Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
80
BLOG

My

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 32

Wybuchła dyskusja o pana generała Wojciecha Jaruzelskiego. Pan Leski nieśmiało zwrócił uwagę, że Jaruzelski nie był potworem o wszechogarniających mackach i nawet jeśli wydawał polecenia, to wykonywali te polecenia inni.

Ci inni to właśnie my. "My" jest tutaj inkluzywne, dotyczy nie tylko autora poniższych uwag. "My" to również starsi uczestnicy S24. Więcej - "my" to i młodsi, choć zapewne jedynie w sposób potencjalny - i niech będą szczęśliwi, że ich potencjał nie ma warunków się ujawnić.

Pamiętam swoje pierwsze kłamstwo. Miałem ze cztery lata, coś przeskrobałem i znalazłem prosty sposób uniknięcia nieprzyjemności.

- To nie ja, to Mietek - zrzuciłem winę na młodszego kuzyna. Kuzyn się do winy nie przyznał, krótkie śledztwo rodzinne ujawniło rzeczywistego winowajcę. Dostałem burę, nie za przewinę, ale za kłamstwo.

Nie nadawałem się widać na kłamcę,  brak mi było polotu, fantazji, uporu. Pogodziłem się z tym wyraźnym brakiem jednego z ważniejszych życiowych talentów. To kalectwo powoduje, że prędzej niż potrzeba daję ulgę własnemu sumieniu, spowiadam się z grzechów i grzeszków, nie szukam winy poza sobą.

Nieprzyjemny, samonarzucony obowiązek spowiedzi powoduje, że nim coś znów przeskrobię wyobrażam sobie późniejszą spowiedź - i od grzechu odstępuję. Życie pędzę nudne, bez ryzyka.

Innym szło łatwiej. Dzieci bywają bardzo pomysłowe w wynajdywaniu wytłumaczeń i uciekaniu od winy. Nie rezygnują, jak ja od razu, tylko szlifują talent, od próby do próby doskonalą umiejętności.

Nie zrzucać na Mietka, który niewinne wszystkiemu zaprzeczy. Lepiej zwalić na Piotrka, którego nie ma na miejscu i przeczekać, aż pamięć o występku przeminie.

Jeszcze lepiej zwalić - no, na postać fikcyjną, na nieistniejącego kolegę.

Wydaje mi się, że gwałtowny, personalny atak na p. Leskiego wynikał z prostego faktu. Napisał, tak jak to zrozumiałem, że Jaruzelski nie wykonywał osobiście większości z zarzucanych mu czynów. Miał oddanych wspólnków - całe prawie społeczeństwo.

Któryś z wynajętych kłamców PRLu, już po roku 1976, gdy zawiązał się KOR, ROPCiO i zaczęła się ruchawka opozycyjna, która po kilku latach zaowocowała przełamaniem bariery strachu i ssącego poczucia upodlenia, bodajże Mirosław Wojciechowski, dyrektor powołanej do zwodzenia i oszukiwania zagranicznych dziennikarzy Agencji "Interpress", tłumaczył, że w Polsce jest aktywnych góra 150 opozycjonistów, że są ze społeczeństwa wyizolowani, bo to społeczeństwo popiera socjalizm. I wydaje mi się, że kłamiąc nie kłamał.

Było 150 czy 200 integralnych opozycjonistów, na marginesie codziennego uganiania się za lepszym życiem, za które płaciło się mniej lub bardziej niewinnymi kompromisami z własnym sumieniem.

Bo przecież tak robili "wszyscy" poza garstką dziwaków i mącicieli.

Będę kontynuował za czas niedługi.

Poza tą więc garstką znajdowali się organicznicy, którzy z braku talentu czy temperamentu do wychylania się, ale w zgodzie ze standardami etycznymi oddawali się pracy pożytecznej dla społeczeństwa. Powiedzmy bracia Kaczyńscy - gdyby nie zawirowania historyczne uczyli by dzisiaj młodzież zasad prawa, przemycając w wykładach zawoalowaną krytykę obowiązującego "prawodawstwa socjalistycznego" i tym samym przygotowując solidny grunt do biernego oporu.

Zwrócono się do wybitnej aktorki Ireny Eichlerówny z propozycją udziału w oficjalnym "odcięciu się" od wichrzycieli: "Zależy nam naa pani dobrym imieniu". "Mi również" - odparła.

O organiczników pokłócił się Michnik z Wierzbickim w głośnej swojego czasu polemice o gnidach i aniołach.

Ale większość Polaków, nie oszukujmy się, stała się zażartymi antykomunistami po roku 1989. Za ich ojców duchowych uznać należy pisarzy rozrywkowych jak Ziemkiewicz czy Łysiak, tak z niejasnych (jasnych, oczywiście że jasnych) przyczyn popularnych wśród Sz. PP. Salonowiczów.

Czytając salonowe przechwałki możnaby odnieść wrażenie, że załoga tu pisząca składa się (z niewielkimi wyjątkami) z owych 200-300 integralnych opozycjonistów, z 300 walczących w wydawałoby się beznadziejnej walce dzielnych Spartan?

Bujda!

Z anonimowych organiczników, wykonujących za cenę niewielkiego kompromisu pożyteczną pracę? Czasami niewinny kompromis miał, jak się okazywało tajną klauzulę, ale to inna historia, którą tu się nie zajmuję. Nie mam ciągle wyrobionego zdania - i być może jest to jedyna możliwa do przyjęcia ocena.

Bujda, panowie.

Zdobyliście się na odwagę za późno, dużo za późno. I teraz was żre. I nie lubicie by wam o tym przypominano.

Co więc uczynił p. Leski? Powiedział:

To ty i ty i ty, to nie Jaruzelski.

 Co ja, biedny żuczek jestem winien? - powiedział pluskwiak.

Cała armia pluskwiaków obżarła z liści okoliczne drzewa wiśniowe.

 

 

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka