W poprzednim wpisie, który na krótko zaistniał na stronie głównej postawiłem tezę, że książka Cenckiewicza i Gontarczyka nie jest tak naprawdę o Bolku, tylko o Wałęsie.
Pierwsze rozdziały opisujące działalność TW Bolek są tak naprawdę tylko wstępem, tłem do opisu działalności Wałęsy w latach 90. Działalności poza granicami prawa, pełnej nadużyć i - zdaniem autorów - całej gamy przestępstw.
Jeśli opisane fakty są prawdziwe, to zrozumiałe staje się dlaczego cała medialna nagonka na książkę sprowadza się do Bolka. Obrońcy Wałęsy wcale nie chcą go wybielić z działalności agenturalnej! Typową metodą indukcyjną (od szczegółu do ogółu) usiłują oczyścić Wałęsę (i wspólników, a jakże) z zarzutów stawianych przez autorów odnośnie działalności w latach 90.
Metoda przedstawia się następująco:
1. Autorzy zarzucają Wałęsie, że był Bolkiem, ale
2. Nie ma na to bezpośrednich dowodów, więc
3. Wałęsa nie jest Bolkiem, czyli
4. Cenckiewicz i Gontarczyk kłamią, stąd
5. Idąc od szczegółu do ogółu wszystko pozostałe też jest kłamstwem, reasumując
6. Wałęsa nic nie wykradał, z akt nic nie zginęło, nie było przestępstwa a zarzuty są nieprawdziwe.
I po to tak naprawdę Bolek jest potrzebny Wałęsie. Dlatego w dyskusji o książce ten temat będzie podgrzewany a pytania o czas prezydentury Wałęsy kanalizowane.
Czy znajdzie się jakiś dziennikarz, który potrafi pójść pod prąd i nie pytać Wałęsę o Bolka?
Inne tematy w dziale Polityka
