ANDRZEJ MISZK
Prześmiewczo stosowany epitet "Najgorszy sort Polaków" jest dla KODerów groźnym narkotykiem politycznym.
Od początku byłem sceptyczny odnośnie do tworzenia szydery, a tym bardziej prowokacyjnej tożsamości KOD-u oraz uczestników ruchu demokratycznego wokół poniżającego określenia Jarosława Kaczyńskiego, użytego wobec nas "Najgorszy sort Polaków". Od wczoraj mój sceptycyzm stał się wyraźnym krytycyzmem. Dlaczego?
1. Tworzenie prześmiewczej i prowokacyjnej tożsamości KODerów wokół poniżającego określenia JK nie jest niewinną zabawą. Przeciwnie: ma tworzyć w uczestnikach ruchu demokratycznego tożsamość i więź wokół indywidualnie i wspólnotowo przeżywanego doświadczenia upokorzenia i zranienia. Nawet jeśli wyszydzamy to w ten sposób i z tego, co w zamiarze JK miało nas poniżyć, robimy źródło swoistej dumy, to właśnie wokół upokorzenia tworzymy własną tożsamość, której celem jest emocjonalne doświadczenie stałej i narastającej wrogości wobec JK i PiS-u.
Prześmiewczo przypominane sobie upokorzenie służy politycznie głębokiej emocji wrogości wobec przeciwnika politycznego. Ta wrogość ma być tak trwała, silna i energetyzująca, aby była nieustannym paliwem politycznym naszego nakręcania się. Tak, aby tej przepaści już nigdy nie mogło nic zasypać.
2. Przyjmując prześmiewczo ten pogardliwy epitet, dokonujemy nieświadomie czegoś w rodzaju negatywnej projekcji. Nie wyrażając tego wprost, a co więcej, ukrywając nasze faktyczne intencje, komunikujemy ludziom z PiS-u i jego sympatykom: "To właśnie wy jesteście gorsi, najgorsi. Nie możemy wam tego powiedzieć wprost, bo jesteśmy zbyt kulturalni i wiemy, co wypada, a co nie, i nie chcemy stracić we własnych oczach, ale to wy pisowcy jesteście najgorszym sortem Polaków". Taka - moim zdaniem - jest rzeczywista, nieświadoma, ale dość czytelna treść i intencja tej wpół świadomej, a wpół nieświadomej negatywnej projekcji.
Czyli mówiąc wprost, odwróciliśmy i wzmocniliśmy obelgę JK, i pokazaliśmy ją jako lustro naszym przeciwnikom. Po inteligencku wyraziliśmy swą własną silną emocję pogardy i nienawiści, zachowując jednocześnie udawane poczucie bycia samemu ofiarą obelg i upokorzenia.
3. Używając epitetu NSP w celach, które opisałem powyżej, weszliśmy w narrację Kaczyńskiego i PiS-u. To, że zrobiliśmy z tego szyderę, nie zmienia faktu - zwłaszcza w kontekście naszych negatywnych projekcji - że staliśmy się niewolnikami narracji naszych przeciwników oraz zeszliśmy na podobnie niski poziom wzajemnych obelg i poniżeń.
4. W sensie ściśle politycznym użytek zrobiony z NSP jest wprost genialny: mamy świetny, energetyzujący, prześmiewczy epitet, który bardzo efektywnie organizuje różnorakie emocje niezbędne w walce politycznej. Niestety jest to instrument walki politycznej na wzajemne wyniszczenie. To jest poziom walki Tutsi i Hutu w przeddzień tego, zanim zaczęli jedni drugich wyrzynać maczetami.
NSP jest groźnym narkotykiem politycznym, który ma nas utrzymywać w "dobrej formie". Niczym nie różni się od narkotyków politycznych, którymi od lat Kaczyński i czołówka PiS-u faszerują swoich wyznawców i sympatyków. Zalecam ostrożność w stosowaniu mocnych dragów - również, a może zwłaszcza, w polityce.
Komentarze