iPhone za złotówkę”, teraz zdarza się zmienianie numerów kont zaraz po aukcji, wysyłanie kodów jednorazowych w celu „potwierdzenia”, i ludzie jakoś w to święcie wierzą.

Naprawdę ktoś myśli, że to pojedyncze przypadki?

Wideo pokazujących wyszukiwanie podobnych „centrów” jest masa, na YouTube można też znaleźć zapisy z oszukiwania nieświadomych użytkowników. Ofiarami w większości są tam osoby z USA. Przypadek?

Moje pytanie w tej sytuacji: ile będzie zrzutek na cudowne dzieci? Czy nie będzie tak, że niektóre z nich będą brać pieniądze, a potem śmiać się z darczyńców? (aż mi stają przed oczami starsze babcie, które robią przelew z ostatnimi drobnymi ze skromnej emerytury na pewne imperium… albo pewna parka z zeszłego roku, co do której były duże wątpliwości)

Nie od dzisiaj wiadomo, że cel uświęca środki. To, że w jednym konkretnym przypadku zrzutka wydaje się być prawdziwa, nie musi być prawdą w drugiej, trzeciej czy czwartej sprawie.

Spójrzmy teraz na dwa kraje.

Indie wielu z nas ciągle kojarzą się z Rajeshem


albo z Bollywood, tymczasem korzenie z tego kraju miał Freddie Mercury czy obecni CEO Microsoftu i Google. Ich sukces to przykład sukcesu zaliczanego do najwyższej półki. Ilu Polaków może pochwalić się czymś podobnym?

Spójrzmy teraz na inny kraj. Większość produktów, które leżą w naszych domach, oznaczona jest napisami „Assembled in China” albo „Made in China”. Dużo marek, kiedyś kojarzonych z USA, obecnie jest w rękach chińskich. Lenovo, Motorola i Volvo to tylko przykłady. Jest też wiele innych, a końca nie widać. W kraju środka kolejne produkty powstają całkowicie z rodzimych produktów (np. Lenovo zaczyna wkładać do laptopów nawet najmniejsze i najprostsze komponenty). To wszystko razem przynosi rezultaty - na różnych portalach IT co druga recenzja dotyczy którejś firmy z tego rynku, jak nie wspomnianego Lenovo czy innej „zachodniej” marki, to Huawei, Redmi czy Xiaomi.

Tu i tam można poczytać sobie o starzeniu się tego społeczeństwa, ale nie zmienia to faktu, że ze strony USA dostajemy głównie „nowe” prądy społeczne (celowo nie będę ich nazywać), a nasza infrastruktura hardwarowo-softwarowa coraz bardziej opiera się o dwóch wspomnianych gigantów (sam się złapałem na tym, że jedynym sensownym edytorem na moim telefonie jest WPS Office).

Moje pytanie w tej sytuacji: czy naprawdę ktoś myśli, że azjatycki sukces ma podstawę w dobroczynności i rozdawnictwie?

Technologia daje nam więcej możliwości niż kiedykolwiek (i naprawdę nie do wszystkiego musimy mieć najnowszego iPhone) – dlaczego więc z tego nie korzystamy?

Proszę zauważyć, że coraz więcej mówi się o ucieczce „Amerykanów” z raju, jakim miała być Kalifornia (narodowość celowo ująłem w cudzysłów, bo jak wiadomo, m.in. do Krzemowej Doliny ściągali ludzie z całego świata). Nie byłem tam, ale coraz częściej czytam, że cały dom w Teksasie kosztuje tyle samo co klitka w świątyni postępu. Cały ten „American Dream” od przodu dalej wygląda nowocześnie, ale od tyłu wydaje się coraz bardziej pusty - nawet wskroś nowoczesne, amerykańskie i dbające o prywatność Apple też już ma swoje za uszami (jak widać, nie mówię nawet o usterkowości).

Jak już pisałem, każdy musi podjąć decyzję, komu ma darować swoje pieniądze. Ja tylko przypominam, żeby nie wierzyć bezgranicznie w to, co widać w Internecie. I żeby cały czas myśleć, jaka ma być nasza przyszłość – czy pełna pięknych słówek (dobroczynność, dobroć, równość, współczucie, sponsoring), światłych idei i biedy, czy rozwoju.

Wczoraj widzieliśmy zbiórkę na czyjś komputer, dzisiaj na studia, a jutro? Na kolejny model Porsche?

Ja sam mógłbym napisać „Cześć, nazywam się Marcin. Informatyka to moje całe życie, i traktuję ją śmiertelnie poważnie”.

Czy powinienem żebrać czy ruszyć tyłek i wziąć się za rozwijanie kolejnych projektów?

Ważny tutaj jest sposób myślenia, a ja tylko przypomnę na koniec (najzupełniej przypadkiem oczywiście), że rząd nie ma swoich pieniędzy i nic nie daje.

marcinw2
O mnie marcinw2

Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo