Media zamarły w oczekiwaniu, oczy wszystkich zwrócone są ku miejscu, skąd nadejdzie magnetyzująca wiadomość. Tak, to będzie fascynująca wiadomość dla wszystkich ludzi na świecie. Tych dwoje ludzi – młodych ludzi - będzie rodzicami! Jakaż radość, jakie szczęście – urodzi się trzecie co do kolejności dziecko będące następcą tronu Wielkiej Brytanii – brawo! Każdy krok przyszłej matki jest bacznie obserwowany, każde zachowanie przyszłego taty, każdy gest to znak dla nas, zwykłych ludzi zachwycających się tym pięknem, tą wspaniałością. Ci piękni ludzie bez trosk, bez problemów, tacy odlegli… Tacy baśniowi, a jednak żywi, jednak z krwi i kości, nawet z uczuciami i emocjami, choćby po śmierci pielęgniarki (ta tragedia zamąciła tak piękne chwile, oh). Ale kto by się zbyt długo tym przejmował? Kate urodzi dziecko szczęścia, którego każdy dzień będzie pilnie obserwowany, inne dzieci będą nosić śpiochy z podobizną małej księżniczki lub małego księcia, rodzice będą nadawać imiona swoim dzieciom na cześć nowego potomka książęcej pary, każda matka chciałaby rodzić tam, gdzie księżna. A teraz świat czeka.
Nie, tak nie było. Raczej Józefa musiał przekonywać Anioł, że nie powinien się bać, że ma być wierny żonie i dziecku, bo to niesamowite dziecko. Zamiast USG miał świadectwo niebiańskiego posłannika – ot, taki MMS z nieba. Miriam raczej nie była uwielbiana, ale patrzono na nią podejrzliwie. Taka młoda, a już w ciąży i to ciekawe z kim? Młoda dziewczyna może czternastoletnia, a może jeszcze młodsza nie rozumiała zapewne większości spraw i tego, jak inni ją postrzegają, ale w swojej jeszcze wszak dziecięcej prostocie zawołała: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie wedle słów twoich” (Łk 1, 38).
Nie wiedziała za bardzo, co będzie się działo, co z Józefem, ale była zauroczona Bogiem i Jemu posłuszna. Wszak nie znała jeszcze zbyt dobrze Pism, a może w ogóle tylko tyle, ile jej tata powiedział. Czy miała świadomość i znała wagę wydarzenia, które miało nastąpić, w którym ona miała wziąć udział w pierwszoplanowej roli? A przecież księżną nie była, prawo jej nie chroniło, może nawet Józef jej nie ochroni. Bóg jednak o wszystko zadbał.
Nie martw się, jeśli Bóg powołuje daje też i chcenie i wykonanie. (Fl 2,13)
Dobrze byłoby, gdyby szpital był gotowy przyjąć młodą Miriam, gdyby był ostry dyżur i oczekiwanie, kiedy nastąpią pierwsze skurcze, kiedy będzie ten czas.
Niestety, ogłoszono dekret cesarza Augusta i chcesz czy nie, należy iść do Betlejem „na ostatnich nogach”. Boże, dlaczego? Na ośle taki kawał drogi? 120 kilometrów… Ile to dni drogi? Tydzień? No, ale oni byli przyzwyczajeni do pieszych wędrówek, nie mieli szybkich samochodów, nie mieli helikoptera ratowniczego, po prostu szli posłuszni władzy tego świata. Czy byli świadomi, że wypełniają proroctwo? Micheasz mówi jednoznacznie: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu” (Mi 5,1). Józef wraca do korzeni swojego rodu, rodu Dawida, aby tam wypełniło się proroctwo za sprawą spisu ludności ogłoszonego przez Augusta. Wszyscy oni w rękach Boga wykonują Jego odwieczny plan, bardziej lub mniej świadomie.
Bóg czyni swoją wolę, nawet wówczas, gdy jej nie rozumiemy czy nie jesteśmy jej świadomi. (Ps 103, 20-21)
W Betlejem było zapewne tłoczno, wielu ludzi się tam zeszło ze względu na spis, Józef nie mógł za szybko dotrzeć do „Domu Chleba - Betlejem” ze względu na stan swojej małżonki. Nie było miejsca na nocleg - a tu bóle porodowe. Zawiódł jako mąż, jako ojciec. Przecież miało być tak pięknie… Dlaczego Bóg nie zadbał o to, aby Jego w końcu Syn urodził się w pałacu czy szpitalu, czy choćby w domu? A my tu w stajni, jak zwierzęta. Jak bardzo jeszcze „nas” upokorzysz, Boże? Nie rozumieli w tym trudnym i wyczerpującym czasie Bożej perspektywy. Już wszystko było napięte do granic wytrzymałości. Jest dziecko, urodził się syn – Jeshua, mówisz, niech będzie, w końcu Pan tak powiedział. Pan zbawia – to imię wielu nosiło, ale nasz syn ma być inny, nie taki, któremu przyklejono emblemat, On ma być tym, kim jest nazwany.
Nikt na Niego nie czekał, tylko jacyś pastuszkowie przyszli i cieszyli się mówiąc: „Aniołowie nam powiedzieli o Nim”. Przenieśli się do domu, w końcu znalazło się odpowiednie miejsce (Mt 2, 11). A tu mędrcy – cóż to za ludzie, cóż to za prezenty? Wszystko niesłychanie dziwne. Obrzezanie (Łk 2, 21), jak zakon przykazał z nadaniem imienia, a potem jeszcze kilka dni, aby rytualnego oczyszczenia dotrzymać, czyli kolejne 33 dni w Betlejem. No i do Świątyni, aby Go oddać Panu – dobrze, że Jerozolima tak blisko. Anna, Symeon, wszystko zaczyna się układać, jak przez mgłę dociera do rodziców plan Boży. Tak wielu ludzi mówi do nas o wyjątkowości naszego Jeshua - a może nie naszego?
Najczęściej plan Boży dla twojego życia staje się jasny, gdy się dokonuje… lub dokonał…
Urodzony w Betlejem, wychowany w Nazarecie - mieście, skąd nie mogło przyjść nic dobrego (J 1,46). Znamy Nazaret, jesteśmy stąd, znamy ludzi, tego syna cieśli też, wszak skakał po naszych dachach, kiedy je naprawiał z ojcem. I On ma być Jeshua, ten od Pana? Nie, to niemożliwe, stawia nam za wzór pogankę z Sarepty Sydońskiej i Naamana, trędowatego wodza wojsk przeciwnika! Nie wytrzymali, chcieli Go zabić, strącić ze skały. Bezkompromisowy, głosi Słowa Boże jako moc mający, nie boi się demonów, chorych, nędzarzy. Jeshua, który przesiadywał z grzesznikami i celnikami. Nie, On nie może być od Boga!
Kate urodzi nam księcia. Tak, tego będziemy podziwiali, tego, który urodzi się w pałacu lub klinice, który już od małego będzie uwielbiany, pokazywany, wypatrywany przez nas i nic nas nie obchodzi, że go niebiosa być może nie oczekują. To nasz książę.
Jeshua, jaki Ty jesteś dziwny. Potem to Twoje nawiedzenie… Nagle ze znanego nam chłopaka kim się stałeś? Nawet Twoja matka, ta, która nie wiadomo co tam za młodu robiła, pomyślała, żeś oszalał (Mr 3, 21. 32). I te cuda, te znaki… Nie rozumiemy, jak w to wszystko uwierzyć, jak w Ciebie uwierzyć” A Ty wołasz i każesz wierzyć, że - umarłeś jako przebłaganie (zaspokojenie świętego gniewu Bożego z powodu grzechu) za „grzechy całego świata” (1 J 2, 2; 4. 9-10); że Ty wykupujesz i przebaczasz wszystkim, którzy uwierzą w śmierć i zmartwychwstanie Twoje, że wybawiasz od grzechu, śmierci i piekła (Ef 1, 7; 1 P 1, 18-19). Wołasz, że życie wieczne jest darem Boga (Rz 6, 23), że każdy, kto wierzy w Ciebie, nie zginie, ale będzie miał życie wieczne (J 3, 16-18). Przez Twoich apostołów mówisz (1 Tm 4, 10), że „położyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących”. W kolejnym liście, tym razem do Hebrajczyków (Hbr 2, 9) stwierdzasz, że Ty „na krótko uczyniony zostałeś mniejszym od aniołów, ukoronowany chwałą i dostojeństwem za cierpienia śmierci, abyś z łaski Bożej zakosztował śmierci za każdego z nas”. Każesz wnioskować, że ofiara -Twoja ofiara, jednająca człowieka z Bogiem - jest wystarczająca dla zbawienia całej ludzkości.
Jak trudno w to uwierzyć, patrząc na początek i koniec Twojego życia tu na ziemi! Urodziłeś się, choć byłeś zawsze, wybrałeś stajnię, zabili cię na widoku publicznym, nie umierałeś gdzieś w domu otoczony miłością i wdzięcznością, ale szydzili z Ciebie i wyrwali twoje życie, gdy chciałeś żyć.
My Ciebie zabiliśmy, bo nie rozumiemy tak prostej prawdy – że przyszedłeś do naszej stajni życia, że jesteś z nami, gdy mówimy o Tobie i gdy zwiastujemy Twoją miłość, choćbyśmy mieli zawisnąć na krzyżach, własnych krzyżach. Ale jesteś daleki, gdy żyjemy z dala od Ciebie, odrzucając Twoją stajenkę. Inni, odrzucając Twoje poniżenie – uważają nas za głupców, gdy mamy „maślane oczy” na myśl o Tobie, gdy Ty jesteś tym, o którym chcemy ciągle mówić i mówić, i Ty jesteś, stajesz się powodem, jedynym powodem naszego życia tu na ziemi. Nawet nasze matki mogą sądzić, że straciliśmy rozum, ale stracić rozum dla Ciebie to zyskać życie w Tobie.
Wierzę, Panie i pragnę, aby moje życie było odblaskiem Twojej chwały.
Zrodziłeś się we mnie jak wówczas w stajence i wzrastasz we mnie, a ja pragnę być Twoją Świątynią.
Pragniemy być Twoim ogrodem, po którym możesz przechadzać się i z radością witamy Cię każdego dnia. Pragniemy być nowym Edenem, który wyczekuje Ciebie i pragnie Ciebie, jak ziemia spieczona pragnie wody, jak łania spragniona. Tak pragniemy Ciebie Boże, a bez Ciebie nasze życie nie ma sensu ani powodu, aby istnieć. Boże, przyjdź do nas, przyjdź do nas, Polaków, abyśmy Cię doświadczyli. Niech Betlejem stanie się w naszym kraju. A może już się urodziłeś, tylko my nie zauważamy?
www.tezeusz.pl
Rozważanie na IV Niedzielę Adwentu, rok C1
Przeczytaj także