Teologia Polityczna Teologia Polityczna
349
BLOG

Cichocki,Gawin, Karłowicz: Propaganda radziecka w EMPIK-u

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 21

Narrator: W serii kolekcji „Sputnik”, firma dystrybucyjna „35mm” wydała kolekcje filmów kina radzieckiego i rosyjskiego. Do tej pory ukazała się już: „Aleksander Newski” i „Październik” w reżyserii Siergieja Eisensteina, „Bracia Karamazow” i „Wesoły jarmark” Pyriewa, „Lenin w październiku” Romma, „Ironia Losu” Riazanowa, „Kalina czerwona” Szukszyna. Następnymi pozycjami będą „Wniebowstąpienie”, „Pokój przychodzącemu na świat” i „Idź i patrz”. Wśród pozycji, które się już ukazały na uwagę zasługuje film „Aleksander Newski”. Powstawał on w czasie, gdy Związek Radziecki był w konflikcie z III Rzeszą. Stalin zażądał od Eisensteina nakręcenia filmu antyniemieckiego. Ukazano tu wiele alegorii politycznych, odzwierciedlających sytuację polityczną w 1930 roku oraz postać Newskiego, jako rybaka i ludowego bohatera. Hełmy krzyżaków przypominały hełmy niemieckich żołnierzy z lat 20-tych XX wieku. W pierwszej wersji filmu na hełmach pojawiają się nawet swastyki. Dzieło zostało ukończone na kilka miesięcy przed zawarciem paktu Ribbentrop-Mołotow, dlatego został zdjęty z ekranów. Dopiero po agresji Niemiec w 1941 roku filmu wznowiono, we wszystkich salach kinowych. Kolejny film to „Lenin w październiku” Michaiła Romma, który powstał z okazji 20-tej rocznicy Rewolucji Październikowej. Był pierwszym dźwiękowym filmem, o wodzu rewolucji. Lenina przypomina tu jednego ze świętych mężów z prawosławnych podań. Jest człowiekiem charyzmatycznym, skromnym, zapracowanym, który mimo swego geniuszu potrafi myśleć o innych.

 


Marek Cichocki: Panowie, w ostatnim czasie w sklepach z płytami, filmami i książkami pojawiły się całe półki zapełnione filmami radzieckimi i rosyjskimi. Ukazały się dwie serie tych filmów: kolekcja "Sputnika" i "Klasyka Kina Radzieckiego". Muszę powiedzieć, że dla mnie widoczna obecność kinematografii radzieckiej i rosyjskiej jest dosyć ciekawym doświadczeniem. Przypomina mi moje przeżycia z tą kinematografią w latach 70. i 80., kiedy filmy te były emitowane w telewizji właściwie każdego wieczora. I nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem.

 

Dariusz Gawin: Pamiętacie taką scenę w "Brunecie wieczorową porą" Barei, kiedy główny bohater grany przez Kowalewskiego wchodzi do nieistniejącego już pustego kina "Skarpa"? Zdziwiony, widząc, że na sali są tylko trzy osoby, pyta się biletera: "Jaki to film?". Ten odpowiada: "Amerykański film".

 

Marek Cichocki: No właśnie. Te filmy mały tworzyć alternatywę dla zgniłego, obrzydliwego, kapitalistycznego filmu amerykańskiego. W związku z tym były z góry wpisane w propagandowy program. Jako, że były wynikiem nakazowo-rozdzielczego działania w imię dozgonnej przyjaźni polsko-radzieckiej. Dokładnie w ten sposób działały towarzystwa przyjaźni polsko-radzieckiej. Sam zresztą byłem członkiem jednego z nich, ponieważ w liceum każdy automatycznie dostawał jego legitymację. I bynajmnie nie mógł powiedzieć, że wolałby być członkiem jakiegoś innego towarzystwa. (Dariusz Karłowicz: Ja pamiętam tylko, że miałem taką nieoprocentowaną książeczkę oszczędnościową.) (Dariusz Gawin: SKO!). Podobnie było z nauczaniem języka rosyjskiego. W tę propagandę wpisywały się filmu i w związku z tym nie mogły wywoływać zbyt pozytywnych emocji. Chociaż trzeba powiedzieć, że były naturalnie wyjątki, bo filmy Tarkowskiego czy Michałkowa budziły respekt. Jako że były i są to dzieła artystyczne, a jednocześnie wyrastały poza jakikolwiek sztafaż propagandy radzeickiej czy rosyjskiej w Polsce. Z tego punktu widzenia renesans zainteresowania kinem, rosyjskim i radzieckim w Polsce po dwudziestu latach od 1989 roku jest bardzo ciekawym, godnym zainteresowania i namysłu zjawiskiem.Dlatego, że mamy do czynienia nie tylko z wydawaniem serii filmów, ale i festiwalami, takimi jak "Sputnik nad Warszawą", budzącymi ogromne zainteresowanie (Dariusz Gawin: W zeszłym roku filmy na tym festiwalu obejrzało około 20 tysięcy ludzi.).W różnych miastach Polski powstają stowarzyszenia miłośników radzieckiej kinematografii. Widać wyraźnie, że od propagandowego przymusu przeszliśmy do sytuacji szczerego zainteresowania.

 

Dariusz Gawin: Używałeś wymiennie określeń "film rosyjski" i "film radziecki", co jest moim zdaniem dowodem jakiejś nazewniczej konfuzji. W XX wieku w Polsce było kilka określeń na to, co się dzieje kulturalnie na Wschodzie. Pradziadkowie i dziadkowie mówili, że wojna w 1920 roku była wojną z bolszewikami i Rosją bolszewicką. Potem w latach 30. zaczęto nazywać Rosję stalinowską "Rosją Sowiecką". Armia Krajowa i Polskie Państwo Podziemne walczyło z "sowieciarzami", "sowietami" i tak dalej. Potem przyszli komuniści i dopiero zaczęli używać słowa "radzieckie" by odciąć się od słowa "sowieckie". A słowo "radzieckie" tak naprawdę było staropolskie, bo w Polsce działały przecież kiedyś w miastach sądy radzieckie (Dariusz Karłowicz: Ale było trochę tak, że kiedy chciało się powiedzieć, że coś jest dobre, używało się słowa "rosyjskie", a kiedy było komunistyczme i stalinowskie - słowa "radzieckie".). Chodzi mi o to, że po 1989 roku te słowa trochę powróciły, ale tak jakby nieoficjalnie. Mówienie o "bolszewickiej kulturze" brzmi dosyć anachronicznie. "Sowieckie" brzmi jakoś tak strasznie prawicowo (Marek Cichocki: Strasznie.). Wchodzi w to słowo "radzieckie", które jest z kolei dziwacznym powtórzeniem komunistyczno-peerelowskiego sposobu narracji. To jest moja pierwsza uwaga na marginesie, że jest pewien leksykalny zamęt wokół określenia, jaka to była tak naprawdę kultura. Pokazuje, że jest kilka różnych dróg interpretacji (Dariusz Karłowicz: Nazywanie dzieł stalinowskich "rosyjskimi" należy moim zdaniem do takich zabiegów lingwistycznych, które mają je ratować i jednocześnie stawiać w jednym szeregu na przykład z Dostojewskim.). Dokładnie. Mamy z jednej strony serię "Klasyka Kina Radzieckiego" i są tu bardzo dobre filmy. Chociażby "Czterdziesty pierwszy" Czuchraja, nagrodzony w Cannes w 1957 roku. Ostatnio oglądałem "Oni walczyli za ojczyznę" Bondarczuka, film wojenny, też bardzo dobry. Ale z drugiej strony w kolekcji "Sputnika" mamy "Klasykę Kina Rosyjskiego", obejmującą filmy zarówno współczesne, jak i stare. Z jednej strony film "Wygnanie" Zwiagincewa, który odniósł niedawno duży, międzynarodowy sukces. A obok niego czysto propagandowe, jak mówili bolszewicy, "politgramoty", takie jak "Aleksander Newski" czy "Lenin w Październiku". "Aleksander Newski" - to jeszcze arcydzieło (Marek Cichocki: Powiedzmy, ze względu na reżysera.) . Ale "Lenin w Październiku", który niby też ma należeć do "Klasyki Kina Rosyjskiego"? Czyli mamy kulturę rosyjską, na którą składają się Dostojewski, Tołstoj i "Lenin w Październiku"?

 

Dariusz Karłowicz: Nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale mnie absolutnie uderzyło to, że w serii "Sputnika" ukazały się stalinowskie filmy propagandowe. Nie mówimy tu o filmach z lat 70. i 80. "Lenin w Październiku" jest z 1937 roku i wydano go bez jakiejkolwiek informacji o kontekście powstania tego pseudodzieła. Na paczce papierosów jest napisane, że są szkodliwe, a tutaj mamy do czynienia z jedną z najpotworniejszych akcji propagandowych nieludzkiego reżimu. Na okładce są Stalin, Lenin i Dzierżyński. Za to na odwrocie opakowania możemy przeczytać różne rzeczy o Leninie, jakby nie było ponurym komunistycznym zbrodniarzu, nie mówiąc już o innych potwornych bohaterach tego filmu. Co możemy tu przeczytać? "Postać Lenina jest skomplikowana, niezwykła i niejednoznaczna. Jednak jeszcze nie tak dawno był znany w Związku Radzieckim jako godny naśladowania geniusz. Doskonale ukazuje to ekranizacja wydarzeń historycznych z rewolucji 1917 roku.". W tym tonie znajdujemy tu komentarz. A przecież to nie jest żadna ekranizacja wydarzeń, tylko czysta propaganda. To jest moim zdaniem wielki krok dalej względem spraw dotyczących "Czterech Pancernych", sentymentu wobec PRL czy nostalgii za NRD. Rozumiem oczywiście, że Eisenstein jest bardzo ważna postacią w rozwoju kina światowego. Ale na litość boską, Leni Riefenstahl, która filmowała hitlerowskie Parteitagi też pewnie obiektywnie przyczyniła się do rozwoju chociażby montażu i zrobiła dużo dla sztuki filmowej.. Ale czy to znaczy, że mamy na równi traktować jej filmy z filmami Orsona Wellesa czy Chaplina?

 

Dariusz Gawin: Wspomniałeś o Leni Riefenstahl i jej "Triumfie Woli". Pamiętam jego organizowane po nocy pokazy w "Iluzjonie" w latach 80. Swoją droga film jest dobrze zmontowany, ale nudny, bo za długi, podobnie jest w wypadku filmów sowieckich. W każdym razie pojawia się tu element, o którym mówiliśmy już wiele razy, ale warto to za każdym razem powtarzać. Otóż jest jakiś kłopot w dostrzeżeniu symetrii pomiędzy zbrodniami nazistowskimi i komunistycznymi. Ale i między kulturą, która za nimi stała i je objaśniała (Dariusz Karłowicz: To było po prostu usprawiedliwienie zbrodni.) . Przeczytałeś fragment opisu "Lenina w Październiku". Wyobraźmy sobie, że zostaje wydane w Polsce "Mein Kampf". Ktoś przychodzi do księgarni i ogląda ksiażkę, a na obwolucie jest napisane: "Książka ta przedstawia skomplikowaną i niejednoznaczną osobowość jej autora, który wpłynął na losy świata. Ta wielka i kontrowersyjna postać uosabia całe spektrum napięć i konfliktów w XX-wiecznej Europie". Przecież gdyby ktoś coś takiego zrobił, zostałby ciupasem odstawiony do więzienia. A z Leninem można coś takiego zrobić.

 

Marek Cichocki: Problem polega na tym, że Niemcy odrobili swoją lekcję historii i uznali, że Hitler nie może być przedstawiany jako bohater. Niezależnie od tego, że dzisiaj zaczynają powoli tą postać zmiękczać, za pomocą różnego rodzaju dziwnych filmów, także komedii (Dariusz Karłowicz: Ale żadna niemiecka instytucja kulturalna nie wspierałaby wydawania dzieł propagandy faszystowskiej.) Dokładnie. Natomiast w Rosji to się nigdy nie stało. Nigdy nie rozliczono ani stalinizmu, ani leninizmu. Co więcej, w tej chwili w rosyjskiej Dumie jest przygotowywane specjalne prawo, które ma karać, również obcokrajowców, którzy "szkalują dobrą pamięć Związku Radzieckiego". Czyli jeżeli ktoś krytykuje Lenina albo Stalina w Rosji i prawo to wejdzie w życie, to być może nie będziemy mogli wjechać do Federacji Rosyjskiej. A jeśli wjedziemy, to zostaniemy aresztowani ze względu na to, że szkalujemy dobre imię Włodzimierza Iljicza Lenina (Dariusz Karłowicz: W przeciwieństwe do kolegów z nowej lewicy, którzy doceniają.). Nagle okazuje się, że rosyjska duma może bronić radzieckiej tradycji i nie ma tu sprzeczności - rosyjskie wspiera i chroni to, co radzieckie. Pozostaje pytanie, czy my musimy się wpisywać w tę przerażającą, dziwaczną logikę. Czy wielbiciele radzieckiej i rosyjskiej kinematografii w Polsce nie powinni po prostu zwrócić na to uwagi?

 

Dariusz Karłowicz: Powiedziałbym jeszcze o dwóch rzeczach. Po pierwsze, to na dobra sprawę nie wiem, czy wydawanie czegoś takiego bez komentarza w polskich realiach nie jest po prostu przestępstwem. Wydawanie dzieł stalinowskiej propagandy bez słowa komentarza wpisuje się w kategorię propagowania faszyzmu lub komunizmu, co jest w Polsce zakazane. Nie wiem, czy prokuratura nie powinna potraktować naszej audycji jako formy zgłoszenia. Mówię zupełnie serio. I druga sprawa, która jest uderzająca. Jest to jeden z elementów podsumowania dwudziestu lat niepodległości. Nie wiem czy pamiętacie krainę Lotofagów z "Odysei", w której wszyscy o wszystkim zapominali (Dariusz Gawin: Odyseusz podziękował za propozycję pozostania na tej wyspie.) Kiedy podchodzę do półki w Empiku i widzę takie filmy, to mam wrażenie, że żyję w tej krainie. Co więcej, że współczesnym czytelnikom "Odysei" bardzo trudno byłoby wytłumaczyć, dlaczego Odyseusz uważał tę krainę za niebezpieczną. Bo idea niepamięci stała się jakąś wartością autonomiczną. Przechodzimy w wymiar estetyzacji, w którym wszystko jest do przyjęcia. Riefenstahl, Eisenstein, Michał Romm - bo jest ciekawe, ładne i interesująco zmontowane. Czekam więc na moment, w którym na półkach w Empikach będą stali obok siebie nie tylko Riefenstahl i Eisenstein, ale również "Mein Kampf" i dzieła Lenina. Ten ostatni miał przecież interesujący błysk w oku, o czym pisała nowa lewica. A młodzież będzie mogła już bez zrzędzenia dorosłych nosić t-shirty już nie tylko z Che Guevarą, ale na przykład z Pol Potem albo Goebbelsem, który był przecież wybitnym znawcą komunikacji masowej w XX wieku (Dariusz Gawin: Klasyk.). Z Dzierżyńskim, albo Kutscherą, który bardzo oddziałał na proces modernizacji w Polsce w latach 40. Czy Bermanem, który też modernizował Polskę, ale nieco później. No i oczywiście Hitlerem - ciekawą, skomplikowaną niezwykła i niejednoznaczną postacią. I innymi fascynującymi postaciami XX wieku.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka