Od ponad dwóch lat Jan O., biznesmen z Katowic próbuje przekonać prokuraturę, że nie namawiał nikogo do wystraszenia właściciela konkurencyjnej firmy. Mimo oczekiwań prokuratury wszyscy powoływani przez nią biegli sądowi zgodnie twierdzą, że mężczyzna jest tak chory i nie może być przesłuchiwany.
W lipcu 2008 roku Jan O. został zatrzymany przez policjantów. W Prokuraturze Rejonowej w Tarnowskich Górach usłyszał zarzut. Prokurator uznała, że są dowody na to, iż „w marcu 2008 r. miał nakłaniać niejakiego Marka C. do stosowania wobec Adama B. gróźb bezprawnych”.
O. był już od kilku lat pod stałą opieką lekarzy kardiologów, neurologów i psychiatrów. Wśród licznych schorzeń lekarze wymieniali np. zaawansowaną miażdżycę, która doprowadziła niemal do całkowitego zwężenia tętnicy, co „może w każdym momencie stresu lub wysiłku fizycznego skutkować zawałem serca lub zgonem” (z opinii biegłej sądowej dr Hanny Winiarskiej).
Dr Rafał Gardas z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach stwierdził z kolei istnienie „bardzo dużego stopnia zagrożenie wystąpieniem zawału serca lub nagłego zgonu. Z tego powodu zakwalifikowano pacjenta w trybie pilnym do wykonania zabiegu rewaskularyzacji”.
Mimo pliku zaświadczeń lekarskich podczas przesłuchania Jana O. nie był obecny lekarz, nie został nwet zbadany. W grudniu 2008 r. Jan O. trafił na oddział psychiatryczny szpitala w Rudzie Śląskiej. Kilka miesięcy potem, w lutym 2009 r. leżał na oddziale neurologicznym w szpitalu, a w marcu przebywał na kardiologii Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach. Dlatego prokurator nie mogła postawić mu zarzutów i posadzić O. na ławie oskarżonych.
Śledczy postanowili natomiast sprawdzić, czy kolejne pobyty w szpitalach nie są czasem fikcją, a Jan O. tak naprawdę kpi ze śledczych, bo jest okazem zdrowia. Skierowali O. na badanie przez biegłych w Piekarach Śląskich. Biegli orzekli, że Jan O. nie symuluje.
Po takim orzeczeniu przestali cieszyć się zaufaniem prokuratury, do której zostali wezwani na przesłuchanie. Uprzedzono ich o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. Pytano, kiedy Jan O. wyzdrowieje, ale lekarze nie potrafili podać żadnej konkretnej daty.
W całej sprawie jest dużo niejasności. Dotarliśmy do pism, które Jan O. wysłał do Prokuratury Krajowej. Pisze w nich o zbiegach okoliczności oraz o tym, że „na mieście mówi się o tym, iż za jego załatwienie ktoś wziął kilkaset tysięcy złotych”. Ten wątek nie zainteresował prokuratury.
natomiast z akt sprawy O. w Prokuraturze Rejonowej w Tarnowskich Górach zaginęło kilkadziesiąt stron ważnych dokumentów. Kiedy po miesiącach starań adwokatom udało się dostać ponad 1400 stron kserokopii całych akt prowadzonego postępowania, zaniemówili.
- Pierwszy raz z czymś takim się spotkałem. W aktach sprawy brakuje kilkudziesięciu stron pism, które zanosiła żona lub wysyłano pocztą. Wśród nich nie ma opinii kardiologicznej oraz psychiatrycznej wraz z wynikami badań, a nawet wezwań naszego klienta do prokuratury w Tarnowskich Górach - mówi jeden z adwokatów.
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach nie zauważyła żadnych nieprawidłowości. Także braku numeracji stron w tomie akt. Zostało to odkryte dopiero przez adwokatów.
Nie wiadomo, dlaczego przesłuchania świadków i konfrontacje odbywały się bez udziału adwokatów Osucha. Prokurator nie zareagowała też na wniosek obrońców wykonania na ich koszt ekspertyzy telefonu Osucha, przechowywanego w policyjnym sejfie, z którego „wyparowały” sms-y z pogróżkami adresowanymi do niego. Sprawa została od razu umorzona, a nie zawieszona. Prokuratura w Zabrzu zakończyła postępowanie bez powołania biegłych i przesłuchania pokrzywdzonego. Decyzja prokuratury została zaskarżona przez adwokatów Jana O., i wciąż czeka na finał.
W Tychach prokuratura wciąż usiłuje wyjaśnić powoływanie się przez zamieszanego w intrygę innego mężczyznę na swoje wpływy w policji i prokuraturze w Tarnowskich Górach. Prokuratura w Sosnowcu badała sprawę zastraszania świadków, którzy złożyli zeznania korzystne dla O. Śledczy nie udzielają żadnych informacji „ze względu na dobro śledztwa”.
W lipcu i sierpniu 2009 r. Jan O. stanął przed dwiema komisjami ZUS. Obie orzekły, że jest chory i na dwa lata przyznały mu rentę inwalidzką. Dla prokuratury oraz dla sądu ZUS także był niewiarygodny. Pojawiły się opinie kolejnych biegłych sądowych. Mniej więcej raz na dwa miesiące Jan O. był badany przez innego lekarza.
Powoli na Śląsku zaczęło brakować specjalistów z odpowiednimi uprawnieniami. Jan O. został wysłany do Chrzanowa w woj. małopolskim. Tam zbadał go biegły lekarz sądowy z listy Sądu Okręgowego w Krakowie. Tez stwierdził, że O. jest chory.
Lekarze zaczynali się bać powoływania w charakterze biegłych w sprawie Jana O. Świeżo mieli w pamięci przypadek dr Jerzego C. z Jaworzna. Prokuratura z Tarnowskich Gór zawiadomiła bowiem policję, że podejrzewa lekarza o poświadczenie nieprawdy. Po pobieżnym śledztwie dr Jerzy C. został oskarżony o wystawienie lewego zaświadczenia Janowi O. Teraz dr C. zabezpiecza się i w wydawanych przez siebie opiniach pisze tak:
„Badanie przeprowadzono (…) w obecności syna badanego oraz innej osoby towarzyszącej badanemu przez dwóch biegłych lekarzy, w związku z toczącym się procesem po bezpodstawnym i błędnym oskarżeniu podważającym wiarygodność jednego wydanego zaświadczenia lekarskiego i sfałszowania dokumentacji lekarskiej, pomimo istnienia obszernej dokumentacji lekarskiej i opiniodawczej w wielu placówkach leczniczych”.
Zastanawiający jest nadzór nad działaniami prokuratury tarnogórskiej przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach i Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach.
W aktach sprawy jest m. in. kuriozalne pismo Mariusza Gózda z katowickiej apelacji z dnia 30 kwietnia tego roku, w którym prokurator twierdzi, że „jedynym dowodem określającym stan zdrowia jest opinia biegłego lekarza, powołanego w konkretnej sprawie karnej. Opinii tej nie można podważyć żadnymi wynikami badań przeprowadzanych przez innych lekarzy, ani opiniami wydanymi w innych sprawach, także karnych”.
To absurd oznaczający, że dr Kowalski wydając opinię w innej sprawie a dotyczącej tego samego pacjenta do drugiej sprawy musi go zbadać ponownie, bo jego opinia nie będzie już ważna. Poza tym w tej sprawie prokuratura już dostała opinie dwóch biegłych. Poza tym pismo to podważa instytucję biegłego sądowego w ogóle. No i, jeśli opinię wyda np. profesor krajowy konsultant, to będzie ona mniej ważna niż opinia zwykłego lekarza, byle ten był powołany przez prokuraturę.
Do dziś w kwestii zdrowia Jana O. wypowiedziało się już 19 (!) lekarzy z uprawnieniami biegłych: 2 powołanych przez prokuraturę, 6 powołanych przez sąd, 4 powołanych przez ZUS i 6 powołanych przez samego Jana O. Jak dotąd wszyscy zgodnie stwierdzali, że Jan O. jest ciężko chory i musi się leczyć. Nieufna prokuratura powołała kolejnego biegłego.
Niewykluczone, że od tego lekarza oczekuje się, że zakwestionuje opinie i ekspertyzy swoich dziewiętnastu poprzedników. Wówczas ich wszystkich, a nie tylko dr. Jerzego C., będzie można postawić w stan oskarżenia.
W tej samej sprawie poza Janem O. jest jeszcze dwóch innych podejrzanych. Obaj są zdrowi. Jeden z nich przyznał się do zarzucanego mu czynu. Ich proces nie może się rozpocząć, bo prokuratura chce, aby byli osądzeni razem z Janem O.
Inne tematy w dziale Polityka