Teologia Polityczna Teologia Polityczna
90
BLOG

Katarzyna Meissner: Potyczki polityczne

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 2

Ten film to opowieść o pojedynku. Jednak jest to potyczka nietypowa, bo przeprowadzona z dziennikarską pasją i na oczach milionów widzów. „Frost/Nixon” wciąga widzów w emocjonującą historię o starciu dwóch niebanalnych postaci

 

Reżyser, Ron Howard, to specjalista od filmów z doskonałymi męskimi kreacjami. Udowodnił to pracując z Melem Gibsonem nad „Okupem” czy z Russelem Crowem nad „Pięknym umysłem”. Tym razem opowiedział historię o słynnym wywiadzie telewizyjnym, podczas którego Richard Nixon przyznał się do nadużyć w aferze Watergate. Było to wyznanie, na które czekało wielu Amerykanów, gdyż decyzją kolejnego prezydenta – Geralda Forda – Nixon został uniewinniony i oczyszczony z wszelkich zarzutów, co odebrało jakąkolwiek szansę na postawienie go w stan oskarżenia.

 

Film rozpoczyna się w momencie, gdy kontrowersyjny prezydent składa rezygnację ze stanowiska. Telewizyjną transmisję z tego wydarzenia ogląda w Australii David Frost. Wirtuoz wywiadów z gwiazdami popkultury postanawia przeprowadzić rozmowę z Nixonem. Traktuje to jak wyzwanie. Kieruje nim przede wszystkim chęć osiągnięcia rekordu oglądalności. Jednak to tylko motywacja początkowa. Już podczas pierwszej serii zdjęć okazuje się, że pewien siebie Nixon umie doskonale opanować rozmowę i na nic zdają się próby Frosta, który stara się wycisnąć jak najwięcej ze swojego adwersarza. Dla dziennikarza przygotowanego na łatwiznę okazuje się to bodźcem do większego wysiłku. Postanawia nie tylko nagrać ciekawy materiał, ale przede wszystkim zmusić prezydenta do przyznania się do winy.

 

Dzięki tak pokierowanej akcji film stał się doskonałym studium psychologicznym. David Frost, kreowany przez Martina Sheena, jest duszą towarzystwa, kobieciarzem i wiecznym chłopcem. Jego american smile olśniewa widzów przez cały sens. Nawet wtedy, gdy jest prawie na dnie, gdy wszystko mu się sypie – przywołuje na twarz uśmiechniętą maskę. Tylko w oczach czai się strach i niepewność. Z kolei kamera skierowana na Franka Langellę (Richard Nixon) pokazuje to, czego nie udało się pokazać prokuratorom – zbliżenie twarzy człowieka zmuszonego do wyznania winy. Langella znany jest głównie ze świetnych ról drugoplanowych. Tymczasem Ron Howard pozwolił mu na rozwinięcie palety możliwości – aktor balansuje na pograniczy grozy i śmieszności, budując postać niezwykle przejmującą.

 

Opowieść o wywiadzie Davida Frosta to jednak przede wszystkim wykład o potędze telewizji i jej wpływie na politykę. Dzięki rozpowszechnieniu małych ekranów rządzący zagościli w domach obywateli, stali się na powrót częścią ich codzienności. Na powrót, bo było tak już w starożytnych Atenach, gdzie to polityczność determinowała życie wspólnoty. Istotą telewizji jest jej demokratyczność. Teatr przeciwnie – przeszedł drogę od sztuki powszechnej, wszechogarniającej i obowiązkowej dla Ateńczyków, przez rozrywkę codzienną widzów brytyjskiego The Globe, aż po niezwykle oligarchiczną formułę teatru przeznaczonego jedynie dla wybranych, dla tych którzy mają czas i pieniądze.

 

Rozkwit tego politycznego oblicza telewizji przypada na lata 60. i 70. To w tym czasie odbyła się słynna przedwyborcza debata Kennedy’ego i Nixona, którą ten drugi przegrał ze względu na fatalny wygląd. Wpływ na kształtowanie się nowoczesnej (lub, jak woleliby niektórzy – „ponowoczesnej”) opinii publicznej, miały również zdjęcia z Wietnamu, pierwszej wojny, która była relacjonowana przez stacje telewizyjne. Dla obywateli amerykańskich zdjęcia z dalekowschodniego frontu były szokiem. Również one przyczyniły się do spadku popularności Nixona. Potem rozwój telewizji jako medium politycznego poszedł już lawinowo. Polskim przykładem – chyba najsłynniejszym – będzie z pewnością wystąpienie generała Jaruzelskiego w pewien smutny grudniowy wieczór. Ale także relacje z obrad Okrągłego Stołu, które w świetle odnalezionych niedawno materiałów przynoszą kolejny element do zdemitologizowania obrazu pertraktacji założycielskich III RP. Dzisiaj studia telewizyjne są areną dla polityków cnotliwych, gniewnych, przewrotnych i obrazoburczych. Dla każdego znajdzie się odpowiedni kanał, program i prowadzący. Dobry wizerunek to teraz w zasadzie 80% sukcesu danej formacji politycznej, co najlepiej obrazuje przykład obecnej partii rządzącej, która postawiwszy na marketing i badania wizerunkowe zbudowała kolosalny potencjał wyborczy.

 

Jednak „Frost/Nixon” przynosi jeszcze jedną refleksję, szczególnie ważką w realiach polskich. Amerykanom nie powinniśmy zazdrościć systemów kredytowania, bo przez nie pogrążyli się teraz w trudnej do wyobrażenia sobie zapaści. Możemy też niezbyt cenić zamiłowanie do fastfoodów. Jednak tym, co jest godne pozazdroszczenia, to niezwykła zdolność do rozprawiania się z perturbacjami politycznymi. Pierwszy film o Watergate powstał już 4 lata po całej aferze. Filmowe dyskusje wokół wojny w Wietnamie nie cichną do dziś. Po zamachach terrorystycznych z września 2001 roku traumę leczyli Amerykanie w kinach na filmach przygotowanych przez Nicolasa Cage’a czy Michaela Moore’a. Kino amerykańskie nie boi się obalania mitów, kontrowersyjnych tez. Często w manierze hollywoodzkiej, wykorzystując aktualne trendy polityczne (jak George Clooney w swojej „Syrianie” czy „Good night and good luck”). Filmy te mają prawo bytu, są swoistym elementem dążenia do poznawania prawdy i budowania obrazu świata. Mnóstwo jest w nich często baliwerni, a jednak można być pod wrażeniem samego faktu powstawania takich obrazów.

 

Tutaj rodzi się pytanie, dlaczego polskie kino nie potrafi zachowywać się tak bezkompromisowo i nie umie poradzić sobie z najnowszą historią Polski. Materiałów bowiem nie brakuje. Mamy mnóstwo tematów chociażby z ostatnich dwudziestu lat. Okrągły Stół, obalenie rządu Jana Olszewskiego czy wreszcie najbardziej spektakularna Afera Rywina. To są tematy, które mogłyby stanowić idealny materiał do dobrego thrillera politycznego. Nie brakuje też twórców. Jest dojrzałe pokolenie mistrzów. Bazując na własnych doświadczeniach, mogliby stworzyć prawdziwe arcydzieła. Jest młoda generacja reżyserów, którzy w artystycznym zapędzie mogliby odważyć się na postawienie takich pytań, które – może przez swoją kontrowersyjność czy bezpośredniość – posłużyłyby za ciekawy trop w poszukiwaniu odpowiedzi.

 

Możliwe, że polskie kino boi się etykiety polityczności, bo kojarzyć się może ona z komunistyczną kontrolą nad przemysłem filmowym. Możliwe jest również, że jesteśmy krajem, którego wielkość determinuje niezwykłą bliskość polityki, biznesu i kultury. Bliskość ta nie jest jednak twórcza, bo panuje przekonanie, że nie jest możliwe powstanie filmu niezależnego. Mimo że obie diagnozy brzmią bardziej jak słabe wymówki, to zdają się być jedyną odpowiedzią na brak dobrego kina politycznego w Polsce po przemianach . Tymczasem byłoby ono świetnym uzupełnieniem debaty publicznej, która nie powinna zamykać się jedynie do codziennych sejmowych reality show.

 

Na polskich ekranach furorę mógłby zrobić film pokazujący rozmowę wzorowaną na tej przeprowadzonej przez Frosta. Wyobraźmy sobie bowiem któregoś z byłych polskich prezydentów, który przyciśnięty przez dociekliwego dziennikarza mówi „Kiedy prezydent coś robi, to nie jest to już nielegalne”… Zastanawiające, że taki obraz wcale nie jest zupełnie poza granicami prawdopodobieństwa.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka