Teologia Polityczna Teologia Polityczna
357
BLOG

Maciej Mazurek: Trudne początki "Wałęsologii"

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 3
Minister Barbara Kudrycka wycofała się ze zlecenia kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim w związku z magisterium Pawła Zyzaka poświęconego Lechowi Wałęsie. Uznała, zgodnie pewnie z sugestią doradców PO, że politycznie jest to nieopłacalne, bo nie wierzę w autorefleksje Pani Minister, jeśli jest zdolna do wytworzenia takiego pomysłu. Taki pomysł na kontrolę to praktyka bliska mentalności prezesa spółdzielni mieszkaniowej. Wielka jest pokusa aby używać sprawdzone wzory działania rodem z PRL-u. Wróćmy jednak do tego niezrealizowanego pomysłu, bo jest on godny uwagi. Kiedy przeczytałem w gazetach informacje o tym, że minister Kudrycka zleciła tę kontrolę, w pierwszej chwili pomyślałem, że śnię, że jestem rzeczywistości surrealistycznej albo białoruskiej. Co dzieje się z humanistyką polską, skoro minister zleca przeprowadzenie kontroli w trybie nadzwyczajnym „w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej pana Pawła Zyzaka na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego”. Jeśli coś takiego miało miejsce na Uniwersytecie Jagiellońskim, perle europejskich uczelni, to polska humanistyka sięgnęła dna. Jeśli te standardy nie są przestrzegane na Jagiellonce, w pracowni prof. Andrzeja Nowaka, który bez względu na orientacje polityczne, jest znakomitym historykiem i myślicielem politycznym, to, to co dzieje się na innych uniwersytetach albo na prywatnych uczelniach! Gorliwość Pani Kudryckiej wysyłającej kontrolę na Uniwersytet Jagielloński świadczy chyba o pragnieniu czytania intencji arcyideowego premiera Tuska i arcymoralnego posła Palikota i arcyskromnego polityka jakim jest Komorowski, wychodzenia naprzeciw ich oczekiwaniom zanim zdążą chyba je sami wyartykułować? Inaczej nie mogę sobie wytłumaczyć motywów. To jest ten rodzaj nadgorliwości, która w polskiej polityce decyduje o karierze politycznej. Autonomia uniwersytetu to wartość fundamentalna dla demokracji, dlatego że na tych uniwersytetach powstają prace z dziedziny nauk społecznych mających związek z tym co dzieje się w życiu politycznym. Pani minister zdaje się tego nie rozumieć. Dzięki temu marginesowi wolności od polityki, albo przynajmniej dystansowi, właśnie za sprawą metodologii, która mimo wszystko nie ma partyjnego znaku, możliwe jest zobaczenie, co się dzieje w życiu społecznym, ponieważ z marginesu widać wyraźniej, lepiej, niż gdy jest się częścią metabolizmu politycznego. Teraz profesorowie innych uczelni powinni zachęcać studentów do zweryfikowania tego, co napisał Paweł Zyzak, aby wykazać jego nieuczciwość i haniebną podłość, jeśli miała miejsce. Wtedy nie chciałbym być w skórze Pawła Zyzaka. Z takiego właśnie naukowego sporu związanego z weryfikacją faktów, rodzi się nauka historyczna. Lech Wałęsa jest postacią zbyt wielką dla narodowej historii, aby można było go lekceważyć, to znaczy nie zajmować się nim, zgodnie z regułami metodologii oczywiście, a tym bardziej opluwać, zniesławiać. W tym względzie zgadzam się całkowicie z moralnym oburzeniem Tomasz Lisa, który jak wyznał książki nie czytał. Zdrowy rozsądek nakazuje jednak w takich przypadkach mimo wszystko ostrożność. Pamiętam solidaryzowanie się autorytetów z Arcybiskupem Paetzem. Ta solidarność była tak solidarna, że można było wnosić że solidaryzujący się z Arcybiskupem spędzili z nim życie, że znają je godzina po godzinie. A wystarczy krótka lektura Czechowa na przykład, aby zdać sobie sprawę jak głęboko metafizyczną i tajemniczą istotą jest człowiek, zwłaszcza ten, któremu Opatrzność zleciła do wykonania misję. U Czechowa przeważnie to ludzie prości a jaką mają głębie!. Jaką głębie muszą mieć więc ludzie wielcy!? Powiedziałem, że głęboko niepokojący byłby brak zainteresowania osobą Prezydenta Lecha Wałęsy, zwłaszcza u młodych historyków, bo świadczyło by to o tym że Wałęsologia, zanim powstała, już umarła, bo nie ma wokół Lecha Wałęsy autentycznego sporu. Gdy jest autentyczny namiętny spór, znaczy to, że zainteresowanie jest godne osoby badań. Ale czy „Wałęsologia” powstanie? Mimo odwołania kontroli, komunikat władzy wykonawczej w szkolnictwie poszedł w świat. Minister Kudrycka w wywiadzie dla Rzeczypospolitej powiedziała, że jest to „raczej działanie profilaktyczne, by w przyszłości na wszystkich uczelniach dbano o standardy prac dyplomowych, w tym na tematy szczególnie wrażliwe”. Jest to wyraźna zachęta do autocenzury, sugestia aby młodzi ludzie nie zajmowali się rzeczami „wrażliwymi”, innymi słowy komunikat tego typu: nie bądźcie dociekliwi bo, to się może nie opłacić. To mordowanie „Wałęsologii”. Ale to, co zamierzała zrobić minister było chyba sprzeczne z kodem kulturowym i to pewnie główna przyczyna odwołania kontroli. W naszej kulturze hołubi się bowiem młodość i ducha krytycznego. Ludzi młodych ceni się za ich bezinteresowność, pogardę dla konformizmu, miłość prawdy. 24 –letni Paweł Zyzak napisał 700 stronnicową pracę. Czy jest cynicznym, pozbawionym wyższych uczuć człowiekiem, którego jedynym celem było oczernienie, zmieszanie z błotem byłego prezydenta Lecha Wałęsy? Nie wykluczam, że i tak może być. Winno to być zweryfikowane przez następne prace szlachetnych studentów, które zostaną napisane na wielu polskich uniwersytetach. Być może Zyzak jest wyjątkiem wśród większości młodych, szlachetnych z natury. Zwykle ci szlachetni piszą prace nie większe niż 100 stronnicowe na przykład na temat życia seksualnego Kazimierza Wielkiego, posługując się, jeśli są zdolni, aparatem metodologicznym o psychoanalitycznym wychyleniu. Nawiasem mówiąc były prezydent Lech Wałęsa byłby kapitalnym obiektem badawczym dla psychoanalityka. To jest wyzwanie! Zachęcam zwłaszcza tych psychoanalityków, którzy namiętnie interesują się Papieżami, obecnym i poprzednim. Badają te najgłębsze motywacje, które tworzą osobowości autorytarne, w pierwszej kolejności siebie represjonujące a w drugiej innych. Lech Wałęsa to chyba bardziej interesujący przypadek do zbadania działania nieświadomości indywidualnej. Ale przede wszystkim także zbiorowej środowisk, które z nim się solidaryzują w sposób bardzo emocjonalny, chyba zbyt emocjonalny. Solidarność emocjonalna wynika z widzenia swego odbicia w obliczu tego, z którym jesteśmy emocjonalnie związani. Nie trzeba specjalnej bystrości, aby zauważyć, że pycha Lecha Wałęsy nie zna granic i ona także rzuca światło na tę złożoną historyczną postać, która, używając jungowskich pojęć nie jest chyba świadoma „cienia” jaki nią rządzi. Ta pycha, absolutny brak kompleksów, gruntowna znajomość mentalności działaczy komunistycznych to były wielkie atuty Lecha Wałęsy w latach osiemdziesiątych. Wałęsa nie obarczony kompleksami polskiego inteligenta rozmawiał jak równy z równym, ponieważ sam był plebejuszem, z aparatczykami, towarzyszami Szmaciakami, których cechą zasadniczą był plebejski, zwierzęcy spryt służący utrzymaniu władzy. Wałęsa okazywał się sprytniejszy i nie tylko od aparatczyków, ale także od konkurentów do władzy we własnym obozie. Wypominanie mu tego teraz uważam za małostkowe. Walka o władzę to nie jest przyjacielska partia szachów. Zarzucenie prymitywizmu też jest małostkowe. Wałęsa był, jest ofiarą. Tu tkwi istota skuteczności Wałęsy. Te cechy okazały się balastem, gdy stał się prezydentem demokratycznego kraju. Lech Wałęsa, przez te uwikłanie jest także postacią głęboko tragiczną. Był narzędziem Ducha Dziejów i jednocześnie ofiarą tego Ducha. Ci którzy są na szczytach, są we władaniu sił o kosmicznych mocach. Opatrzność, jej jaśniejsze oblicze, (Opatrzność to właśnie te kosmiczne moce) posłużyła się Lechem Wałęsą w sposób skuteczny i za to wdzięczny jestem Opatrzności. Ale zdecydowanie przeciwny jestem zabranianiu próby odczytania szyfru Opatrzności, która nie wiedzieć czemu ( nigdy nie będzie to wiadome) posłużyła się właśnie Lechem Wałęsą jako jednym z głównych aktorów planu wybijania się Polaków na niepodległość.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka