Teologia Polityczna Teologia Polityczna
289
BLOG

Marek A. Cichocki: Polskie strategie w Europie

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 5

Kiedy w minionych latach mówiono lub pisano u nas o polityce europejskiej bądź o miejscu Polski w Europie, zwykle uderzano w ton ogólnego biadolenia: polska polityka nie ma wizji! Te swoiste Jeremiady stały się nawet pewnym rytuałem i zwykle prowadziły do oryginalnych wniosków, typu: Polska musi właśnie taką wizję swojego miejsca w Europie wypracować.

 

Ten typ analizy polskiej polityki wydaje mi się jednak co nieco monotonny i mało owocny. Przede wszystkim jednak jest on nieprawdziwy. W ostatniej dekadzie polska polityka europejska wypracowała przynajmniej cztery różne, dające się w miarę wyraźnie zdefiniować strategie postępowania w Europie (Unii Europejskiej). Zasługują one na rzetelny opis oraz refleksję. Niniejszy tekst można potraktować jako skromną próbę zapoczątkowania takiego namysłu.
 

Polska nie ma jednej wielkiej strategii europejskiej. Jeśli ją w ostatnim dwudziestoleciu kiedykolwiek miała, to ograniczała ona tylko do krótkiego okresu poprzedzającego wejście do UE i koncentrowała na samej perspektywie uzyskania członkostwa. Prawdopodobnie nie mogło być inaczej. Polska nie należy do krajów założycieli integracji europejskiej. Nasza obecność w Unii jest silnie naznaczona jej brakiem na przestrzeni dziesięcioleci. Weszliśmy w proces integracji, który ma już swoją historię i dynamikę. Dlatego nasze strategie są raczej wynikiem reagowania ad hoc na zaistniałe sytuacje niż dziełem głębokich założeń politycznych, których trzymamy się od wieków.

 

Obserwując ostatnie dziesięć lat polskiej polityki wobec Unii możemy wyróżnić cztery postawy kierujące się odmiennymi założeniami i celami politycznymi: postawę adaptacyjną, integracjonistyczną, suwerenistyczną oraz realizm minimalistyczny. Historycznie reprezentują one kolejne etapy funkcjonowania Polski w polu integracji europejskiej, dlatego ich kolejność w opisie nie jest tutaj przypadkowa. Niemniej można je także traktować jako polityczne modele, dzięki którym mamy możliwość opisania obecnych dylematów polskiej polityki w Unii jak i prawdopodobnych przyszłych jej scenariuszy.

 

Ważna jest również uwaga, że wszystkie cztery postawy traktuję jako strategie prawomocne, a więc nie odmawiam żadnej z nich racji bytu. Każda z nich jest w jakimś stopniu refleksem realnego doświadczenia i ma własne, niekiedy całkiem dobrze ugruntowane racje. Nie znaczy to, że wszystkie one są mi w równym stopniu sympatyczne i utożsamiam się z nimi. Jedne wydają mi się bardziej zasługiwać na krytykę, inne są mi po prostu bliskie.

 

Pierwsza postawa - adapcjonistyczna jest ściśle związana z okresem przedakcesyjnym, a więc z negocjacjami Polski o członkostwie w Unii. Charakteryzuje ją bezalternatywna konieczność a nie wybór. Wynika to stąd, że podstawowy cel, wejście do Unii, nie jest tutaj owocem kalkulacji, lecz oczywistej konieczności. Członkostwo jest absolutnie jedynym sposobem uzyskania bezpieczeństwa. A jedyną drogą realizacji celu pozostaje przystosowanie się do zadanych kandydatowi standardów pod postacią acquis communautaire.

 

W takim ujęciu Unia jest przede wszystkim zbiorem zastanych norm i reguł oraz stosowanych kar i nagród. Co ciekawe uniemożliwiało to spojrzenie na Unię (także na NATO i inne struktury zachody) jako na dynamiczny proces, rzeczywistość podlegającą zmianie. Raczej sprzyjało traktowaniu Unii jako stały, niezmienny punkt odniesienia, miarę, wzór. Myślę, że w znacznym stopniu tu właśnie leży przyczyna późniejszego rozczarowania, iż Unia oraz inne struktury zachodu nie są już tymi, do których początkowo aspirowaliśmy, że zmieniły się. To statyczne i miarodajne traktowanie Unii nie pozostawia nazbyt wiele przestrzeni ani dla własnej podmiotowości ani demokratycznej deliberacji. Jest udziałem głównie „ekspertów”, „fachowców”, ekskluzywnej wiedzy technicznej oraz charakteryzujących się europejską świadomością elit. Z punktu widzenia polityki państwa bycie bezproblematycznym „prymusem” bez narzucania się z własnym zdaniem staje się tutaj najlepszym środkiem osiągnięcia pożądanej efektywności. Dobrym wyrazem takiej postawy była w latach 90. doktryna sformułowana przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Dariusza Rosatiego, zgodnie z którą podczas negocjacji o członkostwie Polska powinna unikać wyrażania własnego zdania na wewnętrzne, kontrowersyjne kwestie Unii.

 

Po uzyskaniu członkostwa adapcjonizm stracił wiele z racji swego bytu, chociaż wielu ludzi, którzy praktykowali podejście adaptacyjne w czasie negocjacji, znalazło się później na kluczowych w Unii stanowiskach z polskiej puli przedstawicieli. Niemniej w polityce i debacie publicznej Polski adapcjonizm pojawia się co pewien czas, czy to np. w kontekście dyskusji o ratyfikacji traktatu konstytucyjnego, a później lizbońskiego (Polska powinna jako pierwszy kraj ratyfikować traktat, aby pokazać swoją europejskość), czy sprawy przyjęcia wspólnej europejskiej waluty (Polska powinna przyjąć Euro, ponieważ jest to ostatni etap integracji), czy w końcu przygotowań do polskiej prezydencji w 2011 roku (kierunki polskiej prezydencji wyznaczą zagraniczni eksperci).

 

W polskiej polityce europejskiej pierwszym zerwaniem z postawą adaptacyjną był integracjonizm, chociaż obiektywnie nie musimy mieć tutaj do czynienia z jakimś koniecznym antagonizmem. Postawa integracjonistyczna, nakierowana na głębokie wejście w struktury Unii i maksymalizację korzyści płynących z wysokiej politycznej jakości członkostwa, może być po prostu logiczną konsekwencją dokonania się procesu adaptacji. W polskich warunkach obie postawy znalazły się jednak w silnej opozycji dzieląc tych, którzy istotę polskiej polityki europejskiej po 2004 widzieli w dalszej adaptacji do bezalternatywnych reguł, a tymi, którzy podkreślali konieczność dokonywania wyborów, jako nową zasadę członkostwa (dość przypomnieć pełen emocji spór między Andrzejem Olechowskim a Janem Marią Rokitą z 2004 roku). Dla integracjonistów Unia – należy podkreślić, cała Unia lub Unia jako całość – była zbiorem alternatywnych możliwości, konkurujących ze sobą scenariuszy. Istotą członkostwa jest dokonywanie między nimi wyborów, przez co polityka europejska państwa zyskuje polityczną autonomiczność jak i zdolność wpływania na całość. Zmiana postawy miała praktyczne konsekwencje. Zamiast preferowanego przez adapcjonistów funkcjonalnego dostosowania się do francusko-niemieckiego tandemu w Unii jako junior partner, integracjonizm postulował silną obecność w całej Unii w oparciu o taktykę zmiennych sojuszy. Polska miała współpracować z różnymi państwami członkowskimi, nawet tymi obiektywnie odległymi, jak np. Hiszpania w kwestiach instytucjonalnych lub budżetowych. Nadrabiając stracony za sprawą komunizmu czas realnej nieobecności w procesie integracji w latach 1950-2004 aspirowała do udziału w grupie sześciu największych i najbardziej wpływowych państw Unii. Integracjonizm przejawiał się również w polskich postulatach oparcia systemu głosowania w Radzie na degresywnej proporcjonalności, na opóźnieniu podziału Europejskiej Polityki Sąsiedztwa na część południową i wschodnią, wreszcie na zmuszeniu niemieckiej prezydencji 2007, by wbrew swym krajowym preferencjom zajęła na szczycie w Samarze w maju wyjątkowo krytyczne stanowisko wobec polityki Putina.

 

Suwerenizm także oznacza odejście od założeń adapcjonizmu, aczkolwiek kieruje się odmiennymi celami. Stosunkowo późno pojawia się w nurcie polskiej polityki europejskiej. W latach 90. sam dyskurs suwerenistyczny był często etykietowany jako nazbyt nacjonalistyczny lub po prostu anachroniczny. Nie kojarzono go z nowoczesnością, lecz z tradycjonalizmem; podobnie nie uważano, aby pasował do neoliberalnej logiki transformacji ekonomicznej, gdzie wszystko miało już być globalne i ponadnarodowe. Wydawał się odwrotnością głównych procesów integracyjnych zachodzących na Zachodzie, rodzajem dziecinnego odreagowania dziesięcioleci zależności od sowietów. Jego status miał więc pozostać podejrzany i marginalny. Ta sytuacja zmieniła się na przełomie wieków, kiedy nadzieje na koniec historii musiały ustąpić pod naporem faktów, szczególnie widocznego procesu renacjonalizacji Unii Europejskiej i rosnącego znaczenia geopolityki (np. w sektorze energetycznym). W Polsce rehabilitacja suwerenizmu jest związana z polityczną zmianą, którą przyniosły wybory 2005 roku, choć także wcześniej mamy do czynienia z ważnymi wydarzeniami, które przyczyniły się do ewidentnej zmiany dyskursu dotyczącego polityki zagranicznej. Wśród nich na pewno wymienić należy decyzję Aleksandra Kwaśniewskiego o udziale polskich wojsk w interwencji w Iraku oraz sprzeciw Leszka Millera wobec zapisów traktatu konstytucyjnego. W ten sposób ludzie wyrastający można rzec z samego rdzenia adaptacyjnej postawy, swoimi decyzjami przygotowali grunt pod swoistą rewoltę suwerenizmu.

 

Suwerenizm jest sposobem myślenia o polityce, który podmiotowość własnego państwa i jego interesy umieszcza na pierwszym miejscu listy priorytetów. W warunkach polskich suwerenizm wyrażał się przede wszystkim przez postulat odnowy i wzmocnienia instytucji państwa – także w kontekście członkostwa w UE i integracji europejskiej. Logika neoliberalnej transformacji lat 90. nie przywiązywała zbyt wiele uwagi do kondycji struktur państwowych, a nawet postrzegała je jako przeszkodę. Wejście do Unii było po prostu rozszerzeniem skali dotychczasowych zmian wolnorynkowych oraz liberalizacji gospodarki – jak zauważył jeden z polskich negocjatorów: istnieje tylko jedno kryterium dostosowania w procesie akcesji, przyjmowane reguły unijne nie mogą hamować polskiego wzrostu gospodarczego. Wkrótce jednak okazało się, że Unia nie jest wcale neoliberalnym rajem, a acquis biblią neoliberalizmu. Inaczej rzecz ma się z suwerenizmem, który postulat wzmocnienia struktur państwa czerpał z rozpoznania ich postkomunistycznej słabości. Słabe państwo polskie znajduje się z tej perspektywy w znacznym „niedoczasie” politycznym względem dotychczasowych członków Unii, szczególnie tych największych. W bezpośrednim starciu z nimi Polska nie ma szans, dlatego musi budować dystans wobec głównych nurtów integracji, przez spowalnianie integracji lub wyłączanie się z określonych obszarów. W przyszłości, kiedy okrzepną jej instytucje Polska będzie mogła brać udział w integracji w pełnym zakresie. Praktyczny wymiar suwerenizm przyjął w polskiej polityce europejskiej na przykład w kwestii podpisania protokołu polsko-brytyjskiego do Traktatu Lizbońskiego, w sprzeciwie wobec europejskiej polityki energetycznej opartej na liberalizacji rynku, czy w polityce wschodniej opartej o regionalny blok sojuszników.

 

Ostatnią postawą jest realizm minimalistyczny. Jest on dzisiaj wynikiem krytycznej oceny osiągnięć integracjonistów i suwerenistów w polityce europejskiej. Krytyka ta odnosi się przede wszystkim do trzech zasadniczych kwestii definiowanych jako dotkliwa porażka: nieefektywność polskich starań o zbudowanie strategicznych relacji ze swymi wschodnimi sąsiadami (przede wszystkim z Ukrainą); mizerne korzyści zaangażowania się po stronie amerykańskiej polityki walki z globalnym terroryzmem; wreszcie nieudana próba korzystnego dla Polski zreformowania podstaw traktatowych Unii. Z tej perspektywy zarówno strategia odważnego wejścia w struktury i mechanizmy Unii jak i budowanie dystansu do nich, nie przyniosła pożądanych efektów. Dlatego należy w polityce europejskiej kierować się przesłanką minimalizmu, ograniczonych ambicji. Postawa czysto adaptacyjna nie jest już możliwa (przynajmniej retorycznie), ponieważ Polska stała się członkiem Unii oraz jest państwem o znacznym potencjalne. Jednak w swej polityce powinna raczej poszukiwać sposobów dopasowania się do głównych trendów w Unii (komplementarność) niż je próbować przełamywać – charakterystyczny postulat „bycia w głównym nurcie”.

 

Minimalistyczny wymiar racjonalizmu w polskiej polityce europejskiej ma swoje korzenie w doświadczeniach polityki wschodniej i pierwotnie odnosił się przede wszystkim do niej. Zakładał on porzucenie wygórowanych historiozoficznych oraz ideologicznych ambicji. Dostrzegał bowiem ich niewspółmierność do możliwości realnego oddziaływania na sytuację Europy Wschodniej, przede wszystkim na Ukrainę. Skuteczność polityki powinna być więc uwarunkowana precyzyjnym określeniem naszych realnym możliwości (Bartłomiej Sienkiewicz, „Pochwała minimalizmu” 2000).

Realizm minimalistyczny stał się po 2007 roku dominujący w praktyce polityki europejskiej w Polsce. Bezpośredni polityczny wymiar tej idei dzisiaj zapewne znacznie odbiega od pierwotnego zamysłu, chociaż zwraca uwagę instytucjonalny i personalny związek między jej twórcami, a strukturami rządu Donalda Tuska. Dodatkowo wydaje się, że minimalistyczny realizm stał się w polskiej polityce europejskiej zakładnikiem idei postpolityki (cnoty normalności i miłości), a więc ideologii „sprawnego administrowania bez odnoszenia się do głębszych ideowych sporów”. Praktycznym wyrazem minimalistycznego realizmu jest projekt Partnerstwa Wschodniego.

 

Cztery podejścia do polityki europejskiej w Polsce, które można wyróżnić w ostatniej dekadzie, są w dużym stopniu determinowane przez warunki lokalne, czyli przez konsekwencje postkomunistycznej transformacji w Europie Środkowowschodniej. Specyfika tego regionu polega na zjawisku niedoczasu, jaki pojawił się wraz z wejściem postkomunistycznych państw regionu w logikę zaawansowanego rozwoju integracji 16 państw Unii. Urzeczywistnienie się tego zjawiska jest jednoznaczne z odsłonieńciem słabości regionu. Świadomie nie używam określenia „zapóźnienie”, aby uniknąć dawnych skojarzeń z tzw. krajami trzeciego świata.

 

Cztery omawiane podejścia są więc z punktu widzenia lokalnego doświadczenia próbą poradzenia sobie ze zjawiskiem niedoczasu w kontekście integracji. Możliwy jest również piąty sposób – opóźnianie maksymalnie najdłużej momentu urzeczywistnienia się niedoczasu oraz odsłonięcia słabości. W praktyce oznacza to niewchodzenie w logikę zaawansowanego rozwoju integracji, tak jak to uczyniła Białoruś, Azerbejdżan, nie mówiąc już o Rosji. Wydaje się jednak z różnych powodów, iż akurat ta piąta strategia radzenia sobie z niedoczasem była społecznie i politycznie absolutnie nie do przyjęcia w przypadku krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

 

Czytaj całość

 

Nowy numer "Teologii Politycznej" już do kupienia w sieci EMPiK i najlepszych księgarniach w całej Polsce.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka