Narrator: Komisja Europejska musiała poprawić spot, który wyprodukowała z okazji 20. rocznicy upsdku żelaznej kurtyny. Zastrzeżenia w Polsce budziły zdjęcia użyte w tym dwuminutowym filmiku dotyczące naszego kraju. I tak z klipu możemy dowiedzieć się, że symbolem naszego kraju jest generał Jaruzelski wprowadzający stan wojenny. Drugim michałkiem było umieszczenie zdjęć z demonstracji zwolenników powstałej w 1993 roku "Gazety Polskiej", jako demonstracji podczas stanu wojennego. W klipie nie znalazły się na przykład zdjęcia ze strajku w Stoczni Gdańskiej z sierpnia 1980 roku, czy "Solidarności". A widz może odnieść wrażenie, że krajem, który najbardziej przyczynił się do upadku żelaznej kurtyny, były Niemcy. Urzędnicy Komisji Europejskiej przyznają, że skargi Polski co do pominięcia w klipie roli "Solidarności" są uzasadnione. Jednak tłumaczą się nieoficjalnie, że wysłali do swojego przedstawicielstwa w Warszawie dwukrotnie projekt scenariusza klipu. Po pierwszej wersji do Brukseli zostały odesłane krytyczne uwagi. Na kolejną, poprawioną wersję, nie było już żadnego odzewu.
Dariusz Karłowicz: Wchodzimy w wiek, w którym człowiek znajduje coraz więcej poważnych powodów, żeby użyć nieśmiertelnej frazy "A nie mówiłem". Nie jest to tak przyjemne, jak sądziłem, rzecz jest trochę przereklamowana. Na ogół łączy się to z kasandryczną kondycją konserwatywnych komentatorów. Przypominam, że Kasandra, postać homerycka, to taka pani, którą cechowały trzy rzeczy: czarno widziała, miała rację i nikt jej nie słuchał. Podobno jest to zestaw, którym da się scharakteryzować również konserwatystów.
Mamy więc powód, żeby mówić "A nie mówiłem". Przynajmniej dziesięć lat temu każdy z tu obecnych napisał przynajmniej jeden tekst o, z grubsza rzecz biorąc, o możliwych skutkach, które dzisiaj widzimy. Skutkach zaniechań polityki historycznej państwa, zwłaszcza międzynarodowej. Które, niestety, owocują nie tylko dotykaniem naszej ambicji, ale także osłabianiem pozycji Polski w świecie. Z jakichś przyczyn większość poważnych państw w Europie posiada konsekwentną, dobrze działającą politykę historyczną. U nas jakoś to ciągle nie wychodzi.
Dariusz Gawin: I trzeba zawsze wysyłać straż pożarną. Bo zwykle tak się kończy - gdy coś się stanie, to trzeba wysłać ekipę, która ugasi pożar. (Dariusz Karłowicz: Zgodnie z tradycją objawy, nie skutki.) Wspomniałeś o Kasandrze. Sam mam kasandryczną wizję, której nie mogę się pozbyć: obchody 4. czerwca upłyną pod znakiem sążnistych awantur. I oczywiście te awantury będą skwapliwie tropione przez naszych niezwykle dociekliwych dziennikarzy. To się będzie odbywało w taki sposób, że politycy będą się efektownie obrażać i ci obrażeni będą następnie skrupulatnie przepytywani przez dziennikarzy, żeby precyzyjnie ocenić stopień ich obrazy. A potem odpowiedzą pięknym za nadobne tym, którzy ich obrazili. Tak przeleci nie tylko 4., ale i 3. i 5. czerwca - wszystko zgodnie z kryteriami widowiska, które uznaje się w Polsce za debatą publiczną. A potem, po wakacjach, odbęda się w Berlinie wszechkosmiczne, wszechagalaktyczne obchody upadku muru berlińskiego. Zjedzie pół świata, mam taką wizję, że również prezydent Obama, kiedy doradcy powiedzą mu, że Kennedy też tam kiedyś pojechał. I też powie, że jest berlińczykiem. Nawet absolutni historyczni analfabeci dowiedzą się dzięki tym berlińskim obchodom, że komunizm upadł, bo berlińczycy i dzielni Niemcy obalili mur berliński i to wszystko zawdzięczamy właśnie im.
Dariusz Karłowicz: Sądzę, że pojawi się jeszcze taka teza, że troszkę zawdzięczamy również Gorbaczowowi.
Marek Cichocki: Zdecydowanie, komunizm w Europie został obalony dzięki niemieckiej "Solidarności" (Dariusz Karłowicz: Która zwalczała polskich nazistów). Podobno gdzieś już prezydent Obama wygłosił przez pomyłkę tezę, że komunizm w Europie obaliła niemiecka "Solidarność".
Ale niewątpliwie coś się w Polsce zmieniło od czasów, kiedy pisaliśmy teksty dotyczące właśnie tego, że należy prowadzić politykę historyczną, której tematem jest pierwsza "Solidarność" i to co się wówczas wydarzyło w Polsce. Dlatego, że dziesięć lat temu ten dziwaczny filmik Komisji Europejskiej nie spotkałby się z oficjalną krytyką ze strony polskiej. Mówiono by raczej, że krytyka filmu to temat zastępczy, że nie ma się na czym koncentrować. Bo przecież historia jest przedmiotem badań historycznych - rzeczowych, obiektywynych i profesjonalnych. I należy ją oddać historykom, natomiast polityka zajmuje się wzrostem gospodarczym czy też kwestiami budżetowymi, a nie przeszłością. Dzisiaj coraz więcej ludzi w Polsce rozumie, że tak nie jest. Że polityka historyczna jest jak najbardziej jednym z istotnych celów politycznych, którym powinien się zajmować polski minister spraw zagranicznych, polska dyplomacja i w ogóle polskie państwo. Dlatego, że pozycja państwa zależy nie tylko od wzrostu gospodarzcego, ale i od potęgi symboli i od umiejętności narracyjnego opowiedzenia o swoich racjach i doświadczeniach oraz o tym, dlaczego msuimy dziś je brać pod uwagę . Nie chodzi tu o żadne mazgajstwo czy płaczliwą martyrologię, tylko po prostu o nasz interes.
Dariusz Karłowicz: Zgoda, przesadziłem, sporo zmieniło się przez te dziesięć lat. Rząd ma nawet, jeśli się nie mylę, etatowego pełnomocnika premiera do spraw polityki historycznej. Zdaje się nawet, że ten bardzo ważny urzędnik jest kimś w rodzaju świętego Pawła, konwertyty. Z tego co pamiętam, ten bardzo zasłużony redaktor, dziś urzędnik Rzeczpospolitej, jeszcze trzy lata temu bardzo gwałtowanie zwalczał politykę historyczną. A dzisiaj, proszę bardzo, zawodowiec w tej dziedzinie. Mam wrażenie, że niestety niewiele z tego wynika. Obym się mylił, ale sądzę, że mimo nadludzkich wysiłków ojca Zięby, szefa Centrum Solidarności w Gdańsku, Muzeum Solidarności może nie być gotowe na rocznicę 30. sierpnia.
Dariusz Gawin: Ja muszę powiedzieć, że kiedy dwadzieścia lat temu wyobrażałem sobie, jak Polska będzie wyglądać za dwadzieścia lat, to różne rzeczy przychodziły mi do głowy, ale dwie nie przyszłyby mi do niej absolutnie. Mianowicie, że w Polsce nie będzie autostrad i że nie będzie sławnego na całą Europę Centrum Solidarności w Gdańsku, dokąd będą przyjeżdżali studenci, naukowcy, turyści, a także głowy państw, by poznać to miejsce. Niestety, tak to się potoczyło, a turyści mogą sobie pojechać na Potsdamer Platz do Berlina, żeby zobaczyć kawałki muru, którego rocznicę obalenia będą w tym roku świętowali.
Inne tematy w dziale Polityka