Teologia Polityczna Teologia Polityczna
395
BLOG

Magda Gawin: Nienawiść do Polski międzywojennej

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 9

Nie ma okresu w polskiej historii równie nielubianego jak tzw. dwudziestolecie międzywojenne. Pierwszy krytyk, nazwijmy go realistą, spokojnie przejdzie nad modernizacją Wołynia, budową Gdyni, Centralnego Okręgu Przemysłowego, rozbudową miast, systemu szkolnego i sarknie, że tak naprawdę modernizacji nie było. Co najwyżej „wkręcanie żarówek”. Etatyzm był grzechem, łataniem dziur w budżecie. I rozpocznie tak: po 1926 r. rządziła hunta wojskowa, która poniewierała posłów i senatorów w Brześciu, nieskutecznie rozprawiała się z partyzantką komunistyczną, nielojalnymi mniejszościami narodowymi, prowadziła żałosna politykę zagraniczną. A na koniec skompromitowała się we wrześniu ‘39. Krytyk zatka uszy i wydmie wargi, kiedy tłumaczysz mu, ze w obliczu dwóch totalitarnych potęg załamałaby się każde państwo. On tego argumentu nie przyjmie i powie, że hunta wojskowa właśnie dlatego była pokraczna, operetkowa i okrutna. Polsce potrzebni byli sprawni gabinetowi politycy, a nie „dumne pajace” w mundurach. Krytyk, jako realista, wysunie swój ulubiony argument. W 1939 r. Polska powinna iść razem z Niemcami jak Węgry. Na argument, że wówczas Holocaust dokonałby się polskimi rękami, bo niedoszli sojusznicy nie zrezygnowaliby z planów zagłady Żydów - wstrząśnie ramionami – nie jego sprawa.

Krytyk oświecony dla odmiany nie lubi, brzydzi się Polska międzywojenną z innych względów. Od zabójstwa Narutowicza wszystko miało toczyć się po równie pochyłej. Postępujący antysemityzm, rasizm prawicowych elit, zajścia w Przytyku, getto ławkowe. Polskę dzielił krok, ledwie mały krok od uchwalenia ustaw norymberskich. Antysemityzm i rasizm był taki sam jak w III Rzeszy. Dlatego o przedwojennych poglądach Zofii Kossak-Szczuckiej nie wystarczy powiedzieć, że były pełne uprzedzeń wobec Żydów, należy przypiąć jej jeszcze łatę volkistki. Dopiero, kiedy całe środowisko poznańskiej „Kultury”, w której paszkwilanckie teksty pisywał zasłużony dla PRL Jan Dobraczyński, ale z którego wyszli też twórcy Rady Pomocy Żydom „Żegota”, nazwane zostaniem mianem protonazistów (bo tym byli w istocie niemieccy volkiści), dopiero wtedy oświecony poczuje ulgę. Dał upust swojej nienawiści. Pomyliła mu się co prawda nauka społeczna Kościoła katolickiego i pisma Ottokara Prohaszki z volkizmem, ale to przecież nic nie znaczy. Wszak polski antysemityzm i nacjonalizm wywodził się wprost z katolicyzmu, z polskiej tradycji, zakorzenił się w mowie, piśmie, odruchach, zachwaścił polską kulturę. Od Stanisława Staszica przez Adama Mickiewicza do współczesności. Takie państwo zasługiwało na karę.

Zajadli krytycy dwudziestolecia widzą tylko swoje totemy i biją przed nimi pokłony. Rozmawiać z nimi nie sposób, jak z każdym, kto nakłada kliszę i zasypuje frazesami każdy poważny problem. Wspólne dla tego myślenia jest nie tylko podszyta lekiem niechęć do państwa polskiego, ale przede wszystkim – poczucie wyższości. Współcześnie krytyk realista i krytyk oświecony wiedzą lepiej, jak powinna wyglądać prawdziwa modernizacja, prawdziwa tolerancja i skuteczna polityka zagraniczna. Można zadać sobie prowokacyjne pytanie - co jest miarą nowoczesności najbardziej zniesmaczonych krytyków dwudziestolecia międzywojennego? Czy upominają się o podmiotowe traktowanie Polski w polityce zagranicznej? Czy protestują przeciw drastycznej redukcji polskiej armii? Czy w polityce wewnętrznej wrażliwi społecznicy popierają kooperatywy jak Maria Dąbrowska? Czy debatują nad wzorcem rozwoju polskich wsi i miasteczek jak społecznicy - Józef Polak i Tomasz Janiszewski? Czy upominają się, aby polskie autostrady były budowane sprawnie i szybko, jak przed wojną magistrala węglowa i Gdynia? Czy tam, gdzie mechanizmy wolnego rynku zawodzą, inicjują etatystyczną politykę państwa wzorem Kwiatkowskiego? Czy na polskich kresach, tam, gdzie nie udało się zbudować struktur Solidarności w latach 80. XX w., umieją kontynuować tradycje polityki wojewody Józewskiego? Czy interesują się mentalnością, poglądami współczesnych kresowiaków, rolników, mieszkańców Polski B? Nie. Bo miarą naszej nowoczesności nie jest już inteligencki demokratyzm, ale – jak ostatnio skwapliwie objaśnił Adam Leszczyński z „Gazety Wyborczej” – tolerancja wobec gejów i aborcja z przyczyn społecznych (sic!). Tak w wielu środowiskach prezentują się horyzonty polskiej modernizacji.


Niechętny, czasem nienawistny stosunek do dwudziestolecia międzywojennego jest motywowany ideologicznymi obsesjami. Tylko tak można wytłumaczyć kuriozalny tekst z „Gazety Wyborczej” (2008-04-19), w którym autor nazwał Berezę Kartuską – obozem koncentracyjnym. Nawet jeśli przed wojną takie określenie pojawiało się, to po wojnie dla przygniatającej większości Polaków obóz koncentracyjny to miejsce kojarzące się z nazistowskimi kaźniami, gdzie zagazowano i zamęczono miliony niewinnych ludzi. Nic nie słyszałam o gazowaniu zsyłanych do Berezy komunistów, nacjonalistów, terrorystów i pospolitych złodziei. Świadczy to wymownie, że dwudziestolecie międzywojenne stało się po prostu scenerią dla współczesnych zmagań z, wszechobecnym podobno, polskim nacjonalizmem, nawet za cenę manipulowania historią.


Kto w dwudziestoleciu międzywojennym widzi wyłącznie mroczne widma pomajowego reżimu, narastającego nacjonalizmu i antysemityzmu, ten nie jest w stanie sprawiedliwie ocenić ani wysiłku modernizacyjnego pokolenia Polski niepodległej, ani wytyczyć współczesnego kierunku nowoczesności. Zamiast destylowania wszystkich błędów politycznych Polski międzywojennej i jałowego delektowania się nimi, zastanówmy się, dlaczego tamto pokolenie potrafiło bez pomocy i wsparcia z zewnątrz dokonać dużo więcej, niż my przy strukturalnym wsparciu z funduszy Unii Europejskiej. Może wówczas krytyk realista i krytyk oświecony dostrzeże w dwudziestoleciu bujny rozwój stowarzyszeń, inicjatyw społecznych, gospodarczych, zapał i uczciwość setek tysięcy ludzi cieszących się z odzyskanego państwa. Agresja na Polskę w 1939 r. państw sąsiedzkich wywołała rozpacz polskiej inteligencji, niezależnie od dzielących jej członków różnic, wystarczy wspomnieć reakcje Antoniego Słonimskiego, Stanisława Cata Mackiewicza, Zofii Kossak-Szczuckiej, Ksawerego Pruszyńskiego, Jerzego Gieydroyca, piłsudczyków, endeków i chadeków. Na wieść o wkraczających wojskach sowieckich artysta i pisarz Stanisław Witkacy popełnił samobójstwo. Czy dlatego, że chciał bronić skrajnej wersji polskiego nacjonalizmu? Że był za gettem ławkowym? Nie, bo nie utożsamiał swojego państwa ani z nacjonalistycznymi ekscesami, ani z nadużyciami władzy piłsudczyków, bo agresja Rosji i Niemiec w 1939 r. była dla polskiej inteligencji końcem ich Polski, takiej, jaką znali, tworzyli, o którą prowadzili zapiekłe spory i którą po prostu kochali. Pamiętajmy o tym przy kolejnych propedeutycznych manipulacjach, których istotą jest aplikacja atramentowo czarnej legendy Polski międzywojennej.


 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka