Teologia Polityczna Teologia Polityczna
106
BLOG

Mateusz Matyszkowicz: Gdzie się podziali tamci robotnicy

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 11

Świat przednowoczesny najłatwiej było zniszczyć rewolucją socjalną. Obecny – obyczajową. Grup odrzuconych szuka się więc gdzie indziej. Robotnikom już celów nie trzeba wymyślać. Niech sobie będą – byleby nie rzucali się w oczy.

 

PRL nie wymyślił robotników. Istnieli z pewnością w XIX w., w dwudziestoleciu międzywojennym, w czasie wojny i przez prawie pięćdziesiąt lat Polski komunistycznej. Powstawali w 1905 r., strajkowali w latach 30., buntowali się w latach 1956, 1970, 1980, 1988… Dla nich – przynajmniej w retoryce – istniało państwo, które sami w latach 80. obalili.


Później zniknęli. Nie, nie znikali, nie zanikali, ale zniknęli. Zapadli się pod ziemię. O Wałęsie wciąż mówi się jako o przywódcy robotniczym, ale gdzie są sami robotnicy? Czy zniknęli wraz z systemem, który demontowali?


Pierwsza próba odpowiedzi łączy ich nieobecność z brakiem jednolitej reprezentacji. Dopóki robotnicy jednoczyli się pod jednym sztandarem, póty istnieli jako klasa. Dziś emocji nie rozpala ani Solidarność jako taka, ani tym bardziej OPZZ. Strajkują raczej górnicy, hutnicy i kolejarze. Każdy z nich jest oczywiście robotnikiem, ale nie buntuje się ze względu na swoją robotniczą naturę, tylko z powodu niezadowalających warunków pracy górników, hutników i kolejarzy – każdej grupy z osobna. Jeśli zaś dochodzi do szerszych wystąpień, robotnicy też nie idą w swojej demonstracji, ale towarzyszą im rolnicy, nauczyciele czy policjanci.


W tym sensie robotników już nie ma. Nie istnieją bowiem interesy, które wyróżniałyby ich jako grupę społeczną. Gdyby takie interesy istniały, z pewnością znalazłyby swój wyraz w przestrzeni publicznej. Albo jest się więc kolejarzem, albo po prostu pracownikiem. Stany pośrednie zaniknęły.


Powyższa odpowiedź nie jest w zadowalająca. Gdyby była prawdziwa, to albo żylibyśmy już w doskonałym ustroju komunistycznym, w którym sprzeczności klasowe zostały usunięte, albo długotrwała ewolucja doprowadziła do takiej poprawy stosunków społecznych, że owa grupa, która była przedmiotem troski socjalistów przez ostatnie dwa stulecia, nie musi już walczyć o swoje. A przecież nic takiego się nie stało. Potoczna obserwacja podpowiada nam bowiem, że robotnicy zniknęli nagle. Dokonało się to zaś w czasie, gdy stosunki gospodarcze przybrały obrót jak najmniej dla nich korzystny.


Czy w prawie czterdziestomilionowym kraju ludzie mogą nagle zniknąć? Spawacze z wielkich zakładów, operatorzy wózków widłowych, montażyści – oni wszyscy jeszcze dwadzieścia lat temu podobno tworzyli jedną klasę. Może więc była to klasa wyłącznie wymyślona, która upadła razem z ideologią, która powołała ją do życia?


Może nigdy nie było robotników? Może wspólnota interesów została tylko wmówiona owym spawaczom, operatorom i innym. Stała się jedynie chytrym sposobem na zrobienie kariery przez inteligenckie dzieci. To one, wczuwając się w los klasy robotniczej, stawały na czele ruchów rewolucyjnych w XIX i XX w. I to one miałyby wymyślać wspólne cele. Dziś związkami nie kierują już inteligenci, stąd i skłonność tej klasy próżniaczej do formułowania robotniczych celów, ujmowania się za nimi oraz wplatania postulatów socjalnych w dominujący dyskurs intelektualny jest zdecydowanie mniejsza.


Inteligenci poszukiwali w robotnikach klasy odrzuconej, społecznych wyrzutków, ofiar systemu. To właśnie stanięcie po ich stronie umożliwiało walkę z zastanym porządkiem społecznym. Lewicowcom XIX i XX wieku robotnicy byli potrzebni, by niszczyć.


Nadawali się do tego wyśmienicie. Wykorzenieni ze swoich naturalnych wspólnot i zbrukani. Ich życie wkomponowywało się w nowoczesny, industrialny obraz kominów, maszyn i pary. Ich napięte mięśnie pracujące przy cudach ówczesnej techniki pokazywały najlepiej, co należy ze światem zrobić: zmechanizować i zbarbaryzować.


Dopóki taki obraz pasował intelektualistom, dopóty ujmowali się za robotnikiem. Do dzisiejszej wizji modernizacji pasują już inne obrazy. Robotnicy, jeśli już się pojawią, stają się więc „niebezpiecznymi populistami”, nieodpowiedzialnymi i nieokrzesanymi wariatami. Świat przednowoczesny najłatwiej było zniszczyć rewolucją socjalną. Obecny – obyczajową. Grup odrzuconych szuka się więc gdzie indziej. Robotnikom już celów nie trzeba wymyślać. Niech sobie będą – byleby nie rzucali się w oczy.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka