Telewizja raczy nas różnymi „koszmarkami” – można w niej znaleźć wszystkie okropności tego świata. Ostatnio widziałam fragment reportażu o pewnym człowieku, który po zażyciu środków odurzających niezwykle agresywnie zachowywał się w pociągu. Jego historię opowiadali współpasażerowie. Może nie zwróciłabym na tę opowieść szczególnej uwagi, bo chcąc nie chcąc nieco znieczuliłam się na tego typu materiały telewizyjne, ale było w niej coś naprawdę przerażającego. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że tak naprawdę nie jest to historia o zażywaniu dopalaczy, ale o wielkiej samotności, o cierpieniu i o ciemności.
Ci, którzy ją opowiadali, mówili, że nigdy nie widzieli, by ktoś się zachowywał w taki sposób. Byli do głębi poruszeni tym, co ich spotkało. Bo ów człowiek rzucał się po całym przedziale, chciał wyskoczyć przez okno, uderzał głową o śmietnik, próbował wejść pod siedzenie. Nie panował nad sobą i nad swoim ciałem, był nieobliczalny i chciał się unicestwić.
Wszyscy istniejemy dla Boga, wszyscy mamy szansę żyć w jego światłości. Czasami jednak gubimy ścieżki, plączemy drogi. Przeznaczeni do życia w niebie, „równi aniołom”, dzieci Boże – zanurzamy się w ciemności, nie zdając sobie sprawy, ile nas to może kosztować.
Daleka jestem od oceny tamtego człowieka, który po ataku agresji w pociągu stracił przytomność i wkrótce zmarł. Ale jego historia była dla mnie impulsem do rozmyślań nad tym, jak często omamia nas chęć spróbowania czegoś innego niż przykładne, można rzec – przepisowe – życie. Bóg daje nam wszystko, czego potrzebujemy, udziela nam niekończącego się pocieszenia i dobrej nadziei, umacnia nas i zaprasza do życia wiecznego w niebie. Tymczasem my wybieramy nieznane drogi, trudne i niebezpieczne do przebycia, często eksperymentujemy. Pozwalamy, by nasza dusza ocierała się o brud, o zło, a przecież nie to tego jesteśmy przeznaczeni.
O śmierci ciała mówi się w naszym świecie wiele. O zamachach na to życie, o śmiertelnych chorobach, o wypadkach i katastrofach. Chcemy to ciało za wszelką cenę ocalić. Mało natomiast we współczesnych mediach o śmierci duszy, o zaniku wrażliwości, uczuć, głębszych relacji. Wszystko to prowadzi do samotności i rozpaczy, a tę niezwykle trudno zagłuszyć. Niektórzy, by to zrobić, wciąż żyją w hałasie, bez względu na porę dnia mają włączone radio i/lub telewizję. Inni zatapiają się w różnego typu –holizmach, jeszcze inni kryją swoje prawdziwe uczucia za maską arogancji i przemocy.
„Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz Bogiem żywych” – czytamy w dzisiejszej ewangelii. Takie jest nasze przeznaczenie – by żyć i przynosić owoc obfity. Możemy mieć chore, pokaleczone ciała, możemy fizycznie być słabi, lecz w Bogu jesteśmy mocni i kierujemy się wyznaczoną ścieżką, by kiedyś w pełni zrozumieć, co oznacza być dzieckiem Bożym. Żywi – ożywieni Bożą miłością – wspinamy się na najważniejszy szczyt naszego życia – warto o tym pamiętać na stromych życiowych zboczach i niebezpiecznych zakrętach.
Rozważanie na XXXII Niedzielę Zwykłą, rok C2
Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka
Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie.
Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.
Z "Misji" Tezeusza.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości